Plagiat czyli intelektualne zawłaszczenie cudzej własności było tematem przewodnim wystąpienia profesora Jana Błeszyńskiego na konferencji „Zawód dziennikarza wobec współczesnych wyzwań”.

Fakt, że spotkanie było skierowane do określonej grupy odbiorców jest zdaniem naukowca bez znaczenia, gdyż zjawisko kradzieży dorobku może spotkać każdego z nas. Nie trzeba być dziennikarzem by tworzyć, a każdy twórca podlega takiej samej ochronie – argumentował profesor. Interesom twórców nie sprzyja internet i łatwa dostępność prezentowanych w nim treści.

- Poprzez plagiat odbiorca nabywa uzasadnione przekonanie, że ktoś inny niż rzeczywisty twórca jest autorem – wyjaśnił mówca.

Jednakże, omawiane zjawisko wymaga udowodnienia, a z tym są problemy. Sądy nie stają po stronie autorów i wymagają od nich niemożliwego. Prelegent nazwał wskazane wymagania „cudowaniem”.

- Prawda jest udowadnianiem przez cudowanie elementów wspólnych w utworach. Trzeba udowodnić, że nastąpiło zawłaszczenie – podkreślił.

Dlatego dochodzenie swoich praw w tym zakresie jest takie trudne. Dodatkowym problemem jest zbyt wąskie spojrzenie na przepisy. Na regulacje prawa autorskiego należy patrzeć całościowo, widząc kontekst i łącząc zagadnienia. Nie można skupiać się na poszczególnych zapisach.

Zdaniem profesora jest możliwe stworzenie dwóch tak samo wyglądających dzieł. Jednak jest to myślenie czysto statystyczne. Ponieważ o autorstwie przesądzają osobiste więzi, które są swoistą konfiguracją posiadanych przez twórcę: doświadczenia, wyobraźni, umiejętności. Jest możliwe niezależne stworzenie takich samych dzieł ale naukowiec nigdy się z czymś takim nie spotkał.

Profesor dokonał podziału plagiatu na jawny, z którym spotykamy się bardzo rzadko i pokrętny. Ten drugi dotyczy działania z premedytacją, kiedy to zawłaszczający nie tylko ma świadomość, że robi źle, ale i umiejętnie zaciera ślady.