Do ETPC będzie trafiać coraz więcej spraw sportowców. System antydopingowy bardzo głęboko ingeruje bowiem w sferę prywatną zawodników – uważa Michał Rynkowski, dyrektor Biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.
Do ETPC będzie trafiać coraz więcej spraw sportowców. System antydopingowy bardzo głęboko ingeruje bowiem w sferę prywatną zawodników – uważa Michał Rynkowski, dyrektor Biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.
Zapracowany pan jest ostatnio.
Rzeczywiście. Nie ukrywam, że wolałbym jednak emocjonować się występami polskich sportowców, aniżeli skupiać się na skandalach dopingowych. Niemniej jednak taką mam pracę. Nie ma dnia, żebym nie realizował kontroli antydopingowych.
Ile rocznie takich kontroli prowadzicie?
W zeszłym roku wszczęliśmy 41 postępowań o naruszenie przepisów antydopingowych, z czego w 39 przypadkach zarzuty się potwierdziły. W tym roku zainicjowano już 44 postępowania, jednak na podsumowania przyjdzie czas za kilka miesięcy.
Odnoszę wrażenie, że temat dopingu nieco zdominował tegoroczne igrzyska. Teraz po Rio de Janeiro również trudno będzie od niego uciec. Światło dzienne mają bowiem ujrzeć nazwiska dopingowiczów z IO w Pekinie i Londynie.
Powiem szczerze, że sam z dużym napięciem oczekuję na te informacje. Szkoda tylko, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie podał wyników swoich analiz przed igrzyskami w Rio de Janeiro. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że wielu z przyłapanych na dopingu sportowców podczas tej imprezy było członkami kadr olimpijskich swoich krajów. Ta decyzja jest dla mnie niezrozumiała.
Podanie do informacji publicznej tych nazwisk to dopiero początek. Korygowanie wyników i przekazywanie medali – to wszystko przed nami. Nie mam wątpliwości, że tytułem mistrza olimpijskiego żaden sportowiec nie pogardzi, nawet po wielu latach, jednak umówmy się, że medal otrzymany pocztą nie smakuje już tak dobrze.
Z tego co wiem, to MKOl organizuje takie małe ceremonie wręczania medali. Zgadzam się jednak, że to już nie są te emocje.
Widzi pan tutaj pole do dochodzenia roszczeń cywilnoprawnych przez zawodników oszukanych w ten sposób przez rywali?
Jak najbardziej. Od sportowca, którego przyłapano na stosowaniu dopingu, można dochodzić zadośćuczynienia na drodze cywilnej.
A odszkodowania? Brak medalu to w przypadku wielu zawodników realne straty finansowe.
Realne lub potencjalne starty. Trudno jest je jednak dokładnie wyliczyć. W każdym kraju inaczej kształtują się chociażby systemy stypendialne czy kwoty nagród przyznawane za zdobycie złotego medalu, nie wspomnę już o kontraktach sponsorskich.
Jaki organ byłby uprawniony do orzekania w tego typu przypadkach?
Jakkolwiek by patrzeć jest to spór o charakterze sportowym, związany z dopingiem, więc wydaje się, że sprawa powinna zostać skierowania do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie. Jeżeli natomiast decyzja trybunału nie byłaby dla zawodnika satysfakcjonująca, mógłby dochodzić swoich praw przed sądem krajowym. Skorzystanie z arbitrażu nie zamyka tej drogi. Problematyczna mogłaby się okazać natomiast późniejsza egzekucja wyroku, np. w takim Uzbekistanie.
Odwróćmy teraz sytuację. Zawodnik otrzymuje pozytywny wynik badania antydopingowego, ale po kilku latach okazuje się, że dopingu nie stosował, a niedozwolona substancja znalazła się w jego organizmie przypadkowo. Przychodzi mi tutaj na myśl przypadek kajakarza Adama Seroczyńskiego. U zawodnika podczas IO w Pekinie wykryto śladowe ilości clenbuterolu, czyli jak się później okazało, substancji stosowanej w Chinach do tuczenia zwierząt.
Z osądzaniem przypadku Adama Seroczyńskiego bym się wstrzymał. Spawa cały czas jest w toku. Na pewno nauka ciągle ewoluuje. W tamtym czasie mało kto wiedział, że zwierzęta w Chinach i w Meksyku są tuczone zabronionym clenbuterolem. Dzisiaj jest to wiedza powszechna. Wielu zawodników po roku 2008 zostało uniewinnionych, gdy w próbkach od nich pobranych znajdowały się śladowe ilości tej substancji. Argumentowali oczywiście, że znalazła się ona w ich organizmach po spożyciu zanieczyszczonego mięsa. Jednak stan wiedzy ekspertów i biegłych w tamtym czasie nie pozwalał na takie wnioski. Dzisiaj na pewno Adam Seroczyński mógłby otrzymać łagodniejszą karę, a nawet zostać uniewinniony.
Jeszcze przed igrzyskami w Rio de Janeiro światem sportu wstrząsnął raport WADA (ang. The World Anti-Doping Agency), z którego wynika, że w Rosji w latach 2012–2015 dochodziło do manipulowania wynikami badań sportowców i podmieniania ich próbek, a wszystko przy aktywnym udziale ministerstwa sportu, federalnych służb bezpieczeństwa, ośrodka przygotowań drużyny olimpijskiej oraz laboratoriów w Moskwie i w Soczi. Skutkiem czego była m.in. dyskwalifikacja wszystkich rosyjskich lekkoatletów z tegorocznych IO. Pojawiły się głosy, że stosowanie w takim przypadku odpowiedzialności zbiorowej godzi w prawa jednostki.
Każda decyzja w tej sprawie zapewne wywołałaby kontrowersje. To co jednak zrobił MKOl nie do końca mnie satysfakcjonuje. Raport McLarena był jasny. Stwierdzono w nim, że w ostatnich czterech latach zatuszowano ok. 600 spraw rosyjskich sportowców. W tym wypadu oczekiwałbym od komitetu jednoznacznego stanowiska. On z kolei zaproponował rozwiązanie pośrednie i przerzucił ciężar odpowiedzialności na międzynarodowe federacje. I IAAF (ang. International Association of Athletics Federations) podjęła decyzję, że rosyjskich lekkoatletów do rywalizacji nie dopuści. W moim odczuciu, gdyby MKOl zdecydował się wykluczyć wszystkich zawodników, to byłby to jasny sygnał, że nie ma przyzwolenia na ingerencję państwa w struktury sportowe oraz wspieranie dopingowiczów. Nie uczynił tego jednak. Mnie jednak bardziej bulwersuje decyzja dotycząca niedopuszczenia Julii Stiepanowej (zawodniczka, od której zaczęła się rosyjska afera – red.) do udziału w IO pod flagą MKOl. Tłumaczono to pokrętnie względami etyczno-moralnymi, bo Stiepanowa została kiedyś przyłapana na dopingu. Karę jednak odbyła. Te wyjaśnienia są dla mnie niezrozumiałe. Kilku byłych dopingowiczów brało udział w rywalizacji podczas igrzysk w Rio de Janeiro. Chociażby sprinter Justin Gatlin. Swoją decyzją komitet dał sygnał, że nie warto współpracować z agencjami antydopingowymi. Takie osoby nie mają z tego tytułu żadnych korzyści. A Julia Stiepanowa ponosi negatywne konsekwencje swojej szczerości. Z obawy o bezpieczeństwo swoje i rodziny musi ukrywać się gdzieś w USA. A ostatnio hakerzy włamali się na jej konto w Antydopingowym Systemie Administrowania i Zarządzania (ADAMS), żeby sprawdzić, gdzie trenuje.
Decyzję o wykluczeniu z IO rosyjskich lekkoatletów zamierza zaskarżyć do ETPC Jelena Isinbajewa. Ma szansę przed trybunałem?
Myślę, że do ETPC będzie trafiać coraz więcej spraw sportowców. System antydopingowy bardzo głęboko ingeruje bowiem w sferę prywatną zawodników. Wymaga się od nich np. podawania informacji o miejscu i czasie pobytu. Co więcej, często kontrole antydopingowe przeprowadzane są w nocy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, iż niektóre substancje utrzymują się w organizmie do kilkunastu godzin, nie widzę innej możliwości. W przeciwnym wypadku walka z dopingiem nie byłaby skuteczna. Jeżeli nie można byłoby przeprowadzać badań znienacka poza zawodami, to system nie funkcjonowałby. Przykładowo niektórzy pływacy nie biorą udziału w żadnych mityngach przez cały rok, a tylko przygotowują się na jedne zawody. Mogliby zatem stosować doping przez cały sezon, a przed startem wyczyścić organizm z niedozwolonych substancji i osiągać spektakularne wyniki.
Na krajowym podwórku w kwestii dopingu też ostatnio sporo się dzieje. 11 sierpnia weszła w życie nowelizacja ustawy o sporcie. Od tego czasu wszystkie postępowania dotyczące stosowania niedozwolonych substancji przez sportowców będą realizowane przez panel dyscyplinarny przy Komisji ds. Zwalczania Dopingu w Sporcie. Wcześniej zajmowały się tym związki sportowe. Czy to dobra zmiana?
Zdecydowanie tak. Związki często były sędziami we własnych sprawach. Oczywiście nie wszystkie. Zdarzało się jednak, że sprawę rozpoznawali członkowie zarządu, trenerzy lub inne osoby, pośrednio lub bezpośrednio w nią uwikłane. Związek przy orzekaniu często kierował się np. chęcią jak najszybszego dopuszczenia sportowca do udziału w zawodach. A przecież przepisy antydopingowe nie przewidują złagodzenia sankcji z uwagi na to, że zawodnik ma niedługo ważny turniej. W decyzjach nie podawano też na bazie jakich przepisów wymierzona została sankcja, niejednokrotnie brakowało też uzasadnienia. To powodowało, że WADA czy Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie często się od nich odwoływały. Warto podkreślić, iż dzięki nowelizacji ustawy o sporcie zapanowała komfortowa sytuacja z punktu widzenia przejrzystości prawa oraz kształtowania odpowiedzialności.
Opiniowany jest też obecnie projekt ustawy o zwalczaniu dopingu w sporcie. Dotychczasowe regulacje ustawy o sporcie w tym zakresie okazały się niewystarczające?
Od kilkunastu lat komisja lobbowała za tym, aby powstała oddzielna ustawa o zwalczaniu dopingu w sporcie. I tak się w końcu stało. Określa ona przede wszystkim ramy prawne działalności nowo powstałej Polskiej Agencji Antydopingowej oraz całego systemu antydopingowego. Doprecyzowano, że agencja działa w interesie publicznym i będzie mogła przetwarzać dane osobowe zawodników. Co jest niezwykle istotne w kontekście unijnych regulacji dotyczących ochrony danych, które zaczną niedługo obowiązywać. Jeżeli te kwestie zostałyby pominięte w ustawie, to przetwarzanie danych przez Agencję byłoby niemożliwe. A to z kolei oznaczałoby paraliż jej działalności. Walka z dopingiem opiera się znacznie na przekazywaniu informacji. W projekcie uregulowano również sprawę współpracy agencji z policją, służbą celną, strażą graniczną, żandarmerią wojskową i prokuraturą. Zgodnie z nowymi przepisami kontrolerzy antydopingowi uzyskają też status funkcjonariuszy publicznych. To ważna zmiana, bowiem do tej pory istniały poważne wątpliwości, jak należy ich klasyfikować. Po wejściu w życie nowych regulacji umocowanie w ustawie będzie miał też panel dyscyplinarny, a to wzmocni z kolei rangę tego organu i nada mu większą niezależność.
Sprawa braci Zielińskich, przyłapanych na dopingu podczas igrzysk w Rio de Janeiro, wywołała z kolei dyskusję na temat sankcji, jakie powinny być wymierzane sportowcom, którzy wspomagają się nielegalnie. Politycy sugerują np. wpisanie dopingu do kodeksu karnego. To pomysł wart rozważania?
Warto się nad tym zastanowić, ale ja byłbym ostrożny. Poczekajmy na to, co się będzie działo w Niemczech. Od 1 stycznia funkcjonuje tam bowiem ustawa o zwalczaniu dopingu w sporcie, która penalizuje stosowanie niedozwolonych substancji przez zawodników. Pierwsze postępowania już zostały wszczęte. Pojawia się przy tym pytanie, jaką funkcję mają spełniać takie regulacje. Czy chcemy sportowców za doping karać więzieniem lub grzywną, czy może tego rodzaju przepisy mają otwierać drogę do współpracy policji z agencją antydopingową. Wszyscy teraz będą chcieli być bardzo radykalni w swoich propozycjach. Należy jednak zastanowić się, czy one rzeczywiście sprawią, że system będzie skuteczniejszy. Mam co do tego wątpliwości. Popatrzymy na analogiczne rozwiązania, obowiązujące na Cyprze czy we Włoszech. One są z reguły martwe. Istnieje też niebezpieczeństwo, że sprawy dotyczące stosowania dopingu będą nieczytelne dla opinii publicznej. Może się bowiem zdarzyć, że w postępowaniu dyscyplinarnym zawodnik zostanie skazany, a w postępowaniu karnym uniewinniony. W obydwu przypadkach mamy zupełnie inny ciężar dowodu i różne reżimy proceduralne. Co więcej, w postępowaniu karnym obowiązuje zasada domniemania niewinności, a w dyscyplinarnym już nie. W takich sytuacjach zwykły obywatel, który będzie śledził dany przypadek, może się naprawdę pogubić.
W mojej ocenie clue sprawy dotyczy obrotu substancjami zabronionymi. Tę kwestię poniekąd reguluje ustawa – Prawo farmaceutyczne, wprowadza ona jednak ograniczenie odnośnie do produktów leczniczych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama