Koniec z karami administracyjnymi idącymi w setki tysięcy złotych. Organ administracji, zanim obciąży obywatela drakońskimi konsekwencjami, będzie musiał dokładnie przeanalizować stan faktyczny sprawy. Przepis nie wystarczy.
Administracja w nowej odsłonie / Dziennik Gazeta Prawna
Taki efekt powinna wywołać nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego, która została wczoraj przyjęta przez rząd. Jedyną „ofiarą” rządowych konsultacji padła zapowiadana przez resort rozwoju umowa administracyjna, której, jak na razie, nie będzie.
Służby górą
Wprowadzenie umowy administracyjnej miało być realizacją wieloletnich postulatów obywateli oraz ekspertów. W założeniu miała ona w wielu postępowaniach zastępować decyzje. Przy czym – w największym uproszczeniu – urzędnicy ze stronami postępowania mieliby się dogadywać co do sposobu rozstrzygnięcia sprawy, zamiast bazować na władczym postanowieniu organu.
Tyle że na takie działanie nie było zgody sekretarza kolegium ds. służb specjalnych.
„Nieznana do tej pory polskiemu postępowaniu administracyjnemu instytucja umowy administracyjnej (...) w kształcie normatywnym zaproponowanym w projekcie może prowadzić do eskalacji zjawisk o charakterze korupcjogennym” – ostrzegał sekretarz Tomasz Borkowski. Ministerstwo Rozwoju uznało natomiast, że w imię dyskusji na temat jednego rozwiązania, bezcelowe jest opóźnianie przyjęcia szeregu innych regulacji.
Resort jednak nie ukrywa, że będzie chciał wrócić do koncepcji umowy administracyjnej i uczyni to za jakiś czas – już po przyjęciu innych rozwiązań z pakietu 100 zmian dla firm i Konstytucji biznesu.
Kara według zasług
Inne rozwiązania zaproponowane w nowelizacji kodeksu postępowania administracyjnego eksperci chwalą. Pochwały – choćby prawników BCC – zbiera przede wszystkim pomysł wprowadzenia miarkowania kar administracyjnych przez urzędników. Przez wiele lat państwo do sankcji administracyjnych podchodziło bowiem zero–jedynkowo. Np. obywatel, który dopuścił się drobnej samowoli budowlanej – zapłacił 60 tys. zł kary, a na dodatek musiał na własny koszt rozebrać postawiony obiekt.
Kobieta, która ustawiła automat do gier w lokalu gastronomicznym bez zezwolenia, płaciła 900 zł grzywny. A do tego 12 tys. zł kary administracyjnej. Urzędnicy chcieli wymierzyć tym osobom niższe kary, ale nie mogli.
– Sankcje administracyjne przybierały do tej pory często bardziej rygorystyczną postać niż karne. Wszyscy znamy przypadki, gdy obywatele za wycinkę obumarłego drzewa musieli płacić kary rzędu 100 tys. zł. Dzięki zasadzie adekwatności kar takie sytuacje już nie powinny się zdarzać. Organ administracji weźmie bowiem pod uwagę okoliczności danej spraw – tłumaczy wiceminister rozwoju Mariusz Haładyj.
Rząd proponuje, by wymierzając karę pieniężną, organ administracji publicznej brał pod uwagę między innymi:
- wagę, okoliczności, w szczególności wymagające ochrony życia lub zdrowia, ochrony mienia w znacznych rozmiarach lub ochrony ważnego interesu społecznego oraz czas trwania naruszenia prawa;
- częstotliwość niedopełniania obowiązku, z którego powodu ma być nałożona kara administracyjna;
- uprzednie ukaranie za to samo zachowanie;
- wysokość osiągniętej korzyści lub straty, której udało się uniknąć;
- sytuację majątkową strony.
W niektórych sytuacjach urzędnicy będą mogli w ogóle odstąpić od wymierzenia kary. Stanie się tak choćby wówczas, gdy waga naruszenia będzie znikoma lub strona została już wcześniej za swój czyn ukarana.
Milczenie jest zgodą
Inne z rozwiązań, które wprowadzi nowelizacja k.p.a. to milczące załatwienie sprawy. Polegać ono będzie na tym, że jeśli urząd w prostych sprawach nie wyda decyzji we wskazanym terminie (co do zasady w ciągu miesiąca), strona będzie mogła uznać, że organ odpowiedział na wniosek pozytywnie. Jednocześnie wydana w milczący sposób decyzja będzie korzystała z tej samej ochrony co wydana w sposób „czynny”. Jeśli więc urzędnik postanowi wydać rozstrzygnięcie w późniejszym terminie, nie będzie mógł w standardowych okolicznościach wzruszyć decyzji „milczącej”.
Rozwiązanie to wywołało szereg kontrowersji wśród urzędów. Wiele z nich zwracało uwagę, że w praktyce może to sparaliżować ich funkcjonowanie. Ich zdaniem bowiem zdarzają się przypadki, gdy urzędnik nie jest w stanie wydać decyzji w ustawowym terminie. A przyjęcie, że wówczas należy wniosek uznać za rozpatrzony pozytywnie, może – w ocenie urzędników – pozbawić państwa jakiejkolwiek kontroli nad tym, co robią obywatele.
Ministerstwo Rozwoju w tej kwestii było jednak nieugięte. Zdaniem wiceministra Mariusza Haładyja obawy o to, że urzędnicy stracą kontrolę nad wydawanymi decyzjami, są nieuzasadnione.
– To dodatkowa mobilizacja do terminowego załatwienia sprawy – podkreślił wiceminister w rozmowie z DGP.
Nowe przepisy mają wejść w życie 1 czerwca 2017 r.
Etap legislacyjny
Projekt czeka na przesłanie do Sejmu