Z projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym od początku dzieją się cuda. Już kilka lat temu alarmowaliśmy, że projekt – choć formalnie prezydencki – został napisany przez głównych zainteresowanych – sędziów trybunału. Może nie byłaby to głupia konstrukcja, gdyby nie to, że trybunał ma w Polsce kompetencję... oceniania ustaw. Pytanie, czy sędziowie byliby więc bezstronni, gdyby przyszło im oceniać własne dziecko.
Na szczęście pociecha coraz mniej przypomina to, co pierwotnie spłodzili, więc może więź emocjonalna nie będzie już tak silna. Posłowie, dostawszy od prezydenta w miarę spójny pomysł, robią z nim bowiem dość dowolne sztuki. Raz – że wpisali trybunałowi kompetencję, która z pewnością zaboli Sąd Najwyższy i już oburza konstytucjonalistów: prawo ustalania obowiązującej wykładni przepisów. Dwa – że wypisali prokuratora generalnego z obligatoryjnego udziału w postępowaniu przed TK, co wszyscy dość zgodnie uznają za pomysł niemądry. Trzy – że z projektu wnoszonego jako ten, który odpolityczni trybunał, wykosili mechanizm, który miał to zapewnić: szerszy, bardziej merytoryczny krąg podmiotów zgłaszających prekandydatury na sędziów.
Ale – bądźmy uczciwi. Mogło być gorzej. Podczas prac podkomisji pojawiła się np. poprawka, zgodnie z którą sędzia konstytucyjny nie musiałby mieć ukończonych studiów prawniczych. Wystarczyłby doktorat z nauk prawnych. Jak zauważyła posłanka Krystyna Pawłowicz, wnosząc o wykreślenie tej zmiany: „Niedawno na wydziale prawa doktorat z nauk prawnych broniła pani farmaceutka czy lekarka. Ja na przykład nie wiem, czy ona byłaby dobrym sędzią w Trybunale Konstytucyjnym. Weterynarz też może być”. Poprawka ostatecznie przepadła, ale pokazuje przecież pułap aberracji, na którym toczą się te prace. I pokazuje też inny problem: ich przejrzystość.
Podkomisje to ciała powołane w Sejmie do szczegółowego opracowania konkretnych projektów. I to na nich zapadają często kluczowe rozstrzygnięcia dotyczące ostatecznego kształtu przepisów. O ile jednak posiedzenia komisji są rejestrowane i spisywane – można sięgnąć do stenogramów w dowolnym momencie (stąd mogłam zacytować precyzyjnie wypowiedź posłanki Pawłowicz) – o tyle podkomisje albo nagrywane są, albo nie. Niektóre posiedzenia odbywają się w zasadzie poza społeczną kontrolą. Dlatego nie wiemy, kto zaproponował poprawkę otwierającą drogę do TK ambitnym weterynarzom. Choć gdyby prześledzić biogramy posłów zasiadających w podkomisji i sprawdzić, który z nich nie ukończył studiów prawniczych, ale ma doktorat z prawa – można by się domyślać, komu ułatwiłaby ona spełnienie marzeń o todze z biało-czerwonym żabotem.