Postawioną przez prominentnego członka rządu PO-PSL diagnozę stanu państwa – „ch..., d... i kamieni kupa” – PiS w kampanii wyborczej 2015 r. wziął jak swoją. Tym lepszą, że nie musiał sam jej formułować.
Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, Andrzej Duda zbudowali więc swoją narrację na wzmacnianiu struktur państwa i odbudowie jego siły. Specyficzna to siła.
Już tylko co piąty Polak (19 proc.) dobrze ocenia funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego – podał w piątek CBOS (przed rokiem pozytywnych ocen było mniej niż wcześniej, ale wciąż 31 proc.). Trudno więc przyjąć, że Polska staje się silna siłą swoich instytucji. Nowy trybunał działa w sposób nieczytelny: orzeka szybko w sprawach, które są istotne z przyczyn czysto politycznych, a odkłada na bliżej nieokreśloną przyszłość sprawy fundamentalne z przyczyn ustrojowych.
Mieliśmy więc w minionym tygodniu wyrok dotyczący ustawy o zgromadzeniach (jest konstytucyjna, miesięcznice smoleńskie mogą więc mieć zagwarantowany monopol na Krakowskim Przedmieściu każdego 10. dnia miesiąca – Kp 1/17). Wniosek w tej sprawie prezydent Andrzej Duda skierował do TK 28 grudnia 2016 r. Nieprędko natomiast doczekamy się orzeczenia w sprawie raptem o 2 tyg. późniejszej – tej, w której prokurator generalny Zbigniew Ziobro podważył legalność wyboru trzech „starych” sędziów TK – Stanisława Rymara, Piotra Tulei i Marka Zubika. Orzekać bowiem nie ma po co. Nawet Sejm w swoim stanowisku wnosi o umorzenie postępowania i powtarza tezy z poprzednich orzeczeń TK – że trybunał nie jest władny oceniać uchwał Sejmu dotyczących personaliów. Wyrok TK powinien więc być jasny – umorzenie. Ale wtedy skończyłaby się zabawa w wyłączanie owej trójki sędziów z orzekania, jak to zrobiono w miniony czwartek. Trzeba by ich na nowo dopuścić do wydawania wyroków. A tak – mogą do końca swoich kadencji tkwić w niebycie spowodowanym wątpliwościami Zbigniewa Ziobry.
Znaleźliśmy się w sytuacji, w której już nawet posłowie PiS o kontroli konstytucyjności w wykonaniu aktualnego TK mówią z przymrużeniem oka. A prokurator generalny składa wnioski konstytucyjne jedynie po to, by zablokować niewygodnych sędziów. Politycznie to sprytna gra. Ale z odbudową siły państwa nie ma nic wspólnego. Państwo ma bowiem tylko tyle siły, ile jego instytucje. Przegłosować sejmową większością można – jak widać – wszystko. Pytanie tylko, jak długo ludzie będą wierzyć, że to, co wypluł z siebie parlament, jest rzeczywiście prawem. I że prawem jest to, co wypluje z siebie Trybunał Konstytucyjny. Przecież „wszystkich nas nie zamkniecie”. Jeżeli przestaniemy wierzyć w prawo, trybunał, sądy, to dojdziemy do groźnego stanu, który socjologowie nazywają anomią. To sytuacja społeczeństwa w ciężkim kryzysie normatywnym, gdy nic nie jest pewne, bo wszystko jest podważalne.
Fundamentem silnego państwa jest zaufanie, którym to państwo cieszy się wśród obywateli; ich wiara, że organy władzy ustalają reguły dla dobra wspólnego. Po półtora roku od wyborczego zwycięstwa najbardziej propaństwowego z ugrupowań jesteśmy na najlepszej drodze, by całe to zaufanie z hukiem i wśród fanfar spuścić do kanalizacji.