Niedostępne przez lata dla opinii publicznej umowy z wydawnictwami prawniczymi ujrzały właśnie światło dzienne. Wszystko dzięki blogerowi Karolowi Bregule (pseud. Adam Dobrawy), który opublikował je na stronie Ochrona.jawne.info.pl.
Sąd Najwyższy w konflikcie z jawnością / Dziennik Gazeta Prawna
Wcześniej namawiał Sąd Najwyższy do publikacji rejestru umów w Biuletynie Informacji Publicznej. Bezskutecznie. Jak zapewnia, dokumenty uzyskał legalnie.
– Zdecydowałem się opublikować niektóre z umów: te, których udostępnienia dramatycznie odmawia I prezes SN – tłumaczy Karol Breguła.
Jego zdaniem nie ma w nich jakichkolwiek elementów, których ujawnienie naruszałoby czyjekolwiek dobra.
– Wygląda na to, iż w sprawie wniosku I prezesa SN do Trybunału Konstytucyjnego (o uznanie wielu przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej za niezgodne z konstytucją – red.) nie chodzi wcale o spór prawny. Przecież wiele wyroków sądów rozwiązuje wskazane problemy. Przypuszczam, że to po prostu brak woli poddania się przez SN kontroli obywatelskiej – dodaje bloger.
SN o publikacji umów dowiedział się wczoraj od DGP. Na pytania odpowiedział w rekordowym tempie trzech godzin i kilkunastu minut. Rzecznik prasowy prof. Dariusz Świecki zapewnił, że SN podtrzymuje dotychczasowe stanowisko.
– Podstawowym celem I prezesa SN, czemu dano wyraz we wniosku do trybunału, jest przede wszystkim dbałość o należyte wyważenie wartości – przekonuje rzecznik.
Przypomina, że oprócz prawa do informacji należy liczyć się także z ochroną praw innych osób, porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa.
Szach mat
Dla obserwatorów sporu publikacja umów ma wymiar symboliczny: jakby Dawid pokonał Goliata.
– Stało się to, czego wymagają prawo, konstytucja i ustawa o finansach publicznych. W tym sporze Sąd Najwyższy pozostaje w odosobnieniu i jest już chyba ostatnią instytucją, która nie chce stosować się do jawności w tym zakresie – ocenia Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
– Przejrzystość działania sądów i trybunałów jest warunkiem budowania zaufania obywateli do państwa. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego SN tak się broni przed ujawnieniem tych umów – stwierdza Piotr Waglowski, prawnik, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet.
Tłumaczy, że domaganie się takiej przejrzystości nie może być uznane za wywieranie społecznej presji na wymiar sprawiedliwości. Dostępność do takich umów jest bowiem gwarantowana przez ustawę zasadniczą.
Osowski postuluje, aby I prezes Sądu Najwyższego wycofał wniosek skierowany do Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ sprawa wywołana została m.in. pytaniami o te umowy, które już i tak wyszły na światło dzienne.
Wśród opublikowanych kontraktów największe zainteresowanie budzą te na wydawanie urzędowych zbiorów orzecznictwa Sądu Najwyższego.
Batalia ePaństwa
Do sieci wrzucone zostały m.in. umowy SN z Wydawnictwem Prawniczym PWN, LexisNexis Polska i redakcją „Palestry”. Batalię sądową o ich ujawnienie od ponad czterech lat toczy Fundacja ePaństwo (zob. grafika). Najpierw wystąpiła o udostępnienie orzeczeń SN wydanych po 2000 r., które chciała opublikować w ramach tworzonego portalu MojePaństwo, tak aby dostęp do najważniejszego orzecznictwa w Polsce mieli nie tylko użytkownicy specjalistycznych, płatnych programów. Gdy natrafiła na odmowę, zaczęła drążyć temat relacji SN z wydawnictwami prawniczymi. Mimo kolejnych wygranych przed sądami administracyjnymi do dziś – formalnie – nie ujrzała tych umów.
– Nie można z całą pewnością powiedzieć, że ujawniono już wszystkie, które SN zawarł w zakresie wydawania zbiorów orzeczeń. SN nie publikuje rejestru zawieranych umów – zauważa Daniel Macyszyn, prezes Fundacji ePaństwo.
Przypomina, że zgodnie z art. 7 ustawy o Sądzie Najwyższym (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 499) Sąd Najwyższy wydaje zbiór swoich orzeczeń.
– Naszym zdaniem oznacza to, iż SN powinien wydawać te zbiory samodzielnie, tak aby zapewnić do nich szeroki, pewny i równy dostęp – podkreśla Macyszyn.
Tymczasem treść umów może sugerować, że charakter współpracy SN z firmami, które wydają jego zbiory orzeczeń, jest niewłaściwy.
– Praktycznie ogranicza dostęp do orzeczeń SN dla obywateli, a także utrudnia wejście nowych podmiotów na rynek wydawnictw prawniczych – komentuje prezes fundacji.
I dodaje: to mniej więcej tak, jakby Rządowe Centrum Legislacji wydelegowało wydawanie Dziennika Ustaw do prywatnego wydawnictwa, a obywatele musieli kupować od niego treści ustaw.
– Jeśli SN zawarł umowy na wyłączność na publikacje orzeczeń z jakimś konkretnym wydawnictwem, to taka sprawa wymaga wyjaśnienia – przekonuje Waglowski.
Jednak SN odpiera zarzuty: wyroki SN były zawsze powszechnie dostępne – jeśli nie przez internetową bazę orzecznictwa, to poprzez składanie wniosków o dostęp do nich. Natomiast aktualnie orzecznictwo jest dostępne przez bazę internetową.
– Zawieranie umów na wydawanie zbiorów urzędowych wynikało z obowiązku ich wydawania sformułowanego wprost w ustawie o SN. Nie podlegało ono też normom ustawy o zamówieniach publicznych – twierdzi rzecznik Sądu Najwyższego.
Z tego powodu jego zdaniem zarzuty o stwarzanie warunków sprzyjających nieuczciwej konkurencji są bezprzedmiotowe.