Pojawiają się postulaty ograniczenia liczby wniosków o dostęp do informacji publicznej. Miałoby to odciążyć administrację. Społecznicy uważają, że to pretekst, by zmniejszyć jawność działania.

Po kilkunastu latach obowiązywania ustawy z 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. nr 112, poz. 1198 ze zm.) wzmagają się dyskusje o jej nowelizacji.

– Trzeba się zastanowić, czy szeroko rozumiane prawo do informacji nie wpływa negatywnie na realizację podstawowych zadań przez administrację – stwierdziła prof. Irena Lipowicz, rzecznik praw obywatelskich, podczas piątkowej konferencji na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Również minister administracji i cyfryzacji podkreśla, że trzeba wyznaczyć granice jawności. – Zbyt dogmatyczne zapatrzenie się w kierunku nieograniczonej niczym jawności niesie ze sobą zagrożenia – przyznaje Rafał Trzaskowski.

Przedstawiciele władz i duża część naukowców są zdania, że trzeba na nowo wyznaczyć punkt równowagi między konstytucyjnym prawem obywateli do informacji a koniecznością zapewnienia prawidłowego funkcjonowania urzędów. Według nich są one zalewane wnioskami o udostępnienie publicznych danych. Generuje to koszty i dezorganizuje pracę urzędów, które zamiast skupiać się na realizacji podstawowych obowiązków, poświęcają czas na opracowywanie odpowiedzi. Jest to zwłaszcza dokuczliwe, gdy ktoś składa jednocześnie kilkadziesiąt wniosków.

Jednym z pomysłów jest wprowadzenie do ustawy klauzuli ograniczającej dostęp do informacji. Miałaby ona polegać na tym, że organ mógłby odmówić udostępnienia danych, gdy przygotowanie odpowiedzi powodowałoby zakłócenie pracy urzędu albo występowałoby nadużycie w korzystaniu z prawa do informacji przez obywatela. Oceniałby to szef urzędu.

– We Francji organ nie jest zobowiązany do podejmowania działań wobec wniosków o informację stanowiących nadużycie ze względu na ich liczbę bądź powtarzający się charakter – wskazuje dr Agnieszka Piskorz-Ryń z UKSW.

Wśród prelegentów na konferencji nie było nikogo z organizacji pozarządowych.

Dyskusje o nadużywaniu prawa do informacji są groźne

Szymon Osowski, prezes Stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Traktowanie wykonywania przez obywateli prawa dostępu do informacji jako bariery sprawności działania administracji to sztucznie kreowany przez urzędników problem. Można to jednoznacznie stwierdzić, odwołując się do statystyk. Zbadaliśmy urzędy samorządowe, które narzekają na przeciążenie pracą związane z udzielaniem odpowiedzi na wnioski o udostępnienie danych. Okazało się, że duża część starostw musi rozpatrzyć rocznie raptem kilkanaście takich wniosków. Gdyby więc dyskusja o kwestii domniemanego nadużywania prawa do informacji opierała się na twardych danych liczbowych, to wyszłoby, że problemu nie ma. Żaden organ administracji nie pokusił się jednak, by stworzyć taki raport. Takie teoretyczne debaty mogą doprowadzić do nieuzasadnionej nowelizacji przepisów skutkującej ograniczeniem prawa obywateli do informacji publicznej. Być może pod pozorem nadmiaru pracy chodzi o zmniejszenie jawności działania. Jeśli chcemy zmian, to lepiej pomyśleć o modernizacji powszechnie dostępnych źródeł informacji, jak biuletyny informacji publicznej. Gdy urzędy będą zamieszczać tam kompleksowe dane, nie będzie konieczności składania wniosków.