Orzecznictwo odrzuciło interpretację dotyczącą sposobu liczenia terminów na wniesienie odwołania, którą oparto na unijnym rozporządzeniu sprzed ponad 40 lat
Niewiele czasu na przesłanie odwołania / Dziennik Gazeta Prawna
Niedawno, odpowiadając na interpelację poselską, Urząd Zamówień Publicznych przedstawił niespodziewaną wykładnię przepisów dotyczących sposobu liczenia terminów na wniesienie odwołania w postępowaniu przetargowym. Jego zdaniem nie stosuje się tu polskich przepisów kodeksu cywilnego, tylko unijne rozporządzenie Rady (EWG, EURATOM) z 1971 r. (nr 1182/71). A ono w przeciwieństwie do kodeksu cywilnego uznaje sobotę za dzień wolny od pracy.
„Jak stanowi art. 2 ust. 2 rozporządzenia, za dni robocze uważa się wszystkie inne dni niż ustawowo wolne od pracy, niedziele i soboty. Jeśli ostatni dzień okresu wyrażonego inaczej niż w godzinach jest dniem ustawowo wolnym od pracy, niedzielą lub sobotą, to zgodnie z art. 3 ust. 4 rozporządzenia, termin ten kończy się następnego dnia roboczego” – napisał w odpowiedzi na interpelację dr Dariusz Piasta, wiceprezes UZP.
Wywołało to zdziwienie w całym środowisku, gdyż dotychczas powszechnie przyjmowano, że sobota nie jest dniem wolnym od pracy i nie budziło to nigdy kontrowersji. Wszyscy czekali jednak, jak nowa wykładnia wpłynie na orzecznictwo Krajowej Izby Odwoławczej. Z dwóch pierwszych orzeczeń wydanych w poszerzonych składach i jednym postanowieniu prezesa KIO wynika, że izba nie podzieliła opinii UZP i nadal zamierza stosować reguły liczenia terminów wynikające z kodeksu cywilnego. Zgodnie zaś z nimi sobota nie jest dniem wolnym od pracy, co oznacza, że jeśli termin upływa w tym dniu tygodnia, to nie ulega wydłużeniu.
– Izba stanęła na stanowisku, że rozporządzenie nr 1182/71 określające zasady mające zastosowanie do okresów, dat i terminów nie obejmuje swoim zakresem terminów dotyczących środków ochrony prawnej – wyjaśnia Justyna Tomkowska, rzecznik prasowy KIO.
Odrębne uregulowanie
Pierwsza ze spraw, w której KIO ustosunkowała się do nowej interpretacji UZP, nie dotyczyła terminu na wniesienie odwołania, tylko przystąpienia do postępowania odwoławczego. Po wniesieniu odwołania każda z firm otrzymuje jego kopię i może zdecydować, czy chce wziąć udział w rozprawie i opowiedzieć się po którejś ze stron sporu. Ma trzy dni na przesłanie ewentualnego przystąpienia. W przetargu na eksploatację i konserwację infrastruktury wodociągowo-kanalizacyjnej terminy ułożyły się w ten sposób, że ostatni dzień wypadł w sobotę. Wysłane pocztą przystąpienie dotarło do KIO w poniedziałek. Skład orzekający nie dopuścił firmy do uczestnictwa w postępowaniu, uznając, że termin nie został dochowany.
Obszernie odniósł się do wykładni dokonanej przez UZP, wykazując, że unijne rozporządzenie nie znajduje zastosowania w procedurze odwoławczej.
„Izba, mając świadomość funkcjonowania zasady bezpośredniego skutku prawa europejskiego jako fundamentu prawa wspólnotowego w odniesieniu do rozporządzeń (...), stwierdza jednak, że rozporządzenie to wyraźnie skierowane jest do organów unijnych tworzących prawo i w odniesieniu do tych podmiotów ma bezpośredni skutek obowiązywania” – napisała w uzasadnieniu przewodnicząca składu orzekającego Małgorzata Stręciwilk.
Co więcej, zwróciła uwagę, że w dyrektywie klasycznej (2004/18/WE) i sektorowej (2004/17/WE) znajdują się odwołania do rozporządzenia z 1971 r. „Skoro ustawodawca europejski, tworząc określony akt prawny – dyrektywę – kierowany do państwa członkowskiego celem jego transpozycji do porządku krajowego odsyła do przepisów rozporządzenia, oznacza to, że stosując wytyczne wynikające z tego rozporządzenia, nakazuje państwu członkowskiemu określenie zasad obliczania terminów według określonych w tym rozporządzeniu zasad. W innym przypadku (przy bezpośredniej mocy obowiązującej w odniesieniu do państw członkowskich wskazanego rozporządzenia) takie odesłanie byłoby zbędne” – wyjaśniła swój tok rozumowania przewodnicząca. Podkreśliła przy tym, że w dyrektywie odwoławczej (2007/66/WE) nie ma odniesienia do rozporządzenia (wyrok z 4 maja 2015 r., sygn. akt KIO 818/15).
Skarga do TK
Do tego orzeczenia odwołał się następnie inny poszerzony skład, podzielając w pełni argumentację (postanowienie z 13 maja 2015 r., sygn. akt KIO 910/15). Cytował m.in. fragment wskazujący na konieczność szybkiego rozstrzygania sporów przetargowych i możliwość składania odwołań drogą elektroniczną. Analogiczne rozstrzygnięcie podjął prezes KIO w postanowieniu z 19 maja 2015 r. o zwrocie wniesionego odwołania z powodu niewpłacenia wpisu w terminie (sygn. akt 916/15). W jego uzasadnieniu również wskazano, że terminy w dyrektywie odwoławczej określono odmiennie niż w klasycznej czy sektorowej.
Problem soboty jest o tyle istotny, że terminy na wniesienie odwołań są wyjątkowe krótkie, a co gorsza decyduje data ich dostarczenia do KIO, a nie nadania na poczcie. W sobotę zaś kancelaria UZP obsługująca także KIO nie pracuje. Odwołanie (poza tym składanym w formie elektronicznej) musi więc wpłynąć już w piątek, co oznacza skrócenie o jeden dzień i tak krótkiego terminu.
Kwestie te zostały podniesione w skardze do Trybunału Konstytucyjnego. To właśnie jej dotyczyła interpelacja poselska i odpowiedź udzielona przez UZP, która miała dowodzić, że problem nie istnieje. Orzecznictwo KIO powoduje, że znów zyskał on na aktualności.