Cała korespondencja kierowana do sędziów Trybunału Konstytucyjnego trafia najpierw na biurko Mariusza Muszyńskiego. Jak udało nam się ustalić, to efekt polecenia, które sędzia Muszyński drogą e-mailową rozesłał do pracowników TK.

Z relacji naszego informatora wynika, że Muszyński przyznał sobie kompetencje do decydowania o tym, które z listów przychodzących do sędziów TK mają status korespondencji prywatnej, a które są służbowe.

– A tego nie da się ocenić inaczej, jak dopiero po otwarciu korespondencji i zapoznaniu się z jej treścią – stwierdza nasz rozmówca.

O tym, że sędzia Muszyński został upoważniony przez prezes TK Julię Przyłębską do zastępowania jej w realizacji wszystkich uprawnień prezesa TK, pisaliśmy na początku stycznia. I już ten fakt wywołał konsternację wśród prawników, bo Muszyński nie jest nawet wiceprezesem TK. Teraz na jaw wychodzi zdumiewający sposób, w jaki sędzia Muszyński z tych uprawnień korzysta. Zdaniem ekspertów kontroli korespondencji nie da się bowiem pogodzić nie tylko ze standardami demokratycznego państwa prawa, ale także z podstawowymi zasadami dobrego wychowania.

– Jestem tym kompletnie zaskoczony. Dla mnie to nie do pomyślenia. Takich praktyk w TK nigdy nie było – zapewnia Bohdan Zdziennicki, prezes TK w latach 2008–2010.

– Nawet gdy jakiś sędzia już w trybunale nie orzekał, to nikt nigdy korespondencji do niego kierowanej nie otwierał. Była mu ona odsyłana pod wskazany przez niego adres – mówi.

Zaskoczenia nie kryje również dr hab. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

– Nie można czytać niczyich listów. To jest po prostu konstytucyjnie wykluczone – podkreśla ekspert. I wskazuje na art. 49 konstytucji, który mówi o wolności i ochronie tajemnicy komunikowania się.

– Zasada ta może zostać oczywiście ograniczona, ale tylko w drodze ustawy i z zachowaniem warunków określonych w konstytucji – podkreśla Piotrowski.

Takie ograniczenie znajduje się np. w kodeksie karnym wykonawczym, który stanowi, że więzienna korespondencja skazanego podlega cenzurze i nadzorowi.

– Ale przecież sędziowie TK osobami pozbawionymi wolności nie są – ironizuje Piotrowski.

Między innymi o tym problemie ośmiu sędziów chciało wczoraj rozmawiać z prezes TK Julią Przyłębską. Ta jednak nie zgodziła się na spotkanie. I stwierdziła, że kwestie, które ich nurtują, „stanowią zakres wyłącznej kompetencji prezesa TK”. A oprócz czytania cudzych listów sędziów niepokoi także m.in. sposób przydzielania spraw i zmiany składów orzekających. Jak pisaliśmy pod koniec stycznia, prezes Przyłębska tak poukładała część składów, by większość mieli w nich sędziowie wybrani przez PiS.

Zapytaliśmy wczoraj, czy prezes TK odniesie się do zarzutów formułowanych przez sędziów. Czekamy na odpowiedź.