Zamówienia dotyczące infrastruktury krytycznej są od niedawna traktowane jak te dla wojska. Miało to uprościć procedury, ale w wypadku robót budowlanych znacznie je utrudni.
Choć przepisy dotyczące zamówień publicznych stosuje przede wszystkim szeroko rozumiana administracja publiczna, to czasem muszą robić to także przedsiębiorstwa, zarówno prywatne, jak i te z udziałem Skarbu Państwa. Chodzi o zamówienia sektorowe, czyli związane z wydobyciem węgla, transportem, energetyką, dostawami wody czy usługami pocztowymi. Obejmuje je osobna unijna dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/25/UE w sprawie udzielania zamówień przez podmioty działające w sektorach gospodarki wodnej, energetyki, transportu i usług pocztowych. W Polsce jej przepisy wdrożono do ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 2164 ze zm.). Stanowią osobny rozdział, w którym przewidziano łagodniejszy od klasycznych zamówień reżim.
Jeszcze inne procedury obejmują zamówienia obronne, czyli w uproszczeniu mówiąc, przede wszystkim te udzielane przez wojsko. Reguluje je dyrektywa 2009/81/WE w sprawie koordynacji procedur udzielania niektórych zamówień na roboty budowlane, dostawy i usługi przez instytucje lub podmioty zamawiające w dziedzinach obronności i bezpieczeństwa. W pewnym zakresie są jeszcze bardziej liberalne od przepisów dotyczących zamówień sektorowych. Prawdopodobnie dlatego przy okazji niedawnej nowelizacji polskiej ustawy objęto nimi część zamówień sektorowych. Od 28 lipca 2016 r. na podstawie art. 131a ust. 1a ustawy p.z.p. przepisy dotyczące zamówień obronnych stosuje się także do zamówień dotyczących infrastruktury krytycznej. Czyli tej związanej chociażby z sieciami wodociągowymi, energetyką czy transportem.
– Wielu zamawiających sektorowych nie zdaje sobie nawet sprawy, że musi stosować inne niż dotychczas przepisy. Widać to na szkoleniach na temat nowelizacji ustawy. Powód jest prosty – dotychczas do rozdziału regulującego zamówienia obronne zaglądali przede wszystkim wojskowi – mówi Artur Wawryło, ekspert z Centrum Obsługi Zamówień Publicznych.
Nie wiadomo, skąd wziął się nowy przepis podciągający część zamówień sektorowych pod procedury związane z zakupami dla wojska. W uzasadnieniu projektu nowelizacji nie ma na ten temat ani słowa wyjaśnienia. Nieoficjalnie można usłyszeć, że lobbowali za nim przedstawiciele branży energetycznej, po to by ułatwić sobie życie. Procedury dotyczące zamówień wojskowych dają bowiem zamawiającym większe pole manewru. Ograniczona zostaje chociażby zasada jawności, w przetargu ograniczonym można zaprosić trzech, a nie minimum pięciu wykonawców, łatwiej też unieważnić postępowanie.
Przez przeoczenie?
Jeśli faktycznie branża energetyczna chciała mieć prościej, to jej zamiar powiódł się jedynie połowicznie. Łatwiej rzeczywiście jest udzielać zamówień na dostawy i usługi. Jeśli jednak chodzi o roboty budowlane, to nowe przepisy są dla niej zdecydowanie mniej korzystne od dotychczasowych. Dlaczego? Przed 28 lipca 2016 r. „sektorówka” udzielała zamówień na roboty budowlane dopiero po przekroczeniu progu 5,225 mln euro. To oznaczało, że wszystko, co wybudowała do 21,8 mln zł netto, w ogóle nie podpadało pod ustawę p.z.p. Tymczasem przy zamówieniach obronnych próg, od którego należy stosować ustawę przy robotach budowlanych, wynosi 30 tys. euro. Elektrownia uznawana za infrastrukturę krytyczną będzie więc musiała wybrać w procedurach ustawowych wykonawcę nawet małego budynku biurowego.
– Prawdopodobnie w pośpiechu prac nad nowelizacją przeoczono ten drobny szczegół. Teraz zaś zamawiający sektorowi głowią się, jak wybrnąć z tego problemu – mówi nam pragnący zachować anonimowość pracownik branży energetycznej.
Nowego przepisu nie sposób jednak obejść. W sposób jednoznaczny nakazuje on stosować przepisy obronne wszędzie tam, gdzie chodzi o zamówienia dotyczące infrastruktury krytycznej. „Dotyczące”, a więc nie tylko bezpośrednio, ale nawet pośrednio z nią związane.
– Choć dyrektywa w sprawie zamówień sektorowych pozwala przy robotach budowlanych na pominięcie procedur aż do wartości 5,225 mln euro, to jednocześnie nie zabrania krajom członkowskim na wprowadzenie bardziej rygorystycznych przepisów. A skoro nasz ustawodawca się na to zdecydował, to niestety zamawiający muszą je stosować – zauważa dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
Już nie takie tajne
Jakie konkretnie zamówienia mogą zostać uznane za dotyczące infrastruktury krytycznej? Patrząc na art. 3 pkt 2 ustawy o zarządzaniu kryzysowym (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1166 ze zm.), prawie wszystkie zamówienia sektorowe. Przez infrastrukturę krytyczną przepis ten rozumie systemy oraz wchodzące w ich skład powiązane ze sobą funkcjonalnie obiekty związane z zaopatrzeniem w energię, paliwa czy wodę, ale także z transportem. Może więc chodzić o linie energetyczne, elektrownie, wodociągi, kopalnie czy koleje.
Jak można jednak przeczytać na stronie internetowej Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, nie każdy obiekt strategiczny należy do infrastruktury krytycznej. Ostatecznie decydują szczegółowe kryteria zapisane w niejawnym załączniku do Narodowego Programu Infrastruktury Krytycznej. Mamy więc do czynienia z pewnym paradoksem. Z jednej strony państwo celowo chroni informacje o tym, co jest uznawane za infrastrukturę krytyczną. Z drugiej jednak, jeśli któraś z firm wodociągowych czy energetycznych ogłosi przetarg według procedury obronnej, to dla wszystkich będzie oczywiste, że jej infrastruktura uznawana jest za krytyczną.
Zamówienia dotyczące infrastruktury krytycznej nie mogą być udzielane w przetargu nieograniczonym.
– Przepisy dotyczące zamówień związanych z obronnością wyłączają stosowanie tego trybu, podobnie zresztą jak posługiwanie się przez wykonawców jednolitym europejskim dokumentem zamówienia – wyjaśnia Artur Wawryło.
W 2015 r. 76 proc. zamówień sektorowych udzielono właśnie w trybie przetargu nieograniczonego.