Premier Morawiecki spotkał się z Małgorzatą Gersdorf, a Komisja Europejska nie zdecydowała się skierować skargi przeciw Polsce do TSUE.
Zaskakujące było już to, że premier pojechał do siedziby Sądu Najwyższego i spotkał się z nieuznawaną przez rząd I prezes. Ich spotkanie zostało umówione z dnia na dzień we wtorek wieczorem. Szczegółów rozmowy nie ujawnił ani premier, ani Małgorzata Gersdorf, która tylko powiedziała „Gazecie Wyborczej”, że premier nie namawiał jej do ustąpienia. A Joanna Kopcińska, rzecznik rządu, wydała wczoraj ogólnikowy komunikat. – Rozmowa dotyczyła reform systemu sądownictwa. Polski rząd jest otwarty na dialog z Komisją Europejską, Radą Unii Europejskiej. Rozmawiamy też w kraju na temat reformy, którą przeprowadzamy. Mamy mocne argumenty. Staramy się przekonać, że reforma jest potrzebna, o tym zadecydowali Polacy i tak wskazywali. Jest zgodna z konstytucją i standardami europejskimi – mówiła wczoraj.
Po spotkaniu pojawiły się sugestie, że to gest pod adresem Brukseli, który miał osłabić wolę skierowania przeciwko Polsce skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym. PiS wolałby uniknąć kolejnego dowodu konfliktu z Brukselą w trakcie kampanii wyborczej.
Mimo to, kiedy okazało się, że Komisja nie podjęła decyzji w sprawie pisma do TSUE, reakcją urzędników rządowych także było zaskoczenie. Sygnały płynące z Brukseli były bowiem jednoznaczne. Wiceszef Komisji Frans Timmermans nie ukrywał, że ma gotową skargę. Z jej wysłaniem liczyły się i nasz rząd, i Pałac Prezydencki. Kwestią, nad którą się zastanawiano, było to, czy Komisja złoży samą skargę, czy jednocześnie wystąpi o zastosowanie środka zabezpieczającego.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że Timmermans, relacjonując przedwczorajsze wysłuchanie Polski w sprawie praworządności, mówił że część państw nie była zadowolona z ogólnikowych odpowiedzi naszego rządu. Ale czemu komisarze nie zdecydowali się ostatecznie na skargę, nie wiadomo. Możliwe, że nie chcieli zaostrzać sytuacji przed nieoficjalnym szczytem UE w Salzburgu poświęconym migracji. Urzędnicy KE nie byli rozmowni i trudno było od nich uzyskać informacje. Na razie zresztą to tylko odłożenie decyzji. Komisja nie jest związana żadnymi terminami i może do tematu wrócić.
Broni nie składają natomiast sędziowie SN. Wczoraj zapadła decyzja o skierowaniu kolejnych pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE. Są one, podobnie jak poprzednie zadawane przez SN, stawiane w kontekście jego sędziów odesłanych w stan spoczynku kontrowersyjną ustawą. Wczoraj pytania zadał skład orzekający, który pochylał się nad sprawami sędziów SN Andrzeja Siuchnińskiego i Krzysztofa Cesarza. Sędziowie ci w dniu, w którym weszła w życie ustawa o SN, a więc 3 lipca, mieli już ukończone 65 lat. Tak więc objęło ich skrócenie wieku przechodzenia w stan spoczynku, co zakomunikował im w liście prezydent, informując, że datą przejścia przez nich w stan spoczynku jest 4 lipca br. Sędziowie uznali jednak, że prezydent powinien był wydać w ich sprawach postanowienie, a skoro tego nie zrobił, to ich status jest niepewny. Dlatego złożyli do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN pozwy, w których domagają się ustalenia, że ich stosunek służbowy z SN nie wygasł z dniem 4 lipca br., lecz trwa nadal. Zawnioskowali też o udzielenie zabezpieczenia, które miałoby polegać na wydaniu przez sąd postanowienia zakazującego prezydentowi lub Krajowej Radzie Sądownictwa podejmowania czynności, które mogłyby prowadzić do powołania sędziów SN w miejsce tych, których ustawa o SN odesłała w stan spoczynku. Tym wnioskiem zajmował się wczoraj SN, ale pojawiła się wątpliwość, czy ma do tego kompetencje. Nowe przepisy przewidują, że sprawy z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń dotyczące sędziów SN rozpatrywać ma Izba Dyscyplinarna SN.
Kłopot w tym, że ta izba do dziś pozostaje nieobsadzona. Skład orzekający pyta więc TSUE, czy w takim przypadku może pominąć przepisy wskazujące Izbę Dyscyplinarną jako właściwą do rozpatrzenia wniosku o udzielenie zabezpieczenia i sam podjąć decyzję. To nie koniec. Sąd, niejako uprzedzając fakty, chce wiedzieć, czy o Izbie Dyscyplinarnej, po jej obsadzeniu nowymi sędziami, będzie można mówić jako o sądzie niezawisłym i niezależnym w rozumieniu prawa europejskiego. SN ma co do tego wątpliwości, gdyż kandydatów na orzekających w tej izbie wyłoniła Krajowa Rada Sądownictwa, która „z uwagi na ustrojowy model jej ukształtowania oraz sposób działania nie daje rękojmi niezależności od władzy ustawodawczej i wykonawczej”. SN dopytuje także, czy w przypadku, gdyby TSUE uznał, że Izba Dyscyplinarna nie jest sądem niezawisłym i niezależnym, powinien sam rozstrzygnąć sprawy zainicjowane przez sędziów Siuchnińskiego i Cesarza.
Łącznie w TSUE oczekuje obecnie na odpowiedź dziesięć pytań skierowanych przez Sąd Najwyższy.