Z początkiem 2017 r. obchodzić będziemy pięciolecie elektronicznej publikacji prawa w Polsce. Warto z tej okazji przypomnieć nieco faktów i poczynić kilka uwag.
Maciej Berek, doktor nauk prawnych, radca prawny, w latach 2008– –2015 prezes Rządowego Centrum Legislacji / Dziennik Gazeta Prawna
Obowiązek publikowania prawa ma umocowanie konstytucyjne. Przepis art. 88 ust. 1 ustawy zasadniczej stanowi, że warunkiem wejścia w życie ustaw czy rozporządzeń jest ich ogłoszenie. Jest to odzwierciedlenie zasady wyrażonej w paremii lex non obligat nisi promulgata (ustawa nie obowiązuje bez jej ogłoszenia). Nałożony na państwo obowiązek ogłoszenia prawa jest ściśle związany z powszechnym wymogiem przestrzegania go, co wynika z art. 83 konstytucji. Innymi słowy obywatele muszą mieć możliwość zapoznania się z treścią przepisów, do których mają się stosować.
Dzienniki urzędowe, zgodnie z wieloletnią tradycją, ukazywały się w Polsce w postaci papierowej. Obecnie podstawą prawną do ich wydawania jest ustawa z 20 lipca 2000 r. o ogłaszaniu aktów normatywnych. Pierwsze zmiany przepisów, których celem była przyszła elektronizacja procesu publikowania prawa, dokonywane były już w 2005 r. Nie wszystkie zostały wówczas w pełni wdrożone, co może cieszyć zważywszy na to, że przewidywały m.in. odpłatne udostępnianie elektronicznych dzienników urzędowych.
Na dobre prace ruszyły w 2008 r. i jeszcze w tym samym roku, w maju, na stronach internetowych Rządowego Centrum Legislacji udostępniono po raz pierwszy elektroniczną wersję dzienników wydawanych równocześnie w wersji papierowej. Po kolejnych korektach przepisów oraz udoskonaleniu narzędzi informatycznych, 1 stycznia 2012 r. Polska dołączyła do grona krajów, w których publikacja elektroniczna jest oficjalnym i wyłącznym sposobem ogłaszania prawa.
W konsekwencji dostęp do treści opublikowanych aktów znacząco się zwiększył. W 2011 r., czyli ostatnim, w którym ukazywała się papierowa wersja Dziennika Ustaw, jego nakład wynosił ok. 10 tys. egzemplarzy. Po akty publikowane przez RCL w postaci elektronicznej sięgano natomiast: w 2012 r. ponad 4 mln razy, w 2013 r. ponad 7 mln razy, w 2014 r. niemal 9,5 mln razy, a w 2015 r. ok. 16 mln razy. Porównanie tych liczb mówi samo za siebie. Internet stał się dla wszystkich zainteresowanych naturalnym, pierwotnym oraz wiarygodnym źródłem oficjalnie ogłoszonych aktów prawnych.
Warto podkreślić, że dostęp do dzienników elektronicznych możliwy jest co do zasady w sposób ciągły, bez żadnych przerw technologicznych. Strony internetowe RCL (www.dziennikiurzedowe.gov.pl) pozwalają zapoznać się nie tylko z treścią Dziennika Ustaw oraz Monitora Polskiego, ale także wszystkich pozostałych dzienników urzędowych – zarówno tych wydawanych przez organy centralne, jak i wojewódzkie. Znajdziemy tam także skany wszystkich numerów Dziennika Ustaw opublikowanych w Polsce począwszy od 1918 r.
Co też istotne, informatyzacja nie ograniczyła prawa dostępu do dzienników urzędowych tym wszystkim, którzy nie chcą, nie potrafią albo nie mogą korzystać z komputera i z internetu. W świetle obowiązujących przepisów możliwość zapoznania się z dowolnym aktem musi im zapewnić urząd gminy (w praktyce chodzi o udostępnienie stanowiska komputerowego). Urzędnicy są też obowiązani wydrukować ów akt na życzenie obywatela, a ewentualna opłata nie może być wyższa od faktycznego kosztu druku. Można powiedzieć, że osoba mniej zorientowania w meandrach systemu prawnego nie będzie potrafiła poradzić sobie z wyszukaniem interesującego ją aktu prawnego, nawet jeśli zostanie posadzona przed komputerem z dostępem do elektronicznych dzienników. Jest to obawa uzasadniona, ale tak samo prawdziwa jest obawa, że ta sama osoba postawiona wobec tomów papierowych roczników dzienników będzie równie bezradna. W każdym z tych przypadków kluczową rolę odgrywa urzędnik, dzięki którego pomocy to obywatelskie prawo dostępu do informacji o treści prawa nabierze realnego kształtu.
Przypadające wkrótce 5-lecie formalnego wdrożenia elektronicznych dzienników urzędowych oraz dołączenie tym samym przez Polskę do stale zwiększającej się grupy krajów, które stosują to rozwiązanie, może być powodem do satysfakcji. Nie powinno jednak być równoznaczne z zamknięcie prac nad formami, w których udostępnia się obywatelom informację o treści prawa. Zwiększenie regularności wydawania tekstów jednolitych ustaw, a także zamieszczony w Portalu Publicznej Informacji o Prawie (na stronie internetowej RCL) skorowidz aktów prawnych stanowią kolejne, ale wciąż tylko przygotowawcze etapy. Treść całego aktu jest przeważnie potrzebna tylko profesjonalistom, większość osób szuka informacji o konkretnej, dotyczącej ich sytuacji, regulacji. I to jest zadanie dla państwa w epoce coraz większej komplikacji przepisów przy równoczesnym postępie technologicznym: stworzenie powszechnego i nieodpłatnego systemu informującego o stanie prawnym obowiązującym w danym dniu. System ów powinien udostępniać zainteresowanym treści prawa najbardziej adekwatnego do nurtującego ich pytania czy problemu, z którym muszą się zmierzyć. To dalece wykracza poza wydawanie tradycyjnych dzienników urzędowych. Jednak państwo w sposobie komunikowania się z obywatelami musi podążać za cywilizacyjnymi wyzwaniami.
Warto także przywołać dwie bardzo aktualne refleksje związane ze skutkami elektronicznej publikacji prawa. Po pierwsze, podnoszone w przestrzeni publicznej żądanie „wydrukowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego” powinno być nieco skorygowane. Wyroki te nie są bowiem drukowane, a ogłaszane (w formie elektronicznej). Po drugie, warto zwrócić uwagę, że elektroniczne wydawanie dzienników urzędowych oznacza, że także akty prawne kierowane do ogłoszenia w tych dziennikach wydawane są w formie elektronicznej. Minister wydający rozporządzenie podpisuje więc swoim kwalifikowanym podpisem elektronicznym plik z tekstem tego rozporządzenia. Podobnie prezydent podpisujący ustawę, zgodnie z obowiązującymi przepisami, dokonuje tego w postaci elektronicznej (składa podpis elektroniczny). Zdarzające się więc od czasu do czasu uroczyste podpisanie ustawy przez prezydenta, w obecności kamer, w czasie którego prezydent składa własnoręczny tradycyjny podpis pod tekstem ustawy, ma znaczenie wyłącznie ceremonialne. W sensie prawnym liczy się tylko podpis elektroniczny złożony pod tekstem ustawy w formie elektronicznej.