Drukarz, który odmówił wykonania banera dla fundacji LGBT, jest winny – uznał w piątek łódzki sąd rejonowy. Odstąpił jednak od wymierzenia kary grzywny. W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że sumienie i wyznawane wartości nie stanowią podstawy do tego, by przedsiębiorca odmówił wykonania zlecenia.
– Osoba gotowa do świadczenia usługi nie ma prawa do selekcjonowania swoich klientów – podsumował sąd. Wyrok nie jest prawomocny, a ultrakonserwatywna fundacja Ordo Iuris, która reprezentuje łódzkiego drukarza, zapowiedziała apelację. Jej wiceszef mec. Jerzy Kwaśniewski ocenił rozstrzygnięcie jako „niebezpieczny precedens”, który „podważa utrwalone w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego gwarancje swobody umów”.
O sprawie łódzkiego drukarza zrobiło się głośno w czerwcu ubiegłego roku po tym, jak zainteresował się nią prokurator generalny Zbigniew Ziobro, a prokuratura na jego polecenie przystąpiła do postępowania w celu „ochrony interesu społecznego”. Była to reakcja na wyrok nakazowy, w którym sąd stwierdził, że przedsiębiorca dopuścił się wykroczenia z art. 138, zakazującego firmom pobierania za świadczone usługi wyższych stawek niż te obowiązujące, albo odmowy wykonania zlecenia bez uzasadnionej przyczyny. Po interwencji rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara policja skierowała wniosek do sądu o ukaranie i w efekcie na drukarza nałożono grzywnę w wysokości 200 zł. Po tym, jak drukarz wniósł sprzeciw, orzeczenie straciło moc. A to oznaczało, że sprawa trafi na wokandę.
Ziobro uznał, że ukaranie drukarza jest równoznaczne z naruszeniem swobody przedsiębiorczości oraz wolności przekonań, a także wytknął sądowi, że w sposób uprzywilejowany potraktował fundację reprezentującą środowisko mniejszości seksualnych. W odpowiedzi rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar w piśmie do PG podkreślił, że dyskryminacja w dostępie do dóbr i usług ze względu na orientację seksualną jest niezgodna z konstytucją. Zaangażowanie RPO w sprawę łódzkiego drukarza jednocześnie stało się dla działaczy Ordo Iuris pretekstem do rozpoczęcia kampanii na rzecz odwołania Bodnara. Zarzucano mu przede wszystkim, że broni „partykularnych interesów subkultury LGBT”, a całe postępowanie odczytano jako próbę przeforsowania precedensowego rozstrzygnięcia na korzyść środowisk LGBT.