O jednym mówi się, że jest zdeterminowany jak przywódca słynnej grupy „nietykalnych”, która postawiła przed sądem Ala Capone. Drugi tchnął świeże powietrze w skorumpowane i zmurszałe sądownictwo. Prokurator Deltan Dallagnol i sędzia Sérgio Moro stali się symbolem tego, że w Brazylii idzie nowe.
Są osobliwym przykładem uczciwości i przyzwoitości pośród umoczonych w afery i szemrane układy funkcjonariuszy brazylijskiego wymiaru sprawiedliwości. Za sprawą tytanicznej pracy włożonej w aresztowanie i postawienie zarzutów ponad stu prominentnym politykom i biznesmenom uwikłanym w aferę Petrobrasu uznano ich za niepisanych przywódców odnowy instytucji państwowych.
Pierwszy z nich to Deltan Dallagnol, główny oskarżyciel w tym największym w historii Brazylii skandalu łapówkarskim, który zatrząsnął prezydenturą Dilmy Rousseff. Jako młody, choć już doświadczony prokurator, wystawiony na pierwszy front walki ze zżerającą kraj korupcją, dostał niezwykle ambitne zadanie. Prowadzone przez niego od 2014 r. gigantyczne postępowanie w sprawie wielomilionowych łapówek, zmów przetargowych, prania brudnych pieniędzy i wymuszeń to bowiem wielopiętrowa konstrukcja, na której samym szczycie stoją kluczowi politycy rządzącej Partii Pracujących. Jak wynika z zeznań Pedra Barusco, wysokiego rangą byłego dyrektora Petrobrasu i ważnego świadka w postępowaniu, na samych łapówkach od państwowej spółki ugrupowanie Rousseff zarobiło nawet 200 mln dol. Dallagnol twierdzi, że straty firmy poniesione w związku z aferą sięgają nawet 5 mld dol.
Prokuratorom udało się prześledzić zagmatwane przepływy finansowe i odtworzyć znaczną część skomplikowanej siatki powiązań, obejmującej szeregowych inżynierów i menedżerów średniego szczebla, kongresmenów, międzynarodowych lobbystów i szwajcarskich bankierów. W ramach „operacji myjnia”, nazwanej tak od stacji benzynowej w Brasilii, która służyła za pralnię brudnych pieniędzy, kilkudziesięciu dyrektorów Petrobrasu i firm budowlanych zostało oskarżonych o zmowę w zawyżaniu wartości rządowych kontraktów oraz ustawianie przetargów. W zamian za biznesowe przysługi menedżerowie państwowego potentata naftowego dostawali astronomiczne łapówki i dzielili się nimi ze swoimi partyjnymi protektorami. Kilkudziesięciu z nich – w tym lider partii rządzącej w Senacie i spiker izby niższej Kongresu – zostało aresztowanych. A ostatnio na celowniku Dallagnola znalazły się także kontrakty związane z przygotowaniami do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r. Jego ofensywa przeciwko korupcji na lewicy i w biznesie przybrała tak potężne jak na Brazylię rozmiary, że Luiz Inácio Lula da Silva, były prezydent Brazylii i ojciec sukcesu Partii Pracujących, porównał ją niedawno do prześladowania Żydów przez nazistów.
Podobnie jak Eliot Ness, owiany popkulturową legendą amerykański śledczy, który zyskał sławę pogromcy gangów i układów, Dallagnol kieruje zespołem młodych (ich średnia wieku to 36 lat), dobrze wykształconych śledczych, którzy bezkompromisowo podchodzą do swojej misji. W Kurytybie, gdzie toczy się postępowanie, jedna z lokalnych gazet rok temu opublikowała na okładce ich zdjęcie z podpisem „nietykalni”. Sam Dallagnol twierdzi jednak, że szuka inspiracji raczej w etosie Gandhiego. Zdarza mu się też cytować Martina Luthera Kinga.
Jak sam często podkreśla, śledztwo w sprawie energetycznego giganta to dopiero początek wieloletniej krucjaty. Z sondażu przeprowadzonego kilka lat temu przez Bank Światowy wynika, że prawie 70 proc. brazylijskich przedsiębiorców upatruje w łapówkarstwie głównej przeszkody w prowadzeniu biznesu. A w tegorocznym zestawieniu Corruption Perceptions Index, opracowywanym przez Transparency International, jego kraj zanotował kolejny spadek – tym razem z 69. na 76. miejsce (na 91 pozycji). Mniejsza demoralizacja w sektorze publicznym panuje nawet w Senegalu, Panamie czy w Mongolii. Bezkarność polityków i biznesmenów to ugruntowana brazylijska tradycja. Skazanie takich osób graniczy z cudem.
Dallagnol nie sprawia jednak wrażenia osoby, którą paraliżują zatrważające statystyki. Wręcz przeciwnie, w rozmowach z dziennikarzami do znudzenia powtarza, że Brazylia może być drugim Hongkongiem. Jeszcze w latach 70. XX w. pracownicy budżetówki traktowali tam łapówki jako należny im dodatek do nędznej pensji. Dziś dla innych krajów rozwijających się Hongkong służy jako wzorzec tego, jak skutecznie zwalczać, wykrywać i zapobiegać praktykom korupcyjnym. Dallagnol jest przekonany, że Brazylia może pójść tym śladem.
– My, prokuratorzy i policjanci z dochodzeniówki, mamy marzenie, które podziela brazylijskie społeczeństwo: że wszyscy są traktowani jako równi wobec prawa – powiedział na konferencji prasowej, przedstawiając zarzuty przeciwko bossom wielkich spółek budowalnych.
Niewykluczone, że za tym idealizmem stoją młodość i optymizm, którym zaraził się w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych. Na pierwszy rzut oka Dallagnol z pewnością nie wygląda na burzyciela systemu. Ma dopiero 35 lat, choć można by mu dać dekadę mniej. Jest głęboko wierzącym katolikiem, mężem i ojcem. Prokuratorem został już w wieku 22 lat, ale dość szybko rozczarowała go praca w skostniałej i niewydolnej prokuraturze federalnej. Wyjechał więc na studia w harvardzkiej szkole prawa i tam stał się zagorzałym zwolennikiem amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Anglosaskie metody śledcze i strategie procesowe chciał przeszczepiać na macierzystym gruncie. Po powrocie do kraju wygrał konkurs na stanowisko prokuratorskie w prowincjonalnej Kurytybie, dołączając do zespołu specjalizującego się w oszustwach finansowych. W 2014 r. przy okazji śledztwa dotyczącego Alberto Youssefa, nazywanego głównym bankierem czarnego rynku w Brazylii, przypadkowo odkrył, że gangster przekazał kluczyki do nowiutkiego land rovera evoque jednemu z dyrektorów Petrobrasu. Czując, że to grubsza sprawa, Dallagnol ściągnął kilku zaufanych kolegów prokuratorów do Kurytyby, z dala od głównego nurtu polityki i biznesu. Jednak skala przekrętów i nazwiska kluczowych delikwentów szybko sprowadziły na nich uwagę mediów i opinii publicznej. Zainteresowanie wzbudził także amerykański styl prowadzenia postępowania, np. szerokie wykorzystanie raczej niestosowanej dotąd w Brazylii instytucji ugody.
– Jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy takiej szansy na pokonanie korupcji jak teraz. Jeszcze nigdy ludzie nie mieli takiej woli działania, żeby razem wprowadzać zmiany – mówił Dallagnol w rozmowie z brazylijskim dziennikiem „Estadao”, dodając, że zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie nadzieje pokładają dziś w nim Brazylijczycy. Po raz pierwszy uświadomił sobie, że sam tworzy historię, kiedy nieznajomy zatrzymał go na ulicy i wyznał, że rozpłakał się, gdy zobaczył w telewizji aresztowanie wielkiego bossa jednej z korporacji. – Uświadomił sobie wtedy, że prawo jest stosowane równo. A nigdy nie wyobrażał sobie, że może tak się dziać w Brazylii – opowiadał dziennikarzowi „Guardiana”.
Dallagnol i jego ekipa wykorzystują teraz swoje pięć minut sławy, aby nagłośnić i skonsolidować poparcie dla swojej kampanii „10 środków przeciwko korupcji”, a potem przeforsować w Kongresie odpowiednią ustawę. Ma ona m.in. zaostrzyć kary za przestępstwa białych kołnierzyków, przyczynić się do usprawnienia procesów sądowych, ukrócić urzędniczą indolencję i narzucić większą przejrzystość budżetów na kampanie wyborcze. Dallagnol i grupa ponad 150 wspierających go prokuratorów z całej Brazylii objeżdżają teraz kraj, zbierając podpisy i promując swoje postulaty na ogólnodostępnych wykładach. Krytycy zarzucają im, że stosują demagogię i żerują na emocjach po to aby ograniczyć prawo do obrony i podwyższyć kary. Ale kolejne władze stanowe, wspólnoty kościelne, środowiska biznesowe, a nawet kluby piłkarskie powoli przyłączają się do prokuratorskiej krucjaty.
W Kurytybie Dallagnol i jego zespół znaleźli sojusznika w miejscowym sędzim śledczym 43-letnim Sérgiu Moro, który znacznie podkręcił tempo prowadzenia sprawy. Z jego pomocą udało się im przekonać 19 oskarżonych do zawarcia ugody, zakładającej niższy wymiar kary w zamian za zwrot łapówek oraz zeznania obciążające kolejnych aferzystów. Sędzia hojnie wydawał też postanowienia o tymczasowym aresztowaniu zamiast wypuszczać oskarżonych za kaucją. Taktycznie skoncentrował się najpierw na przedsiębiorcach i finansistach, a nie politykach. Gdyby zrobił odwrotnie, najprawdopodobniej odebrano by mu całą sprawę, gdyż zgodnie z brazylijskim prawem czołowi politycy, w tym kongresmeni, mogą odpowiadać jedynie przed Sądem Najwyższym. Moro zgodził się również na opublikowanie w internecie tysięcy akt dotyczących afery.
Jego niektóre metody zaniepokoiły zresztą grono prawników, którzy zarzucają mu naruszenie zasady domniemania niewinności i stosowanie psychicznych tortur w celu wymuszenia na podejrzanych przyjęcia warunków ugody. Prezydent Dilma Rousseff publicznie porównała nawet tę strategię do konspiracji w Minas Gerais (1789), spalonego przez zdradę jednego z uczestników spisku przeciwko portugalskiej władzy kolonialnej.
Przyjaciele i znajomi z pracy bronią Moro, przekonując, że jest on osobą głęboko moralną, pracowitą i obsesyjnie wyczuloną na szczegóły. Na korzyść sędziego świadczy też jego doświadczenie w podobnych sprawach. W latach 2003–2007 badał inną gigantyczną aferę związaną z praniem pieniędzy przez sektor bankowy. 14 menedżerów wyższego szczebla skazał wtedy na kary więzienia.
Moro przyznaje, że pracując nad aferą Petrobrasu, wzoruje się na głośnym włoskim śledztwie z 1992 r., znanym jako „czyste ręce” („mani pulite”), które doprowadziło do oskarżenia o korupcję byłego premiera Bettino Craxiego oraz grupy wpływowych polityków lewicy, a w konsekwencji upadku powojennego systemu politycznego I Republiki. 12 lat temu, interesując się tą historią, Moro doszedł do wniosku, że jest wiele analogii między współczesną Brazylią a Włochami z początku lat 90. Uwierzył też, że jedna przełomowa sprawa może stać się impulsem do zmiany systemowej, pod warunkiem że nowe pokolenie twardych funkcjonariuszy publicznych będzie gotowe o nią zawalczyć.
Na co dzień Moro stara się żyć w cieniu i unikać prasy, jednak mimo woli stał się już bohaterem narodowym i idolem tysięcy zwykłych obywateli. Kiedy w ubiegłym roku w całej Brazylii wybuchły antyrządowe protesty na tle skandalu Petrobrasu i kryzysu ekonomicznego, niektórzy manifestanci paradowali w maskach z twarzą Moro, a nawet z przypominającymi go dmuchanymi lalkami. Na popularnej paradzie karnawałowej w Olindzie na wschodzie kraju jego sześciometrowa figura była w tym roku prawdziwym przebojem.
/>
/>