Rząd Beaty Szydło wycofał poparcie Polski dla dyrektywy w sprawie równego traktowania poza miejscem zatrudnienia. Regulacja, nad którą od kilku lat pracuje Komisja Europejska, ma w założeniu chronić przed dyskryminacją w dostępie do towarów i usług ze względu na religię, światopogląd, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną. Chodzi zwłaszcza o równe szanse korzystania ze świadczeń socjalnych, ochrony zdrowia, edukacji i mieszkalnictwa.
– To zła decyzja. Dyrektywa miała szansę naprawić wiele wad obecnych przepisów, które nie gwarantują takiego samego poziomu ochrony wszystkim grupom – komentuje stanowisko rządu dr Dorota Pudzianowska z Uniwersytetu Warszawskiego, prawniczka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Na przykład w sprawie łódzkiego drukarza dyrektywa zapewniłaby bezpośrednie mechanizmy ochrony przed dyskryminacją bez konieczności odwoływania się do kodeksu wykroczeń czy kodeksu cywilnego – dodaje.
Rząd uważa jednak, że nie ma potrzeby wprowadzania kolejnej regulacji, która gwarantowałaby prawa mniejszości religijnych czy seksualnych. – W obrębie polskiego prawa zapewnione zostały wystarczające mechanizmy ochrony przed dyskryminacją ze względu na wyżej wymienione powody – przekonywał na posiedzeniu komisji sejmowej Wojciech Kaczmarczyk, pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania, przekazując posłom informację o zmianie stanowiska rządu. Zapewnił jednocześnie, że decyzja ta była konsultowana z organizacjami pozarządowymi i stowarzyszeniami przedsiębiorców. Jednak zarówno organizacje zajmujące się problematyką równości, jak i Lewiatan oraz Związek Przedsiębiorców i Pracodawców twierdzą, że w ogóle nie zasięgano ich opinii w tej sprawie.
Zdaniem rządu projektowana dyrektywa narusza unijną i konstytucyjną zasadę pomocniczości oraz może prowadzić do ograniczenia wolności działalności gospodarczej i swobody umów. Jak czytamy w uzasadnieniu decyzji, nie jest wykluczone, że „implementacja nowych przepisów wymusiłaby na przedsiębiorcach modyfikację przedmiotu prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie prowadzonej produkcji czy usług, a to z kolei może ingerować w ich prawa majątkowe”.
Rząd ma też obawę, że zawarte w projektowanej dyrektywie pojęcia dyskryminacji i molestowania będą interpretowane przez sądy rozszerzająco, a to z kolei będzie sprzeczne z konstytucyjną zasadą pewności prawa. Przywołuje w tym kontekście wyrok w sprawie Test Achats vs. Conseil des Ministres, w którym Trybunał Sprawiedliwości UE, powołując się na dyrektywę antydyskryminacyjną 2004/113, uznał, że nie jest dopuszczalne różnicowanie stawek ubezpieczeniowych ze względu na płeć. W ocenie rządu taka wykładnia nie wynikała wprost z literalnego brzmienia przepisów.
Projekt dokumentu (zwanego też „dyrektywą horyzontalną”) pierwotnie został przyjęty przez Komisję w lipcu 2008 r. i rząd PO od początku deklarował dla niego poparcie. Kształt regulacji szybko stał się jednak przedmiotem krytyki niektórych państw członkowskich UE i przedsiębiorców. Po wprowadzeniu kolejnych poprawek w 2014 r. na szczycie Rady UE swoje zastrzeżenia wycofały Francja i Czechy i uzgodniono, że prace nad regulacją będą kontynuowane. W opozycji wciąż pozostają jednak Niemcy, które przekonują m.in., że wdrożenie dyrektywy będzie zbyt kosztowne.