Jutro rząd ma ostatecznie zdecydować, w jaki sposób zamierza wdrożyć unijne dyrektywy dotyczące zamówień publicznych.
Polska musi to zrobić do 18 kwietnia 2016 r. W przeciwnym razie grozi nam utrata funduszy europejskich. Rząd pracuje nad projektem nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych przejętym po poprzednikach, ale jednocześnie zastanawia się nad innym rozwiązaniem – przygotowaniem małej nowelizacji, która ograniczyłaby się jedynie do implementacji tego, co niezbędne. Jak dowiedział się nieoficjalnie DGP, w ostatni czwartek zapadła decyzja o powołaniu specjalnego zespołu, który ma zbadać, na ile jest to realne, i do jutra przedstawić swą ocenę. Jeśli będzie ona pozytywna, to właśnie na techniczną nowelizację zdecyduje się rząd.
Dlaczego nie przyjąć już gotowego projektu przygotowanego przez Urząd Zamówień Publicznych? Wzbudza on wiele kontrowersji, na które zwracała uwagę Konfederacja Lewiatan na zwołanej w tym celu konferencji prasowej.
– Podczas konsultacji społecznych zgłoszono do niego około 700 uwag, z których prawie żadna nie została uwzględniona. Jego przyjęcie spowoduje chaos na rynku, przywrócenie porządku, jeśli w ogóle możliwe, zajmie długie lata – przekonywał Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan i członek Rady Dialogu Społecznego.
Jednym z głównych zarzutów kierowanych wobec projektu jest zbyt dosłowne przekopiowanie regulacji unijnych. Część ekspertów uważa, że powinny one zostać dostosowane do polskich realiów.
– UZP, które przygotowywało projekt, jako wzór wskazuje Wielką Brytanię. Tam rzeczywiście zdecydowano się przyjąć prawie dokładną kalkę przepisów z dyrektyw, ale nie oznacza to, że taka metoda sprawdzi się również w Polsce. Dość powiedzieć, że tam rocznie rozstrzyga się 12 sporów przetargowych, a w Polsce jest ich ponad dwa tysiące – podkreślał Wojciech Hartung, ekspert z kancelarii DZP.
Już gotowy projekt jest kompleksową regulacją, podkreślają z kolei twórcy z UZP. Ich zdaniem szybka nowelizacja może doprowadzić do niespójności przepisów. Nie zgadza się z tym Katarzyna Kuźma, radca prawny i szef zespołu zamówień publicznych kancelarii DZP.
– Przyjęcie tego projektu byłoby niebezpieczne zarówno dla przedsiębiorców, jak i zamawiających. Odchodząc od wielu błędów, które on zawiera, to po prostu olbrzymi akt prawny, którego wszyscy musieliby się na nowo uczyć. Musiałby on wejść w życie już w kwietniu 2016 r., co oznaczałoby, że nikt nie będzie przygotowany do jego stosowania – argumentowała podczas konferencji prasowej.
P.o. prezes UZP Dariusz Piasta w wywiadzie udzielonym DGP w minionym tygodniu przekonywał, że ok. 85 proc. regulacji zawartych w dyrektywach musi być wdrożona, a to oznacza, że mająca powstać nowelizacja w znacznej mierze pokrywałaby się z istniejącym projektem. Eksperci nie zgadzają się jednak z tymi wyliczeniami.
Zdaniem Wojciecha Hartunga natychmiastowego wdrożenia wymaga 12 obszarów prawa. Zdecydowana większość może zaś poczekać do 2018 r., kiedy mija termin pełnej implementacji dyrektyw. Tak jest chociażby z elektronizacją systemu zamówień.
Zapytani o terminy eksperci uznali, że miesiąc wystarczyłby na przygotowanie projektu nowelizacji, która nie tylko wdrażałaby unijne regulacje, lecz także dostosowywała je do polskich warunków. W tym samym czasie mogłyby się toczyć prace nad reformą całego systemu zamówień publicznych. Te jednak zdaniem uczestników konferencji powinny od początku być prowadzone z udziałem partnerów społecznych.