Tzw. małą nowelą prawa zamówień publicznych we wtorek zajmie się Rada Ministrów. Implementuje ona do polskiego prawa dyrektywy unijne, które muszą zostać wdrożone do 18 kwietnia tego roku - w przeciwnym razie Polsce grożą kary i blokada środków unijnych.
Według Bernatowicza choć jest konsensus, że małą nowelę trzeba uchwalić jak najszybciej, to spór dotyczy dodanych na ostatniej prostej przepisów, które pozwalają samorządom zlecać spółkom-córkom zadania z wolnej ręki, czyli tzw. zasady inhouse. W praktyce chodzi przede wszystkim o to, by gminy mogły powierzać swoim spółkom komunalnym wywóz nieczystości.
"Rząd uległ lobbingowi samorządów, bo im te przepisy oszczędzają biurokratycznych problemów, związanych z koniecznością przeprowadzenia procedury przetargowej. Natomiast z punktu widzenia obywateli oraz przedsiębiorców to rozwiązanie ze wszech miar niekorzystne. Po pierwsze, tam gdzie nie ma przetargu, powstaje pole do nadużyć. Po drugie ogranicza to wolną konkurencję i uderza w polskich przedsiębiorców. Co najgorsze jednak, boimy się, że to swoisty koń trojański, bo można sobie wyobrazić, że w niedalekiej przyszłości nie tylko samorządy, ale także inne podmioty zechcą wykorzystać możliwości dane ustawą" - ocenił Bernatowicz.
Wskazał, że projekt ustawy zezwala, by podmiot zamawiający mógł powierzyć określone zadania swojej spółce córce, gdy jej działalność w 90 proc. koncentruje się na powierzanych zadaniach.
"W skrajnej sytuacji można sobie wyobrazić, że GDDKiA powołuje spółkę córkę, która w 90 proc. zajmuje się budową autostrad i zleca jej wszystkie zadania. W związku z tym wolna konkurencja na rynku infrastrukturalnym znika. Podobnie może być np. w zbrojeniówce - już dziś Polski Holding Zbrojeniowy ma mnóstwo firm zależnych, które zajmują się w 100 proc. wyposażaniem polskiej armii. Więc po co mamy się trudzić procedurą przetargową, czy nawet dyrektywą obronną, skoro ustawa będzie zezwalać na zlecenie tego w trybie z wolnej ręki w ramach procedury inhouse. To wytrych i furtka, która ułatwia patologie" - mówił ekspert.
Zwrócił uwagę, że już w tej chwili 70 mld zł jest wydawanych z wolnej ręki na zamówienia poniżej progów, od których trzeba stosować PZP, a po wprowadzeniu zasady inhouse dojedzie do tego kolejne 30-40 mld zł. Według Bernatowicza przeciw tej sytuacji protestują nie tylko przedsiębiorcy, ale także związki zawodowe, gdyż ustawa promuje zatrudnianie przez zleceniobiorców na etatach, więc każde ograniczenie stosowania ustawy o zamówieniach publicznych jest niekorzystne dla pracowników.
Zauważył także, że Rada Dialogu Społecznego - zarówno przedstawiciele pracodawców, jak i związków zawodowych - jest przeciwna wprowadzaniu tej zasady i rekomendowała odłożenie tej dyskusji do czasu prac nad kompleksową zmianą Prawa zamówień publicznych.
"Jest to ewenement, zarówno w pracach Rady, jak i wcześniej Komisji Trójstronnej, że pracodawcy i związki zajęły wspólne stanowisko i niestety jest ono ignorowane" - podkreślił.