Projekt zakłada powstanie rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym, do którego trafiałyby dane osób prawomocnie skazanych za przestępstwa przeciw wolności seksualnej. Składałby się on z dwóch części: rejestru z dostępem ograniczonym i rejestru publicznego, do którego dostęp będzie powszechny i bez ograniczeń.
Prawo dostępu do rejestru ograniczonego - gdzie będą szczegółowe dane o skazanych, w tym fotografia, miejsce zameldowania i faktyczny adres pobytu - będą miały m.in.: sądy, prokuratorzy, policja, ABW, Służba Celna, CBA, organy administracji rządowej i samorządowej. Druga - powszechnie dostępna część - dotyczyłaby danych tych skazanych, którzy popełnili swój czyn wobec nieletnich, ze szczególnym okrucieństwem lub działali w recydywie. W tym przypadku nie byłyby podawane tak szczegółowe dane, jak np. adres, a jedynie nazwa miejscowości, w której skazany przebywa.
Sprawcy figurowaliby w rejestrze - prowadzonym na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości - do zatarcia skazania, ułaskawienia czy amnestii. W "szczególnie uzasadnionych przypadkach" sąd mógłby orzec, że dane skazanego nie trafią do rejestru. Te przypadki to: ochrona życia prywatnego lub inny ważny interes prywatny pokrzywdzonego albo jego osób najbliższych, zwłaszcza dobro małoletniego pokrzywdzonego. Sąd nie kierowałby też danych do rejestru, jeśli uznałby, że spowodowałoby to "niewspółmiernie surowe skutki dla skazanego".
KGP ma prowadzić mapę przestępczości na tle seksualnym, która będzie stale aktualizowana i publicznie dostępna na stronach KGP. Do 2 lat więzienia ma grozić temu, kto bez uprawnienia uzyskałby dostęp do rejestru ograniczonego. Skazanemu umieszczonemu w rejestrze, który nie podałby swego adresu lub jego zmiany, groziłby areszt, ograniczenie wolności lub co najmniej tysiąc zł grzywny. Taką samą odpowiedzialność ponosiłby ten, kto dopuściłby osobę z rejestru do pracy z dziećmi.
Rząd przyjął projekt pod koniec ub.r. Resort sprawiedliwości, który go przygotował, uzasadniał, że dziś państwo potrzebuje nowych, prewencyjnych narzędzi do walki z pedofilią. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki podkreślał, że średnio co drugi dzień łapany jest pedofil. "Troska i empatia - tak, ale wobec dzieci, a nie wobec pedofilów" - mówił.
W styczniu wszystkie kluby opowiedziały się w Sejmie za dalszymi pracami, choć opozycja zapowiedziała poprawki. Pozytywnie o projekcie mówił Rzecznik Praw Dziecka. Komisje wprowadziły m.in. poprawkę, by w rejestrze o dostępie ograniczonym był podawany wiek dziecka w chwili popełnienia wobec niego przestępstwa, co pozwoli policji na szybsze typowanie potencjalnych sprawców.
W czwartkowej debacie PiS poparło projekt, bo - jak mówił poseł Daniel Milewski - ta przestępczość narasta, wraz z rozwojem internetu z możliwością anonimowości, przy braku skutecznego nadzoru, co umożliwia dotarcie do ofiar, zwłaszcza dzieci.
Michał Szczerba (PO) mówił, że rejestr z ograniczonym dostępem zwiększyłby bezpieczeństwo dzieci, ale rejestr publiczny może powodować stygmatyzację skazanych. Powołał się na uwagi RPO, których projekt nie uwzględnił, zwłaszcza zagrożenie "retorsyjnymi zachowaniami" wobec sprawców. Według PO podane imię i nazwisko sprawcy może też prowadzić do ujawniania ofiar, skoro 90 proc. przestępstw seksualnych dokonuje się wśród osób bliskich. PO złożyła poprawkę, by zrezygnować z rejestru publicznego. Argumentowano, że w żadnym państwie Europy nie istnieje taki rejestr.
Barbara Chrobak (Kukiz15) poparła ideę ustawy, bo prawo ma chronić ofiarę, a przez 8 lat PO zaniechała walki z przestępczością. Jej zdaniem w rejestrze powinni być tylko sprawcy najcięższych przestępstwa, bo nie można zrównywać pedofila z kimś, kto pochwalał pedofilię. Od losu zgłoszonych poprawek uzależniła poparcie klubu dla ustawy.
Według Mirosława Suchonia (N) żaden pedofil nie będzie "polował" w miejscach, które mapa wskaże jako najbardziej zagrożone. "Może nastąpić piekło dla pokrzywdzonych oraz dla rodzin sprawców" - dodał. Przestrzegł, że projekt otwiera drogę do "publicznego linczu"; nie ma zaś zapisów o terapii sprawców.
Zdaniem Krzysztofa Paszyka (PSL) ustawa jest potrzebna, dlatego PSL ją poprze, choć jego zdaniem publiczne rejestry są nieskuteczne; nie pełnią funkcji odstraszającej i zmniejszają możliwość terapii sprawców. Poseł wskazał zarazem, że złamaniem zasad byłoby wpisanie do rejestru osób skazanych jeszcze przed wejściem ustawy w życie.
Wiceminister Jaki mówił, że w publicznym rejestrze będą dane najbardziej brutalnych przestępców; wyraził niewiarę w ich resocjalizację. "To skuteczne narzędzie" - dodał, powołując się na przykład USA. Podkreślał, że resort przyznał prawo sądowi niezamieszczania danej osoby w rejestrze m.in. przy podejrzeniu stygmatyzacji małoletniej ofiary.
PO proponuje też, by dostęp do rejestru publicznego odbywał się tylko na wniosek osoby zainteresowanej i pod kontrolą, np. w sądzie. N chce, by dostęp odbywał się tylko w jednostkach policji. Powołano się na to, że GIODO wyrażał zastrzeżenia, iż dane z jawnego rejestru byłyby przetwarzane bez żadnej kontroli.
Projekt miałby wejść w życie 1 października 2017 r.
Polskie Towarzystwo Seksuologiczne uznało, że ogólnodostępny rejestr nie stanowi skutecznego środka mającego przyczynić się do zmniejszenia zagrożenia przestępczością seksualną. Według RPO istnienie tego rejestru w znaczny sposób zmniejsza możliwości prowadzenia terapii przestępców seksualnych, ponieważ - zdaniem Adama Bodnara - dla sprawców, których dane zostaną umieszczone w rejestrze, nie będzie perspektywy powrotu do społeczeństwa.