Sędzia Wojciech Hermeliński: W TK oczekuje na rozpoznanie kilkadziesiąt spraw, w tym te dotyczące starych książeczek PKO czy świadczeń socjalnych. Ludzie liczą na rozstrzygnięcia. I to oni odczują konsekwencje niepublikowania wyroków.
Trzech prawidłowo wybranych sędziów wciąż czeka, by móc orzekać. A dzieli ich od tego odebranie ślubowania przez prezydenta. Jaki jest ich status teraz?
Są sędziami. Sędzią zostaje się w momencie powołania przez Sejm. Jeżeli zaś sam sędzia odmówi złożenia ślubowania, to – zgodnie z ustawą o TK – przestaje być sędzią.
To jakie znaczenie ma ślubowanie?
Nie chciałbym umniejszać wagi aktu ślubowania, jest to na pewno akt uroczysty, ale jest jedynie aktem dodatkowym i nie przesądza o tym, czy dana osoba jest sędzią, czy nie. Wyrok TK wyraźnie potwierdził, że trzej sędziowie zostali wybrani w sposób prawidłowy. A wyroki TK trzeba szanować. Co więcej, w obliczu ostatnich wydarzeń należy podkreślić, że wyrok ten został opublikowany. Od prezydenta należy zatem oczekiwać, że w końcu zrealizuje wyrok oraz uchwałę Sejmu z października 2015 r. i odbierze ślubowanie od sędziów. Cały czas mam nadzieję, że tak właśnie się stanie. Być może będzie to połączone z jakimś rodzajem porozumienia, choć wyrok jest jednoznaczny i nie ma możliwości w żaden sposób wpłynąć na jego treść. Może dojść jednak do takiej sytuacji, że przyjęcie ślubowania od tych sędziów będzie połączone z jakimś rodzajem kompromisu, o którym się głośno mówi.
TK może chodzić na kompromis?
Zdecydowanie nie. Myślę raczej o kompromisie pomiędzy prezydentem i siłami politycznymi. TK nie może być stroną takiego kompromisu. Poza tym wyrok jest ostateczny i niepodważalny i na tej płaszczyźnie nie ma pola do kompromisu.
Takiego oporu z odebraniem ślubowania, jak ten, którego jesteśmy świadkami, nikt wcześniej sobie nie wyobrażał. To może skorzystać z planów wprowadzenia zmian w konstytucji i znieść obowiązek odbierania ślubowania przez prezydenta?
To nie jest najlepsze rozwiązanie. Ślubowanie składają też sędziowie sądów powszechnych i administracyjnych oraz Sądu Najwyższego. Takie rozwiązanie pociągnie więc za sobą kolejne problemy i konieczność zmian. Pojawił się też pomysł, żeby Sejm przyjmował ślubowanie od sędziów TK, ponieważ Sejm ich powołuje. Ale i ten pomysł nie wydaje mi się trafny. Jest to akt uroczysty i powinien istnieć jako ukoronowanie pewnego etapu wejścia do tego szczególnego zawodu. A ślubowanie składane wobec prezydenta na wierność konstytucji, ma jednak inne znaczenie i rangę niż wobec innych podmiotów.
Trybunał do tej pory miał zdecydowanie lepsze relacje z władzą. W stosunku do niektórych wyroków padały przecież zarzuty, że TK poszedł na rękę władzy. Tak się mówiło odnośnie sprawy OFE. Czy tak być powinno?
Wcale nie uważam, żeby TK szedł na rękę władzy, szczególnie jeśli chodzi o sprawę OFE. Wtedy zarówno będąca u władzy Platforma Obywatelska, jak i Prawo i Sprawiedliwość były zadowolone z takiego orzeczenia, ponieważ PO obawiała się, że po wygranych w przyszłości wyborach to na niej spocznie ciężar zwrotu tych należności łącznie z odsetkami, a to miliardowe kwoty. PiS obawiało się tego samego, myśląc o swojej wygranej. Podobnie w innych sprawach, nie dostrzegam, aby TK miał iść na rękę władzy. Spójrzmy np. na sprawę dotyczącą wliczania stopni z religii do świadectwa maturalnego. To był wniosek lewicy o stwierdzenie niekonstytucyjności przepisu. Zaś sędzia Adam Jamróz z poręki SLD, który był sprawozdawcą w sprawie rozpoznawanej w pełnym składzie, uznał, że przepis jest konstytucyjny. Nie potrafię znaleźć w pamięci wyroku, z którego wynikałoby, że TK poszedł na rękę władzy. Poza tym – nawet zakładając, że ewentualnie taki istnieje, a na gorąco nie odnajduję go w myślach – wyrok zgodny z wizją rządzących wcale nie musi być intencjonalnym sprzyjaniem tej władzy. Trybunał wydaje wyroki, biorąc pod uwagę daną sytuację faktyczną i prawną i przypadkowo może być tak, że jest to jednak zbieżne z zapatrywaniem danej opcji politycznej.
TK powinien w swoich wyrokach uwzględniać stan finansów państwa?
Nie jako decydującą przesłankę. Według mnie kwestia ochrony budżetu nie jest wartością konstytucyjną. Konstytucja nic na ten temat nie mówi. Sam się temu sprzeciwiałem w swoim zdaniu odrębnym do sprawy dotyczącej zamrożenia wynagrodzeń dla sędziów (sygn. akt K1/12). W tej sprawie TK wysunął na pierwszy plan kwestię związaną z budżetem państwa, choć kwota, jaką budżet zaoszczędził przez to, że sędziowie dostali mniejszą podwyżkę, stanowiła promil budżetu. Poza tym tu chodziło o godność urzędu, a nie pieniądze. Zdarzały się i inne orzeczenia, w których TK przywiązywał zbyt dużą wagę do kwestii ochrony budżetu państwa. Uważam, że poszedł jednak za daleko w tych orzeczeniach.
Obecny sposób wyłaniania sędziów prowadzi do tego, że niedługo wszyscy sędziowie będą desygnowani przez jedną partię. Czy to jest dobre?
Faktycznie, nie jest to najlepsze rozwiązanie. I choć to żadne usprawiedliwienie, to jednak w wielu krajach panuje właśnie taki system politycznego wybierania sędziów. Biorąc pod uwagę inny model, to jestem przeciwny wszelkim uzgodnieniom typu, że ze strony opozycji pochodzić będzie dana liczba sędziów, a ze strony partii rządzącej też określona liczba sędziów. Trybunał to nie jest spółka prawa handlowego, w której bierze się pod uwagę, ile akcji czy udziałów ma każdy udziałowiec, zaś kto ma więcej udziałów i akcji, ten ma większe możliwości wpływania na działalność spółki. Niestety zarówno PO, jak i PiS tak stawiając sprawę odmawiają sędziom przymiotu niezawisłości. Właśnie przez takie założenie, że gdy ze strony jednej partii będzie np. ośmiu sędziów, a z drugiej strony siedmiu, to ci pierwsi będą mieć przewagę, co z kolei przełoży się na brak możliwości utrącania ustaw. To jest policzek dla sędziów. W ciągu dziewięciu lat kadencji nie dopatrzyłem się, żeby sędziowie w jakikolwiek sposób trzymali stronę danej partii, czy tym bardziej wykonywali dyrektywy bądź spełniali oczekiwania opcji politycznej, która ich desygnowała do trybunału. Podziały w TK wcale nie idą po linii partyjnej.
A jakiej?
Można wyłonić dwie podstawowe linie. Pierwszą reprezentują „propaństwowcy”, czyli sędziowie, którzy państwo traktują jako wartość nadrzędną. Dla nich pierwszorzędne znaczenie mają takie wartości jak uprawnienia państwa czy jego ochrona. A po drugiej stronie znajdują się sędziowie, którzy kładą nacisk na kwestie związane z ochroną praw człowieka, czyli przeciwstawianie się omnipotencji państwa, która zawsze występuje w każdym ustroju. Można też dokonać dalszych podziałów. I tak w zakresie relacji na linii administracja a sędziowie można wyłonić sędziów „proministerialnych” i „prosędziowskich”. Podziały partyjne to zaś kwestia domysłów niemających za wiele wspólnego z rzeczywistością, a już na pewno nie przekłada się na orzeczenia.
Od lat mówi się o poszerzeniu katalogu podmiotów mogących zgłaszać kandydatów do trybunału. To rozwiązałoby wszelkie problemy?
Nie wiem, czy to rzeczywiście najlepszy pomysł, żeby umożliwić innym środowiskom zgłaszanie kandydatów. Na obecną chwilę byłoby to sprzeczne z konstytucją, ponieważ ona pozostawia to uprawnienie tylko Sejmowi i prezydium Sejmu. Można by rozważać, iż ewentualnych kandydatów zgłaszają Sejmowi różnego rodzaju gremia, np. Naczelna Rada Adwokacka czy Polska Akademia Nauk może wskazać, kogo by proponowała, ale to Sejm ostatecznie decyduje.
Czyli kandydatów na kandydatów?
Tak. Sejm miałby większe pole do oceny i może któryś z tych kandydatów mógłby się mu spodobać.
Jest pan optymistą.
Rzeczywiście (uśmiech). Pewnie i tak rządzący wysuwaliby swoich kandydatów.
Czy w zakresie przepisów dotyczących trybunału konstytucja powinna być zmieniona?
Nie widzę takiej potrzeby. Poza tym znajdują się tam w zasadzie kwestie ustrojowe, dotyczące liczby sędziów, sposobu powoływania, odpowiedzialności z tytułu popełnienia przestępstwa czy immunitetu. Cóż tu zmieniać?
System wyboru sędziów, czy ich liczbę. Padła propozycja, by było ich 18.
To już zakres swobody ustrojodawcy. Jeżeli będzie się to mieściło się w rozsądnych granicach naszej sfery cywilizacyjnej i miało sensowne uzasadnienie, to nie sprzeciwiam się takim zmianom. Nie wyobrażam sobie jednak sposobu powoływania sędziów z pominięciem Sejmu. W końcu to szczególny rodzaj sędziów. I model ich powoływania taki jak w przypadku sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych czy administracyjnych przez Krajową Radę Sądownictwa, a następnie prezydenta, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Skoro TK ma szczególne kompetencje w związku z konstytucją, to organem, który najbardziej się nadaje do powoływania sędziów, jest właśnie Sejm. Na świecie występują i inne modele. Na przykład na Ukrainie włączona jest w to – poza prezydentem i Radą Najwyższą Ukrainy – także Rada Sędziów Ukrainy. Każdy z tych podmiotów powołuje swoich sześciu kandydatów. Mam jednak obawy, że inny model spowoduje zbyt swobodne decydowanie o składzie trybunału. Sejm jest bowiem ciałem zbiorowym i może wypracować porozumienie co do wyboru sędziego w oparciu o przesłanki zawarte w konstytucji. Jednoosobowy organ, jakim jest prezydent, podejmowałby już decyzję pozbawioną takiej kontroli i możliwości starcia poglądów czy wypracowania porozumienia. Nie odejdziemy zatem od systemu wybierania sędziów konstytucyjnych przez parlament. Można byłoby jedynie włączyć ewentualnie do tej procedury Senat.
Mówi się, że obecny kryzys jest związany z TK. Ale czy nie jest on tak naprawdę związany z partią PiS?
TK nie dał żadnego powodu do konfliktu. Na przełomie listopada i grudnia 2015 r. odchodziło pięciu sędziów. Dotychczas praktyka wyglądała tak, że na miesiąc przed odejściem sędziego wskazywany był nowy sędzia, jednak często działo się to na ostatnią chwilę. Problem powstał wtedy, gdy PO powołała jeszcze dodatkowo dwóch sędziów. I to było początkiem konfliktu, który urósł do obecnego stanu. Żadnej winy TK ani sędziów konstytucyjnych w tym nie ma. TK chciałby orzekać jak dotychczas, jednak wejście w życie noweli tzw. naprawczej wywołało dodatkowe komplikacje.
Demokratyczny system jest w stanie rozwiązać tę sytuację?
Nie wiem. Przyznam się, że mam wątpliwości. Demokratyczny system powinien rozwiązać, ale w sytuacji, jeżeli władza mówi, że nie będzie publikować wyroków TK i uważa orzeczenia za rezultat spotkania przy kawie i ciastkach, to problem jest duży i poważny. Przecież TK ma już wyznaczone kolejne sprawy. Póki co są to sprawy w toku, których pierwsze rozprawy odbyły się wcześniej. Ale zaraz pojawią się nowe. To było oczywiste, że TK musi rozpoznać konstytucyjność noweli, zanim przejdzie do następnych spraw. Inaczej, gdyby miał rozpoznać tę sprawę zgodnie z kolejnością wpływu, to doszedłby do niej za około dwa lata. Po tym wyroku już wiemy, że TK orzekłby, iż nowela jest niekonstytucyjna. Wówczas sam wyrok wydany na podstawie ustawy, której niekonstytucyjność stwierdzono, też byłby niekonstytucyjny. A przecież w ciągu tych dwóch lat, kiedy TK czekałby na rozstrzygnięcie sprawy noweli, rozpoznawałby inne sprawy. I te wszystkie wyroki utraciłyby rację bytu. Sytuacja byłaby dużo bardziej skomplikowana, ponieważ osoby, które wniosły skargę konstytucyjną i wygrały sprawę przed TK, pewnie w dużej części wznowiłyby postępowanie w swoich sprawach. Zapadłyby zatem kolejne wyroki sądów powszechnych czy administracyjnych i one też strącone byłyby w niebyt prawny. A skutek byłby taki, że ludzie mieliby pretensje do TK.
Jakie jest zatem najprostsze rozwiązanie tego problemu?
Rząd powinien opublikować wyrok. Ostatecznie sędziowie Sądu Najwyższego, sądów powszechnych i administracyjnych sobie poradzą, ponieważ mogą na siebie przejąć ciężar rozstrzygania, czy wydadzą orzeczenie w oparciu o wyrok nieopublikowany. Ponadto w takiej nadzwyczajnej sytuacji można orzekać w oparciu o konstytucję. Należy też wskazać, że dalsza zwłoka w publikacji wyroków TK powoduje, że na horyzoncie pojawiają się kolejne problemy. Przed trybunałem oczekuje bowiem na rozpoznanie kilkadziesiąt spraw, w tym np. dotyczące starych książeczek PKO czy świadczeń socjalnych. Na te sprawy ludzie czekają. Jeżeli w tych sprawach wyroki również nie zostaną opublikowane, a TK uzna, że świadczenia należą się beneficjentom, to ludzie będą ich pozbawieni. Trzeba pamiętać, że TK w większości przypadków zajmuje się przepisami dotyczącymi sfery życia codziennego. Innych spraw, takich jak ta np. dotycząca ustawy lustracyjnej, jest niewiele. Większość to skargi konstytucyjne czy pytania prawne sądów, które dotyczą właśnie spraw życia codziennego większości Polaków.
Czy na pewno mówimy o polskim trybunale, a nie tym za zachodnią granicą?
Prezes TK Andrzej Rzepliński wielokrotnie się wypowiadał, że TK jest właśnie trybunałem praw człowieka. Większość spraw dotyczy bowiem praw i wolności obywatelskich, a we wszystkich zawiera się element praw człowieka. W Polsce do niedawna znacząca część obywateli o trybunale nic nie wiedziała. Dopiero zamieszanie wokół wyboru sędziów spowodowało, że o TK zaczęto mówić w mediach, a przez to i w domach Polaków. Jednak przy tak zapętlonej, jak obecnie, sytuacji wciąż wiele osób zapewne nie rozumie, o co dokładnie chodzi w tym konflikcie i jakie to może przynieść konsekwencje. Stąd też łatwo jest wprowadzić ludzi w błąd i spowodować, by uwierzyli, że TK jest niepotrzebny, w zasadzie nic nie robi, a sędziowie biorą ogromne pieniądze, załatwiając tylko sześć spraw rocznie. Takie wypowiedzi i liczby padają z ust polityków rządzącej partii.
A to prawda?
Oczywiście, że nie. Na przełomie listopada i grudnia 2015 r., gdy odchodziło pięciu sędziów, w tym ja, to wręczono nam dokument, który zawierał podsumowanie naszej pracy i statystykę załatwionych spraw. Wynika z nich, że każdy z nas załatwił około tysiąca spraw w ciągu dziewięcioletniej kadencji. To wynosi ponad osiem spraw miesięcznie. Ponad połowa z nich to były sprawy we wstępnym rozpoznaniu, które nie są takie łatwe i potrzeba czasu na ich rzetelne rozpoznanie. 40 proc. to zaś sprawy merytoryczne, czyli wyroki i postanowienia. Może więc dzięki temu konfliktowi część osób dowie się, czym się trybunał zajmuje i jak pracuje. I to doceni.
Z tym trybunałem praw człowieka to chyba przesada. Postępowanie przed TK jest tak sformalizowane, że nieliczne skargi przechodzą. Szansa na rozpoznanie sprawy jest jak wygrana w totolotka.
Zgadzam się z tym. Przedsąd w zakresie skarg konstytucyjnych jest bardzo sformalizowany, ale tak wynika z przepisów i orzecznictwa. Uważałem, że tam, gdzie są szanse powodzenia sprawy, to uwzględniając możliwości prawa, należy sprawie nadać bieg.

A jak pan ocenia zmiany wprowadzone do ustawy z 2015 r., gdzie zniesiono dwuinstancyjność postępowania wstępnego? To też przeczy teorii o trybunale praw człowieka.

Źle oceniam te zmiany. Nie są dla skarżących korzystne. I choć w niewielkim procencie, to jednak udawało się podczas II instancji uchylić postanowienie o odmowie nadania biegu. Taka zmiana, to jednak nie jest wymysł polskiego TK. To trend ogólnoświatowy polegający na tym, że duże sądy bronią się przed zalewem spraw. Analizując zmiany dotyczące postępowania wstępnego co do skarg konstytucyjnych, to jeszcze z innej zmiany nie jestem zadowolony.

Wprowadzono bowiem dodatkową przesłankę polegającą na ocenie, czy wydanie orzeczenia jest zbędne lub niedopuszczalne, a to już należy do oceny merytorycznej TK. Kiedy byłem w TK, to zawsze dopuszczałem do rozpoznania sprawy, w których na pierwszy rzut oka widać było krzywdę ludzką. I zdarzało mi się, że zmieniałem wstępny projekt postanowienia o odmowie nadania skardze biegu, który przygotowywany był przez zespół prawników TK pomagający sędziom. Porównując niemiecki sąd konstytucyjny z polskim, u nas nie można zaskarżyć rozstrzygnięcia sądowego, a tylko przepis który był podstawą orzeczenia. A to jest bardzo trudne nawet dla adwokatów czy radców, którzy nie zawsze radzą sobie ze wskazywaniem wzorców kontroli. Takie wymogi zostały jednak określone w czasach, kiedy powstała skarga konstytucyjna.

A mówimy o ograniczeniach w ustawie którą pisali sędziowie…

Tak. Rzeczywiście trzeba było raczej rozszerzyć dostęp do TK, niż go ograniczać.

Ale stara ustawa była łagodniejsza.

Nie można winić za to sędziów. Celem przepisów było przyspieszenie postępowania, też w związku z licznymi zarzutami dotyczącymi tego, że od wniesienia skargi do wyznaczenia rozprawy mija zbyt dużo miesięcy. Jeżeli bowiem ustawodawca tworzy akty prawne, które w 40 proc. są niemalże rażąco niekonstytucyjne, to nie można krytykować chęci sędziów do wprowadzenia pewnych zmian w ustawie o trybunale. Nie mieli bowiem na kim polegać w tym zakresie. Poza tym dobrze byłoby, żeby głos sędziów znalazł odbicie w przepisach dotyczących trybunału, ponieważ to właśnie oni wiedzą najlepiej, jak powinna wyglądać prawidłowa procedura. To zaś, że doszło do pewnego ograniczenia skarg, nie świadczy o wygodzie sędziów.

Ludzie wychodzą dziś w Polsce na ulice nie z powodu ceny kiełbasy, tylko obrony demokracji i trybunału. To pomaga TK?
Na pewno sędziowie mogą poczuć się lepiej w związku z tym, że ktoś się za nimi ujmuje. Oczywiście nie ma to żadnego wpływu na orzecznictwo. Problem w tym, że ostatecznie sędziowie zostają sam na sam ze sprawą na sali rozpraw, która od pewnego czasu jest pusta. Nie przychodzi bowiem ani przedstawiciel prokuratora generalnego ani Sejmu. Co do przyszłych rozpraw, to można się spodziewać, że krzesła tych uczestników również pozostaną puste, skoro rząd nie publikuje wyroku twierdząc, że rozprawa to spotkanie towarzyskie. Wydawanie orzeczeń bez udziału uczestników jest kulawe, ale oczywiście zgodne z przepisami. TK może rozpoznać sprawę bez ich udziału.
Chodzi pan na marsze w obronie TK?
To są wydarzenia, które mają zabarwienie polityczne. Uważam, że sędzia nie powinien brać w tym udziału.
Nawet sędzia w stanie spoczynku?
Tak, ponieważ jego dotyczą te same obowiązki, jak czynnego sędziego.
Zakończył pan orzekanie w TK 6 listopada 2015 r. Żałuje pan, że nie jest pan teraz sędzią, czy cieszy się pan z tego?
Żałuję. Wiele osób mi mówi: jakie masz szczęście, że wcześniej odszedłeś.
I co pan odpowiada?
Że wcale się z tego nie cieszę, ponieważ chciałbym być teraz w TK. To jest ten moment, gdy sędzia może się wykazać. Przy takim nacisku ze strony władzy i mediów to jest godzina próby dla sędziego, czy oprze się tym naciskom, jak się zachowa, czy będzie miał tyle odwagi, żeby wydać orzeczenie zgodne ze swoim sumieniem. To jest próba, której chętnie bym się poddał.

Został pan nagrodzony za działalność na rzecz przemian demokratycznych. Jak pan ocenia kondycję demokracji?

Myślę, że sytuacja z trybunałem nie wpływa na stan demokracji. Demokracja nie jest zagrożona przez to, że partia która wygrywa stara się jak najwięcej uzyskać władzy. Wszystkie partie chcą to uczynić. Nie widzę tu niczego dramatycznie innego, niż to co zawsze się dzieje w przypadku przejęcia władzy przez wieloletnią opozycję.

31 marca br. odbyło się spotkanie prezesa Kaczyńskiego z przewodniczącymi partii politycznych, właśnie w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Ryszard Petru, lider Nowoczesnej, uważa, że pojawiło się światełko w tunelu. A Grzegorz Schetyna, przewodniczący PO, twierdzi, że to raczej nadjeżdżający pociąg. Czy sądzi pan, że to spotkanie przybliży rozwiązanie problemu?
Niezależnie od wyników rozmów polityków, które rozpoczęły się w ostatni czwartek marca, uważam, że całe społeczeństwo musi mieć świadomość tego, iż przestrzeganie gwarancji zapisanych w konstytucji zależy od sprawnego działania Trybunału Konstytucyjnego. Skoro konstytucja jest najwyższym prawem, to akty niższej rangi muszą być zgodne z jej przepisami. Tej zgodności strzeże TK. Warto może przypomnieć, że kiedyś w Stanach Zjednoczonych Sąd Najwyższy, który jest jednocześnie sądem konstytucyjnym, stwierdził, że zarówno on sam, jak i sądy niższego rzędu są uprawnione do kontroli zgodności prawa niższej rangi z ustawą zasadniczą. Wtedy podkreślił też, że nie ma trzeciej drogi, jest tylko wybór pomiędzy uznaniem, że konstytucja jest najwyższym prawem i wszystkie przepisy muszą z nią być zgodne albo to osiągnięcie w postaci konstytucji pisanej nic nie znaczy. Skoro konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczpospolitej Polskiej, to nie ma zatem innej drogi, jak taka tylko, że działalność Trybunału Konstytucyjnego zostanie odblokowana, chyba że Zgromadzenie Narodowe zdecyduje o zmianie konstytucji w zakresie odnoszącym się do sądu konstytucyjnego.
Są zwolennicy poglądu, że w zasadzie SN mógłby z powodzeniem robić to, co TK?
Nie wiem, czy SN chciałby się tym zająć. A nawet jeżeli tak, to przecież niewiele by się zmieniło. Zasady orzekania wciąż byłyby podobne, tak samo zakres spraw. Sposób powoływania sędziów – gdyby był taki, jak w przypadku sędziów SN – mógłby pozwolić na uniknięcie w przyszłości takich sytuacji, jak obecna, ale z kolei mogłyby się pojawić inne problemy, nieznane teraz. Poza nazwą i siedzibą wszystko pozostałoby bez zmian. Nie widzę w tym większego sensu. Poza tym TK to też orzecznictwo i ugruntowane rozumienie i stosowanie prawa i konstytucji od 1997 r. A to jest warte ochrony i podtrzymywania. W końcu pamiętajmy, że spór w początkowej fazie nie dotyczył istnienia TK, tylko sędziów pośpiesznie powołanych przez ówcześnie rządzącą partię.
Są nawet pomysły referendum w kwestii istnienia TK.
Jestem przekonany, że gdyby do tego doszło, to większość obywateli byłaby za likwidacją TK. Podobnie byłoby pewnie z innymi instytucjami, jak rzecznik praw obywatelskich, Najwyższa Izba Kontroli czy Krajowa Rada Sądownictwa.

To warto być sędzią konstytucyjnym?

Tak. Bardzo przeżywałem odejście z TK. Pierwsze dwa lata sędzia się oswaja i uczy procedowania przez TK. Od trzeciego roku staje się już pewnym siebie i gotowym do swobodnego wydawania orzeczeń. Jeszcze dwa lata dłużej by się przydały, bo dopiero teraz sędzia jest w pełni wiedzy i umiejętności do działania. Jednak kadencja zaraz mu się kończy.

Rozmawiała: Ewa Maria Radlińska