Serwis internetowy co do zasady nie ponosi odpowiedzialności za niezgodne z prawem krajowym komentarze internautów – taką tezę w sprawie Index.hu postawił ETPC. W 2013 r. w wyroku w sprawie Delfi trybunał uznał, że dopuszczalne jest przypisanie odpowiedzialności portalowi za pojawienie się nienawistnych wpisów pod tekstem
Wbrew pozorom wyroki – choć na pierwszy rzut oka wydają się iść w całkowicie odmiennym kierunku – nie są ze sobą sprzeczne.
Porównanie obu sytuacji w dość klarowny sposób pokazuje, w jakich przypadkach – w ocenie strasburskiego trybunału – można pociągnąć do odpowiedzialności przedsiębiorcę prowadzącego internetowy portal za wpisy osób trzecich, które naruszają dobra osobiste, a kiedy nie.
Sytuacja wyglądała następująco: w dwóch serwisach, w tym w Index.hu, opublikowano teksty o spółce, która zajmowała się internetowym trollingiem. Firma ta zachęcała użytkowników do umieszczania w jej serwisie rzekomo bezpłatnych ogłoszeń dotyczących rynku nieruchomości, po czym po upływie 30-dniowego okresu określonego jako bezpłatny umieszczający ogłoszenia otrzymywali wezwanie do zapłaty. To praktyka naruszająca zbiorowe interesy konsumentów w wielu krajach europejskich, także w Polsce i na Węgrzech.
Stąd też na portalu index.hu znalazło się ostrzeżenie przed nieuczciwie postępującym przedsiębiorcą. Materiał był bardzo negatywny, ale jednocześnie z ostrożności procesowej ani razu nie została w nim wymieniona nazwa firmy, o którą chodziło. Pojawiła się dopiero w komentarzach umieszczanych przez internautów. Wśród nich znaleźć można było bardzo negatywne opinie, część z nich można było zakwalifikować jako obraźliwe dla opisywanej w tekście spółki.
Administratorzy Index.hu dość szybko usunęli komentarze, które mogły naruszać dobre imię opisywanej spółki, jednak ta i tak wytoczyła proces portalowi. I przed węgierskimi sądami wygrała. Argumentacja madziarskiego wymiaru sprawiedliwości była taka, że duży portal internetowy ma przecież możliwość bieżącej obsługi komentarzy umieszczanych przez internautów. Jeśli więc stworzone jest jakieś sito, przez które niektóre komentarze przechodzą, a inne nie – to przepuszczenie wpisów naruszających dobra osobiste powoda można uznać za przyczynienie się do tego naruszenia.
Sprawa wskutek skargi właściciela portalu zawędrowała aż przed Europejski Trybunał Praw Człowieka. I strasburscy sędziowie uznali, że węgierskie sądy naruszyły postanowienia europejskiej konwencji praw człowieka. Przede wszystkim stwierdziły, że rozstrzygnięcie o odpowiedzialności portalu naruszyło prawo do swobody wypowiedzi. RAMKA 1 Trybunał podkreślił też, że przedmiotowe wpisy rzeczywiście były negatywne, lecz nie można ich zakwalifikować jako mowę nienawiści czy zachęcanie do popełnienia przestępstwa. W związku z tym odpowiedzialność portalu za naruszenie dóbr osobistych negatywnie ocenianej spółki jest dyskusyjna.
Co więcej: ETPC zwrócił uwagę, że skarżący udowodnili, że podjęli działanie od razu po tym, gdy dowiedzieli się o potencjalnym naruszeniu. Kwestionowane wpisy zostały bowiem wykasowane. Wreszcie trybunał zasugerował, że spółka, której dobra osobiste zostały naruszone, w pierwszej kolejności powinna szukać zaspokojenia u tych, którzy dopuścili się ewentualnie niezgodnego z prawem działania, czyli u samych autorów wpisów. W tym przypadku jednak postanowiono od razu pozwać portal.
W efekcie ETPC uznał, że kara nałożona na Index.hu była bezzasadna, a właściciel strony nie dopuścił się naruszenia. Sformułowano twierdzenie, że portal co do zasady za naruszenia dokonane przez osoby trzecie nie odpowiada, lecz – i to naprawdę istotne – obudowano to zastrzeżeniem, że dzieje się tak „co do zasady”.
W wyroku Delfi przeciwko Estonii ETPC uznał, że dopuszczalne jest przypisanie odpowiedzialności portalowi informacyjnemu za pojawienie się nienawistnych wpisów pod tekstem umieszczonym w internecie.
Orzeczenie to odbiło się takim echem, że informowało o nim szeroko nawet polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Powód? Przełamanie ugruntowanej linii orzeczniczej, która wcześniej zwalniała prowadzących portale z odpowiedzialności za wpisy osób trzecich.
Sprawa wyglądała następująco: w serwisie Delfi, który jest czołowym portalem informacyjnym działającym na terenie kilku krajów nadbałtyckich (Estonia, Łotwa, Rosja), pod jednym z artykułów dotyczącym przedsiębiorstwa transportowego SLK internauci zamieścili wiele obraźliwych komentarzy. Bez wątpienia można je było uznać za urągające wszelkim standardom, w tym przede wszystkim naruszające dobre imię SLK. Grożono także głównemu akcjonariuszowi firmy transportowej. Sam artykuł miał negatywny wydźwięk, lecz nie naruszał dóbr osobistych opisywanej spółki.
Komentarze zostały usunięte dopiero po niemal dwóch miesiącach, gdy firma transportowa złożyła pozew do sądu przeciwko Delfi. Ostateczne orzeczenie estońskiego wymiaru sprawiedliwości brzmiało: Delfi ma zapłacić 320 euro za naruszenie dobrego imienia opisywanej spółki. Mimo to właściciele portalu postanowili odwoływać się do sądownictwa międzynarodowego, uznając przypadek SLK za precedensowy i niebezpieczny. Obawiano się, że w estońskim sądownictwie utrwali się linia, zgodnie z którą serwisy internetowe będą ponosić konsekwencje wpisów zamieszczanych przez osoby trzecie.
Jako podstawę skargi do ETPC wskazano naruszenie przez krajowe sądy art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka.
Eksperci przewidywali – biorąc pod uwagę wcześniejsze orzecznictwo oraz szeroko postrzeganą wolności wypowiedzi – że sprawa zakończy się po myśli skarżącego. Okazało się zgoła inaczej. Najpierw ETPC jednogłośnie uznał, że estoński sąd nie naruszył art. 10 konwencji, a następnie to rozstrzygnięcie utrzymało się przed Wielką Izbą ETPC (wyrok z 16 czerwca 2015 r., skarga 64569/09).
Trybunał przyjął bowiem, że ograniczenie prawa wolności wypowiedzi w postaci uznania przez estoński sąd odpowiedzialności cywilnej portalu internetowego za zamieszczanie obelżywych wpisów internautów było zasadne i proporcjonalne. W uzasadnieniu wskazano, że Delfi to jeden z największych portali internetowych w Estonii, komentarze były wysoce obraźliwe, a portal nie zapobiegł ich upublicznieniu. Dodatkowo Delfi wręcz czerpało z tego korzyści, gdyż charakterystyka portalu wskazuje na to, że w dużej mierze liczba odsłon rośnie dzięki komentarzom umieszczanym przez internautów i dyskusjom, które rozwijają się pod tekstami. Nie bez znaczenia było również to, że system wstawiania komentarzy był tak zaprojektowany, iż zapewniał komentującym względnie dużą anonimowość (nie musieli się oni rejestrować w bazie ani nie zapisywano automatycznie ich numerów IP). Ponadto zadośćuczynienie zasądzone przez estońskie sądy w postępowaniu cywilnym nie stanowiło dla komercyjnego portalu niewspółmiernej kary.
Trybunał zaznaczył też, że bez wątpienia trudno uznać fakt, iż komentarze ukazały się w internecie, a nie w prasie drukowanej, za okoliczność wyłączającą odpowiedzialność. Opinie w internecie bowiem – w ocenie ETPC – mogą wywoływać jeszcze większe skutki, a tym samym dotkliwiej godzić w dobra osobiste niż tekst wydrukowany. Dlaczego? Wpisy w internecie bywają nieśmiertelne, co oznacza, że użytkownicy sieci po wpisaniu odpowiedniej frazy w wyszukiwarce mogą bez trudu znaleźć informacje o danym podmiocie. Jeśli więc dana osoba – czy to prywatna, czy firma – jest przedstawiona w skrajnie negatywnym świetle, to właśnie internet staje się bardziej bezwzględnym medium niż prasa drukowana czy nawet telewizja.
Jak widać, opisane orzeczenia wcale nie stoją ze sobą w sprzeczności. Można uznać, że przypadek Delfi jest wyjątkiem od reguły wskazanej w uzasadnieniu do wyroku w sprawie index.hu.
Pozostało
76%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama