Jest nowa, podobno już ostateczna data wydawania dowodów z elektroniczną warstwą. Mają się pojawić najpóźniej 31 marca 2019 r. Trzy lata prac wystarczą?
Historia (nie)wprowadzenia dowodów elektronicznych / Dziennik Gazeta Prawna
Trudno zliczyć, który to już ostateczny termin wdrożenia dowodów z chipem. Pomysł, który pojawił się w 2008 r. wraz z początkiem poprzedniej perspektywy budżetowej Komisji Europejskiej, nie tylko nie doczekał się wykonania, ale i pociągnął za sobą skandal korupcyjny przy przetargach i konieczność tłumaczenia się przed KE z porażki całego systemu pl.ID, który trzeba było zgłosić jako „niefunkcjonujący”. Mimo tych porażek, byśmy jednak nie stracili całej – wynoszącej 297 mln zł – dotacji na ten projekt, Komisja nakazała i tak wdrożenie dowodów w wersji 2.0.
– Data 31 marca 2019 r. jest datą ostateczną na realizację projektu niefunkcjonującego i wynika z decyzji Komisji, która wskazuje, iż w przypadku projektów niefunkcjonujących państwo członkowskie zobowiązuje się do zakończenia projektu w terminie nie później niż dwa lata po zamknięciu programu – tłumaczy nam Karol Manys, rzecznik prasowy resortu cyfryzacji, i dodaje, że datą zamknięcia programu jest 31 marca 2017 r., a więc ostatnim terminem na pojawienie się e-dowodów jest właśnie koniec marca 2019 r.
– Może się wydawać, że jest jeszcze dużo czasu. Tak naprawdę te trzy lata to okres bardzo krótki, by dobrze przygotować dowody elektroniczne. Proszę zauważyć, nie udało nam się to przez ostatnie siedem lat – podkreśla Piotr Wołejko, ekspert ds. e-administracji w Pracodawcach RP. – Ale bardzo dobrze, że jest taki konkretny, niespecjalnie odległy termin. Bo to wreszcie zmobilizuje rząd do stworzenia tych dowodów. Nie ma się co oszukiwać, bez nich nie mamy szans na wprowadzenie e-administracji z prawdziwego zdarzenia – tłumaczy Wołejko.
Oficjalnie przygotowania w Ministerstwie Cyfryzacji są na początkowym etapie. – W ramach projektu pl.ID trwają prace nad opracowaniem harmonogramu dalszej realizacji projektu, w którym zostanie określona ostateczna data zakończenia inwestycji – zapewnia Manys. Nieoficjalnie słychać o kilku koncepcjach.
– Są dwa podstawowe pomysły, które można by rozwijać. Blankiety z chipem, czyli warstwą elektroniczną, które służyłyby do identyfikacji z administracją i usługami państwowymi. Jest też model skandynawski, w którym dowód łączy się z kartą płatniczą i służy do usług publicznych i bankowych. Ponoć ta druga formuła budzi zainteresowanie w rządzie – mówi nam Krzysztof Król, ekspert z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. I dodaje, że to byłoby praktyczne rozwiązanie, ale wymagałoby od rządu zbliżenia się z sektorem bankowym i wspólnego opracowania założeń .
Za tą drugą koncepcją przemawiają choćby pojawiające się pomysły przelewania pieniędzy z programu 500+ na kartę (co postulowało Ministerstwo Sprawiedliwości) czy próby podejmowane przez Ministerstwo Rozwoju wciągnięcia sektora bankowego do planu wzmocnienia innowacyjności naszej gospodarki. Nie jest tajemnicą, że barierą w cyfryzacji polskiej gospodarki jest brak skutecznej i łatwej metody uwierzytelnienia obywateli. Dotychczasowe pomysły, jak podpis elektroniczny czy ePUAP, nie przyniosły dobrych efektów. A banki mają ponad 30 mln klientów z już potwierdzoną elektronicznie tożsamością.
– Jakikolwiek by pomysł został wybrany, najważniejsze, by nie odkładać jego realizacji. I aby podłączono do dowodu e-usługi szczególnie potrzebne obywatelom – podkreśla Wołejko. Według niego absolotnie niezbędne byłoby eZdrowie.
Tyle że z eZdrowiem też mamy problem. Ten system, a konkretnie platformę P1, także trzeba było zaraportować jako „niefunkcjonującą”. – Ale to oznacza, że równolegle można teraz oba te kluczowe projekty zakończyć i można je ze sobą połączyć. To wyzwanie, ale też realna szansa na sukces, który poprawi jakość życia ludziom – ocenia Król.
Nie oznacza to, że tym razem e-dowód pojawi się bez problemów. Eksperci ostrzegają, że może ich być sporo. Od wygospodarowania odpowiednich pieniędzy (jeszcze nie zapadła decyzja, czy będą podjęte starania o dotacje unijne) po wprowadzenie nowych kart. Wołejko ostrzega: Nawet jeżeli nowe dowody faktycznie pojawią się za trzy lata, to zanim wszyscy obywatele zostaną w nie wyposażeni, minie 10 lat. Bo taki termin ważności będą miały stare blankiety. Więc albo zapadnie polityczna decyzja o szybszej wymianie dowodów, albo masowa rewolucja cyfrowa rozłoży nam się na całą dekadę.