Zamiast iść na drogi i poprawę bezpieczeństwa, giną w miejskich budżetach. Wpływy z samorządowych fotoradarów trudno oznaczyć – tłumaczą lokalne władze. I większość nie potrafi wskazać, co się z nimi stało.
Zamiast iść na drogi i poprawę bezpieczeństwa, giną w miejskich budżetach. Wpływy z samorządowych fotoradarów trudno oznaczyć – tłumaczą lokalne władze. I większość nie potrafi wskazać, co się z nimi stało.
/>
Miliony złotych, które samorządy zarabiają na mandatach z fotoradarów, powinny finansować budowę dróg i poprawiać bezpieczeństwo kierowców. Z naszej sondy wynika jednak, że często po prostu rozmywają się w miejskich budżetach. Nie chodzi przy tym o złą wolę samorządów, ale o nieprecyzyjne przepisy.
Do niedawna to rząd był ostro krytykowany za to, że wpływy z fotoradarów rozpływają się w budżecie państwa. Dlatego kilka dni temu Sejm uchwalił ustawę o przeznaczeniu środków z fotoradarów na budowę dróg. Okazuje się jednak, że podobny problem występuje w samorządach. I to mimo że przepisy w tym zakresie są jasne. DGP przeprowadził sondę wśród największych miast. Pytaliśmy, na co są przeznaczane wpływy z fotoradarów straży miejskich. Ku naszemu zaskoczeniu wiele samorządów miało problem z odpowiedzią.
– Pieniądze te nie są znaczone, co oznacza, że trafiają do budżetu miasta bez przeznaczenia na konkretny rodzaj wydatków – odpowiedziała nam Daria Jezierska z urzędu miasta w Poznaniu. Łódź odpisała nam jedynie, że wpływy z mandatów trafiły do budżetu miasta. Z kolei Toruń nie był w stanie wskazać konkretnych inwestycji, na które zostały przeznaczone pieniądze. – Trafiają one do jednego zbioru w miejskiej kasie pod nazwą „wpływy do budżetu” i zmniejszają po prostu np. koszty utrzymania i remontów dróg – mówi nam Aleksandra Iżycka, rzecznik prasowa prezydenta miasta.
W Szczecinie dowiadujemy się z kolei, że tamtejszy system księgowy nie ma możliwości wyodrębnienia dochodów z fotoradarów z ogólnych wpływów straży miejskiej. – Dochody SM są przeznaczone na realizację bieżących wydatków budżetu miasta – mówi Łukasz Kolasa ze szczecińskiego magistratu. – Środki publiczne pochodzące z poszczególnych tytułów nie mogą być przeznaczone na finansowanie wymienionych z nazwy wydatków, chyba że odrębna ustawa stanowi inaczej – dodaje. Innymi słowy nie da się określić, jakie kwoty są przeznaczone na konkretne inwestycje.
Zdarzyły się jednak ośrodki, które zadeklarowały, że pieniądze z fotoradarów idą na drogi i poprawę bezpieczeństwa na nich. – W Warszawie mandaty wystawiane na podstawie odczytów z radarów od 2012 r. w całości są przeznaczane na utrzymanie i remonty dróg – zapewnia Magdalena Jadziewicz-Kasak ze stołecznego ratusza. – Do dużych remontów stołecznych dróg w 2012 r. możemy zaliczyć remont jezdni na Trasie Łazienkowskiej – dodaje. Ale przyznaje, że w latach wcześniejszych środki pochodzące z mandatów nie były znaczone, co oznacza, że trafiały do ogólnej puli dochodów samorządu. Lublin zaś w zeszłym roku przeznaczył swoje wpływy fotoradarowe na częściowe pokrycie kosztów utrzymania oznakowania pionowego i poziomego na drogach (łącznie 1,6 mln zł).
Niejasne tłumaczenia samorządów mogą dziwić, skoro art. 20d ustawy o drogach publicznych mówi, iż pieniądze z grzywien nałożonych dzięki urządzeniom rejestrującym muszą być w całości przeznaczane na budowę i modernizację dróg czy poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego. – Przepisy ustawy zawierają więc zamknięty katalog zadań – potwierdza rzecznik resortu transportu Mikołaj Karpiński. Ekspert w dziedzinie transportu dr Michał Beim wskazuje jednak, że winna jest nie tyle zła wola samorządów, ile nieprecyzyjne przepisy. – Pieniądze nie trafiają na subkonto w budżecie miasta. Skoro miasta szacują kilkumilionowe wpływy z fotoradarów w danym roku, a potem setki milionów złotych wydają na drogi, można uznać, że w pewien sposób pieniądze z grzywien są w tych wydatkach zawarte – mówi dr Beim.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama