Niedawne zamachy w Paryżu skłoniły mnie do zastanowienia, jak się zachować, gdy staniemy się przypadkowymi świadkami, albo – nie daj Boże – weźmiemy udział jako pokrzywdzeni w jakimś niebezpiecznym zdarzeniu, wypadku masowym. Refleksja naszła mnie w związku z odległymi zamachami, ale przecież coś takiego może się stać i u nas. Poza tym zdarzają się jeszcze powodzie, pożary, katastrofy budowlane – każdy z nas powinien być przygotowany na taką okoliczność. Jak się do tego zabrać – zastanawia się czytelniczka.
/>
To prawda, że chociaż nasz kraj wolny jest na razie od zamachów terrorystycznych, katastrofy się zdarzają. Najbardziej spektakularnymi wydarzeniami w ostatnim dziesięcioleciu były zawalenie się hali podczas międzynarodowej wystawy gołębi w 2006 roku (zginęło 65 osób), pożar hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim w 2009 roku (śmierć poniosły 23 osoby), powódź z 2010 roku (zginęło 25 osób) i katastrofa kolejowa pod Szczekocinami z 2012 roku (zginęło 16 osób). W mijającym roku szerokie poruszenie wywołała – choć była zdarzeniem na znacznie mniejszą skalę – śmierć studentów w Bydgoszczy spowodowana wybuchem paniki podczas imprezy otrzęsinowej. W każdym z wymienionych przypadków rannych i poszkodowanych było wielokrotnie więcej. Świadkiem takiego zdarzenia może być praktycznie każdy z nas.
Do niesienia pomocy w razie wypadku zobowiązane są medyczne służby ratownicze i straż pożarna. Służby te – co do zasady – wzajemnie się uzupełniają i sobie pomagają. Nie ma wyraźnej granicy, co leży w ich kompetencjach. Istnieją jednak dwie sytuacje, kiedy w pomoc poszkodowanym powinni zaangażować się świadkowie lub uczestnicy zdarzenia, którzy w nim nie ucierpieli. Pierwsza to czas, zanim odpowiednie służby dotrą na miejsce. Druga ma miejsce, gdy zdarzenie ma charakter masowy, czyli wtedy, gdy liczba poszkodowanych wymagających natychmiastowych działań ratowniczych przekracza możliwości obecnych na miejscu służb.
Nieudzielenie pomocy osobom potrzebującym, poszkodowanym w wypadkach jest, zgodnie z kodeksem karnym, przestępstwem zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat trzech. Nakaz pomagania nie jest jednak bezwzględny. Nie mamy obowiązku angażowania się w działania ratownicze, jeśli zagrażałoby to naszemu zdrowiu lub życiu. Z obowiązku udzielania pomocy zwalnia nas również konieczność poddania się zabiegowi medycznemu (np. nie musimy oddawać krwi) lub pewność, że na miejscu znajdują się osoby bardziej kompetentne do udzielania pomocy (np. ratownicy medyczni).
Od ruszenia z pomocą może nas powstrzymywać lęk, że przy okazji komuś zaszkodzimy, zniszczymy jego mienie i że uratowany przez nas człowiek oskarży nas o spowodowanie strat. To bardzo poważna obawa –warto jednak pamiętać, że udzielanie pomocy kwalifikuje się w kodeksie cywilnym jako prowadzenie cudzych spraw bez zlecenia. Zgodnie z tymi przepisami osoby ratujące cudze życie lub zdrowie są zwolnione z odpowiedzialności za szkody poczynione nieumyślnie, odpowiadają jedynie za winę umyślną lub rażące niedbalstwo. Ratujący może natomiast domagać się od osoby, której udzielił pomocy, zwrotu poniesionych kosztów lub rekompensaty za straty.
Podstawa prawna
Art. 4–6 ustawa z 8 września 2006 r. o Państwowym Ratownictwie Medycznym (Dz.U. z 2013 r. poz. 757 ze zm.). Art. 162 ustawy z 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz.U. z 1997 r. nr 88, poz. 553 ze zm.). Art. 757 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz.U. z 2014 r. poz. 121 ze zm.).
PORADA EKSPERTA
Zagrożenia, które mogą nas spotkać, to właściwie lista bez końca. W zależności od ich rodzaju w różny sposób musimy się do nich przygotować oraz na nie reagować.
Przede wszystkim trzeba pamiętać o numerach telefonów do służb. Warto sobie zapisać w komórce numer 112, który zawsze automatycznie mamy w telefonach pod przyciskiem „1”. Dłuższe przytrzymanie tego przycisku wywołuje centrum 112 w obszarze, w którym się znajdujemy. Postępujmy zgodnie z tym, co słyszymy. Będziemy pytani o to, co się zdarzyło (krótki opis sytuacji), czy widzimy poszkodowanych. Jeśli tak, to wstępnie powinniśmy określić ich stan. Ale spokojnie – to zadanie polega tylko na odpowiedzi, czy poszkodowani są przytomni i czy oddychają. Będziemy również pytani o miejsce zdarzenia, którego jesteśmy świadkami (miasto, ulica bądź charakterystyczne znaki rozpoznawcze). Operator poprosi nas również o nazwisko oraz nasz numer telefonu. Należy je podać. Jeżeli potrafimy, powinniśmy też udzielić pierwszej pomocy. Można się tego nauczyć z ogólnie dostępnych materiałów lub na kursach organizowanych przez szkoły ratownictwa medycznego przy Wojewódzkich Stacjach Ratownictwa Medycznego. Te kursy kosztują niewiele...
Warto też być przygotowanym na zagrożenia, jakie mogą nas dotknąć we własnym domu. Dlatego w zależności od obszaru, na jakim mieszkamy, przygotujmy dom do ewentualnego zagrożenia, które występuje najczęściej na danym obszarze, np. warto usunąć luźne przedmioty z balkonów, tarasów, drewutni w okresie jesienno-zimowych porywistych wiatrów. Razem z domownikami dobrze jest przygotować latarki, zapałki i świece, które będą leżały zawsze w tym samym miejscu. Ta zasada naprawdę się sprawdza. Latarka przy łóżku, zapałki w kuchni, druga latarka w wiatrołapie – kilkanaście razy, gdy gasło światło – jak to na wsi – ułatwiało nam to życie. Warto też porozmawiać z domownikami na temat zasad postępowania w różnych sytuacjach zagrożenia. Zapytać m.in. co chcieliby ze sobą zabrać, gdyby nagle w domu wybuchł pożar. Jednym z głównych problemów w Polsce jest nierozmawianie na tematy związane z bezpieczeństwem, bo wydaje nam się, że to nas nie dotyczy... Pamiętajmy, by wiedzieć, gdzie mamy najważniejsze dokumenty – dowód tożsamości, akty urodzenia, papiery wartościowe, dokumentację medyczną, dokumenty dotyczące domu i posiadanych gruntów, polisy ubezpieczeniowe itp. Ubezpieczmy też swoje mienie (dom/mieszkanie) od skutków nieszczęśliwych wypadków. Naprawdę warto to zrobić!
Po ustaniu zagrożenia należy się upewnić, czy nikt z naszych bliskich nie ucierpiał i czy nie potrzebuje pomocy. Pamiętajmy również o sąsiadach, osobach starszych oraz dzieciach.