W latach 2011–2014 wpłynęło 887 wniosków społecznych o instalację fotoradarów, jednak ponad 94 proc. z nich inspekcja wyrzuciła do kosza. Masowo odrzuca także podania od straży miejskiej.
Dwie instytucje mające dbać o nasze bezpieczeństwo na drogach i dwie skrajne opinie w tej samej sprawie. Jedna – straże miejskie i gminne – domaga się fotoradarów, druga – Generalny Inspektorat Transportu Drogowego – odmawia ich postawienia. Niemal połowa wniosków, jakie straże kierują do GITD w tej sprawie, jest odrzucana przez inspektorów.
W uproszczeniu cała procedura wygląda tak: jeśli straż chce ustawić fotoradar mobilny (tzw. trójnóg lub umieszczony w samochodzie), musi uzgodnić czas i miejsce pomiaru z komendantem policji. Ale jeżeli zależy jej na umieszczeniu urządzenia na stałe na maszcie, o zgodę musi spytać GITD. A ten stwarza problemy. Z danych inspektoratu wynika, że w latach 2011–2014 strażnicy złożyli w inspekcji 166 „wniosków o wydanie zgody na instalację stacjonarnych urządzeń rejestrujących”. Aż 72 z nich inspektorzy ocenili negatywnie. Pozytywnie rozpatrzono 64 sprawy, a 13 jest w toku (pozostałe 17 dotyczy użyczenia masztów będących własnością GITD).
Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że przecież strażnicy, w oparciu o swoje obserwacje i dane dostarczone im przez miejscową policję, powinni dobrze się orientować, które odcinki dróg na terenie gminy należy uznać za niebezpieczne. Inaczej nie zawracaliby sobie głowy przygotowaniem skomplikowanych pism do GITD, które muszą zawierać m.in. statystykę wypadków i analizę stanu bezpieczeństwa.
Okazuje się jednak, że nawet dysponując tymi samymi danymi, dwie różne instytucje (straże miejskie lub gminne oraz GITD) mogą dojść do skrajnie różnych wniosków. Dlaczego tak się dzieje? Pytamy Piotra Ichniowskiego, zastępcę komendanta straży miejskiej w Siemianowicach Śląskich, skąd do GITD jak do tej pory trafiło pięć wniosków (trzy z nich odrzucono). – Każdy ma prawo na podstawie statystyki dojść do różnych wniosków. My mamy prawo dojść do wniosku, że w danym miejscu potrzebny jest rejestrator prędkości, a GITD może uważać inaczej. Problem w tym, że niektórych sytuacji nie sposób ująć w statystykach, np. gdy kierowca jedzie w sposób niebezpieczny, ale szczęśliwie nie powoduje wypadku. Takie zdarzenie nie jest odnotowane w statystykach. A GITD bierze pod uwagę tylko dane policyjne dotyczące stanu bezpieczeństwa w ruchu drogowym – uzasadnia Piotr Ichniowski.
Co na to inspekcja? – Zgoda na instalację jest wydawana przez GITD wyłącznie w przypadkach, gdy prowadzenie automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym w danym miejscu jest szczególnie uzasadnione i przemawiają za tym kwestie bezpieczeństwa – komentuje Łukasz Majchrzak z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD) podlegającego GITD.
W nieoficjalnych rozmowach z nami inspektorzy nie szczędzą krytyki pod adresem strażników. – Zdarzył się np. wniosek o ustawienie radaru w miejscu, w którym na przestrzeni ostatnich kilku lat doszło do 4–5 stłuczek, w których nikt nie zginął – twierdzi jeden z rozmówców.
Zarządzająca radarami inspekcja zasypywana jest także wnioskami o zamontowanie masztu z fotoradarem ze strony samych obywateli – pojedynczych osób lub grup mieszkańców poszczególnych gmin. Tu jednak liczba odmów jest jeszcze większa niż w przypadku straży miejskich i gminnych. W latach 2011–2014 do inspektorów trafiło 887 wniosków społecznych o instalację fotoradaru (z tego 625 w ubiegłym roku). Aż 837, tj. ponad 94 proc. z nich, trafiło jednak do kosza (GITD pozytywnie rozpatrzył tylko 32 wnioski).
– W zdecydowanej większości sytuacji stwierdzono brak zasadności bądź też brak możliwości montażu fotoradaru w danym miejscu. Istotna jest też w tej sytuacji perspektywa sfinansowania potencjalnego zakupu takiego urządzenia – wyjaśnia Łukasz Majchrzak.
Obecnie inspekcja posiada ok. 300 fotoradarów stacjonarnych (umieszczonych na masztach), a stopniowo dodawane będzie kolejnych 100. Są one częścią unijnego projektu CANARD (na budowę polskiego systemu pomiaru prędkości UE przeznaczyła 50 mln euro).