Co prawda ustępujący rząd Ewy Kopacz przyjął projekt nowego Prawa zamówień publicznych wprowadzający zalecenia Brukseli, jednak ze względu na zasadę dyskontynuacji i zakończenie prac Sejmu poprzedniej kadencji, nowy rząd będzie musiał go procedować od początku. Chociaż rząd Beaty Szydło miał zająć się projektem na początku grudnia, ostatecznie do tego nie doszło.
"Projekt oczywiście nie został przesłany do Sejmu, ale nowy rząd znajdzie go w szufladzie. Nie zmienia to faktu, że zostało nam mało czasu na wdrożenie, a każde inne rozwiązanie wymaga ponownego przeprowadzenia uzgodnień i konsultacji. Trudno mi sobie wyobrazić, by inny projekt różnił się zasadniczo od rozwiązań, które i tak musimy wdrożyć. Ale to oczywiście decyzja nowego rządu" - powiedział PAP pełniący obowiązki prezesa Urzędu Zamówień Publicznych i jeden z autorów przyjętego przez poprzedni rząd projektu - Dariusz Piasta.
Według niego zaletą tego projektu jest to, że wdraża on postanowienia unijnych dyrektyw w sposób nie budzący wątpliwości, podobnie jak miało to miejsce w innych krajach Unii Europejskiej.
"Obejmuje on wszystkie przepisy, które powinniśmy przyjąć i stosować w praktyce - klauzule społeczne, nowe możliwości wykluczenia wykonawców i wyboru oferentów itp. Przygotowuje też pewne podstawy do wdrożenia zamówień elektronicznych. To kompletna regulacja, zbliżona do sposobu implementacji unijnych przepisów w innych państwach - przeniesienie rozwiązań, które zostały w nich bardzo precyzyjnie określone" - dodał Piasta.
Jak z kolei zaznaczył w rozmowie z PAP poseł Prawa i Sprawiedliwości Maks Kraczkowski, polskie Prawo zamówień publicznych wymaga bardziej gruntownej zmiany, niż wdrożenie zaleceń Brukseli, do czego wystarczyłaby nowelizacja. Nowa ustawa, jego zdaniem, powinna iść dalej.
"Reakcja ustawodawcza jest niezbędna, jednak ciężko na tym etapie przesądzać, czy w postaci nowej ustawy, czy na początek noweli. Jeżeli chodzi o wdrożenie postanowień unijnych dyrektyw, wystarczyłaby sama nowelizacja. Ja osobiście jestem zwolennikiem przygotowania nowego Pzp, które nie będzie wynikiem pośpiechu, ale będzie skrojone na miarę potrzeb związanych z perspektywą finansową i wydatkowaniem środków europejskich" - wskazał Kraczkowski.
Według niego projekt ustawy rządu Kopacz "jest przeniesieniem z dwóch dyrektyw zapisów postulowanych przez środowiska biznesowe i ogranicza się tylko do procedury wyłaniania wykonawcy przetargu". Tymczasem, jak podkreślił, poprawy wymagają: przejrzystość prawa, procedury odwoławcze w przypadku mniejszych inwestycji, a interes wykonawców zamówień wymaga lepszego zabezpieczenia.
Zdaniem Kraczkowskiego nowe przepisy mają szansę zacząć obowiązywać zgodnie z wyznaczonym terminem - w kwietniu 2016 r. - przy uwzględnieniu krótkiego vacatio legis. "Nie wiemy jeszcze, kiedy ustawa trafi pod obrady Sejmu. Czasu jest bardzo mało, bo za chwilę zaczynają się Święta. Jeśli zaczniemy w połowie stycznia, to bieg sejmowy może potrwać do połowy lutego" - dodał.
Z kolei zdaniem dr Łukasza Bernatowicza z Business Centre Club, najważniejsze obecnie jest ujednolicenie i uporządkowanie wielokrotnie nowelizowanego Pzp.
"Nowelizowane dziesiątki razy Prawo zamówień publicznych domaga się wręcz dramatycznie napisania od nowa, a nie wiecznego naprawiania tego przestarzałego i źle funkcjonującego aktu. Dach trzeba położyć od nowa, jeśli przecieka w zbyt wielu miejscach, zamiast nieustannie go łatać" - podkreślił Bernatowicz.
Według niego największym problemem rynku zamówień w Polsce nadal jest nadużywanie przez zamawiających kryterium najniższej ceny, ponieważ dla konstruujących przetargi urzędników jest to najłatwiejsze do zastosowania, co "widać doskonale na przykładzie upadających w ubiegłych latach firm realizujących przetargi Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad".
"O ile GDDKiA w miarę upływu czasu wyciąga wnioski z wcześniejszych błędów i coraz sprawniej przeprowadza procedury przetargowe (co widać na przykładzie ostatnio rozstrzygniętych zamówień na południową obwodnicę Warszawy, gdzie sąd nie dopatrzył się uchybień wskazywanych przez odrzuconych oferentów), o tyle na kolei wciąż pozostaje wiele do nadrobienia. Środki, które przypadną w udziale kolei mogą być według mnie zagrożone, ponieważ nie wyciągnęła ona należytych wniosków z poprzedniej perspektywy. Często osoby obejmujące tam stanowiska z klucza partyjnego, nie potrafią sprawnie wydawać pieniędzy unijnych" - dodał. Przypomniał też, że w obecnej perspektywie finansowej UE (do 2020 r.) kolej otrzymała więcej środków niż w poprzedniej i - według niego - może być problem z ich wykorzystaniem.
Ekspert BCC zwrócił też uwagę na inny "palący" problem zamówień, czyli wakat na stanowisku prezesa Urzędu Zamówień Publicznych (UZP). Uważa on, że żadna zmiana prawa nie poprawi stanu rynku zamówień, "jeśli na czele UZP nie stanie kompetentny urzędnik, który weźmie na siebie odpowiedzialność za jego funkcjonowanie".
"Mam nadzieję, że wreszcie pojawi się osoba, która stanie na czele UZP. Od dłuższego czasu prezesa zastępuje osoba pełniąca obowiązki. To niedopuszczalne w kraju, który takie środki unijne wydaje za pośrednictwem zamówień publicznych. Jeżeli nadal pozostanie on takim osieroconym urzędem, to sytuacji zamówień nie poprawi żadna zmiana prawa" - krytykował Bernatowicz.
Powołanie prezesa UZP jest jego zdaniem tym pilniejsze, że projekt nowej ustawy przewiduje nadanie szefowi Urzędu dodatkowych funkcji kontrolnych i prawo do monitorowania rynku.
Rzecznik NSZZ "Solidarność" Marek Lewandowski ocenił z kolei, że to nie przepisy, ale ich nieprzestrzeganie jest prawdziwym problemem zamówień w naszym kraju. W szczególności dotyczy to, jego zdaniem, tzw. klauzul społecznych, czyli np. wstawiania do przetargów wymogu zatrudniania na umowę o pracę, czy dawania w nich pierwszeństwa osobom niepełnosprawnym.
"Mieliśmy wiele żenujących przykładów, jak np. osławiony przetarg na sprzątanie terenu wokół Sejmu, w którym pominięto zatrudnienie pracowników na etat. Nowelizując ustawę Pzp (w październiku - PAP), Sejm sam nie stosował możliwości, które znowelizowana ustawa mu dała. Jest to specyficzny rynek, gdzie pieniądze podatników powinny pracować na ich rzecz. Jeśli mamy dziurę w ZUS, to nie możemy promować poprzez zamówienia publiczne form zatrudnienia, które ją powiększą" - podkreślił Lewandowski.
Zgodził się również, że problemem jest nadużywanie stosowania kryterium najniższej ceny, ponieważ bankrutujące z tego powodu firmy to problem również dla pracowników i budżetu państwa.
"W przypadku firm budujących autostrady przed Euro 2012 z jednej strony budżet zaoszczędził na cenie za kilometr autostrady, ale z drugiej wydał na zasiłki i stracił na podatkach niewpłaconych przez firmy, które przy budowach autostrad zbankrutowały. Dlatego straty z powodu niewykorzystywania klauzul społecznych są nieporównywalnie wyższe od korzyści" - przekonywał Lewandowski.