Wchodzący w piątek na ekrany „Amok” emocjonuje prawników. Powód? Spór, jaki wywiązał się między rodziną ofiary a producentem i dystrybutorem.
Bliscy ofiary, którą zabił Krystian Bala, mówią, że już raz przeżyli tragedię. I nie chcą do niej wracać. Są oburzeni faktem, że producent i dystrybutor nie wzięli ich uczuć pod uwagę. Żądają wycofania filmu z kin. Ci ostatni z kolei uważają, że protestująca rodzina robi złą reklamę produkcji. I kierują przeciwko niej pozew.
Kontrowersyjny sukces
W całej sprawie chodzi przede wszystkim o wyznaczenie granicy ochrony dóbr osobistych. W „Amoku” posłużono się prawdziwą historią. Zmieniono tylko dane pozwalające na łatwą identyfikację ofiary. I tu pojawia się pytanie: czy w takiej sytuacji rodzina ma szanse skutecznie dochodzić odpowiedzialności od producenta i dystrybutora?
Póki co szala nieznacznie przechyla się na korzyść bliskich ofiary. Udało się im uzyskać zabezpieczenie powództwa – dystrybutor musiał zmienić zwiastun produkcji. Tyle że głównym powodem takiej decyzji sądu było to, że – przez przeoczenie – w spocie pojawiły się prawdziwe dane zabitego. Kwestia odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych rodziny osoby niewymienionej w filmie pozostaje więc otwarta.
Inna rzecz, że spór toczący się wokół „Amoku” służy dystrybutorowi. Im częściej mówi się o obrazie, tym lepiej dla jego oglądalności.
„Zarówno w filmie, jak i w komunikacji promującej film nie pojawia się imię ani nazwisko prawdziwej ofiary, ukazana w produkcji postać jest oznaczona fikcyjnymi danymi osobowymi, zostały jej również nadane odmienne cechy co do wieku i zawodu. Film, jak i materiały promocyjne opracowane przez Kino Świat sp. z o.o. nie podają żadnych informacji ingerujących w prywatność rodziny ofiary, w szczególności jakichkolwiek informacji dotyczących życia intymnego czy stosunków rodzinnych” – stwierdza Katarzyna Rębecka, przedstawicielka dystrybutora, w opublikowanym oświadczeniu.
Adwokat Joanna Lassota z kancelarii Lassota i Partnerzy, pełnomocniczka rodziny ofiary, przekonuje jednak, że do naruszenia dóbr zdecydowanie doszło, a fakt zmiany danych osobowych jest tu bez znaczenia.
– Dystrybutor wprost odnosi się do konkretnej zbrodni i okoliczności jej dotyczących. Do tragedii, która spotkała moich mocodawców. I właśnie to jest głównym narzędziem marketingowym filmu. Identyfikacja ofiary jest także możliwa w ciągu kilku sekund za pomocą np. wyszukiwarki internetowej – twierdzi prawniczka. I wyjaśnia, że jej klienci sprzeciwiają się komercjalizacji zbrodni dokonanej na osobie im najbliższej i przedmiotowemu wykorzystywaniu jej śmierci w celu promocji i „sprzedaży produktów przemysłu rozrywkowego”.
W tym miejscu pojawia się jednak pytanie: czy gdyby twórcy filmów nie mogli realizować swych wizji artystycznych bez zgody najbliższych ofiary, powstałyby choćby takie dzieła jak „Sprawa Gorgonowej”, „Dług”, filmy o Leszku Pękalskim i wiele innych.
– Należy odróżnić informacje prasowe, sprawozdawczość sądową, filmy dokumentalne dotykające ważnych społecznych problemów od kampanii marketingowej bazującej na eksploatacji cudzej życiowej tragedii i odwołującej się do najniższych ludzkich pobudek – odpowiada mec. Lassota. I dodaje, że wymowne jest, iż producent zadbał o pisemną umowę ze skazanym za zabójstwo, a pominął całkowicie prawa rodziny.
Gdzie leży granica
Eksperci przyznają, że spór prawny związany z „Amokiem” zapowiada się pasjonująco. Doktor Agnieszka Sztoldman, ekspert z zakresu własności intelektualnej Instytutu Allerhanda, zwraca wszak uwagę, że zanim w ogóle przystąpimy do rozważania, czy zostały naruszone dobra osobiste w tym przypadku, warto zastanowić się, czy w ogóle mamy do czynienia z dobrami osobistymi rodziny, które potencjalnie mogłyby podlegać ochronie.
– Argumentacja pełnomocniczki wpisuje się w przybierający na sile trend rozszerzania katalogu dóbr osobistych na takie, które nie dotyczą bezpośrednio człowieka, lecz jego relacji ze światem zewnętrznym. W tym przypadku, mówiąc w uproszczeniu, chodzi o spokój rodziny – wskazuje ekspertka. I dodaje, że takie podejście może budzić wątpliwości.
– W przypadku „Amoku” kontekst jest naprawdę szczególny. Mówimy o ekranizacji powieści, którą wiele osób uznaje za postawiony samemu sobie pomnik zabójcy. Rozumiem więc uczucia rodziny, które nawet przy takiej anonimizacji filmu i zmianie wszystkich kluczowych elementów mogą być zagrożone – ripostuje Jakub Kralka, autor bloga Techlaw.pl. Tyle że jego zdaniem, gdy przyjrzeć się dotychczasowej praktyce, ostatecznie sąd nie zabroni emitowania filmu. Co najwyżej rodzina będzie mogła liczyć na pieniężne zadośćuczynienie.
Zabił, napisał książkę i dostał 25 lat
Sprawa zabójstwa popełnionego przez Krystiana Balę jest jednym z najgłośniejszych procesów poszlakowych. Mężczyzna napisał książkę pt. „Amok”, która została wydana w 2003 r. Opisał w niej zbrodnię. Jak się okazało, za podobną został skazany w 2007 r. Ofiara zaginęła zaś w 2000 r. Wbrew potocznej opinii jednak to nie książka legła u podstaw skazania. Sąd za dowody przesądzające o winie uznał przede wszystkim zeznania świadków, fakt, że długopis z przedsiębiorstwa ofiary znaleziono w mieszkaniu Bali oraz logowanie się przez niego na stronach policji, gdzie publikowane były kolejne szczegóły dotyczące zbrodni. Krystian Bala został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Sprawa zawędrowała aż przed Sąd Najwyższy. Sformułował on ważną dla polskiej procedury karnej tezę, że do skazania za zabójstwo nie jest wymagane znalezienie ciała ofiary.