Wśród nielicznych rzeczy, których nie da się mieć za pieniądze, niektórzy idealiści wymieniają także sprawiedliwość. Nie będę polemizowała z tym, czy i w jakim stopniu można kupić sobie miłość lub zdrowie. Ale wiem jedno – nie ma sprawiedliwości bez pieniędzy.
Rzecznik praw obywatelskich pisze do ministra sprawiedliwości alarmujący list – ludzie latami czekają na to, by móc odbyć karę pozbawienia wolności.
Na przykład człowiek skazany na 1,5 roku wezwanie do stawienia się w zakładzie karnym dostał po 10 latach od wyroku.
Inny, aby pójść siedzieć na 3 lata, czekał lat 14! To prawdziwy horror – nie można snuć żadnych planów, podejmować żadnych decyzji. Można tylko żyć z godziny na godzinę, czekając. To jakby dodatkowa tortura dodana do wyroku gratis. Za to niezgodna z prawem.
Ale cóż, zakłady karne są przepełnione, osadzeni wygrywają sprawy o odszkodowanie za przebywanie w zagęszczonych celach, a kolejne 40 tys. skazanych czeka, aż będą mogli zacząć odsiadkę. Błędne koło.
Ale jest więcej niż jedno wyjście. Pierwsze to wybudować nowe więzienia (to tak a propos tezy, że wymierzanie sprawiedliwości kosztuje). Jeśli w budżecie brakuje pieniędzy, zawsze można postawić na rozwiązanie znane w USA czy Wielkiej Brytanii, gdzie więzienia budują i administrują nimi firmy prywatne.
I jest jeszcze jedno, w dodatku niemal darmowe rozwiązanie. Amnestia. Ostatnia była w 1989 r. Gdyby wypuścić z kryminałów tylko alimenciarzy, pijanych rowerzystów i pechowych palaczy marihuany, od razu luźniej by się zrobiło.
I jeszcze jeden postulat: amnestia dla wszystkich, którzy czekają na odbycie kary dłużej niż trzy lata.