Projekt stworzenia systemu do przeprowadzania przetargów w internecie nie otrzymał dofinansowania ze środków unijnych. Rząd nie przyjął bowiem na czas niezbędnego projektu ustawy.
Projekt stworzenia systemu do przeprowadzania przetargów w internecie nie otrzymał dofinansowania ze środków unijnych. Rząd nie przyjął bowiem na czas niezbędnego projektu ustawy.
Do października 2018 r. wszystkie przetargi muszą przejść do internetu – taki obowiązek nakłada na kraje członkowskie UE nowa dyrektywa 2014/24/UE w sprawie zamówień publicznych. Aby to było możliwe, konieczne jest stworzenie specjalnego systemu informatycznego. Urząd Zamówień Publicznych od dłuższego czasu pracuje nad tym projektem. Ponieważ jego szacowany koszt (ponad 67,5 mln zł) przekracza kilkukrotnie roczny budżet UZP, starał się on o dofinansowanie ze środków unijnych w ramach Programu Operacyjnego – Polska Cyfrowa (PO PC). Wniosek był na krótkiej liście. Ostatecznie jednak rozpatrzono go negatywnie. Dlaczego tak się stało?
– Powodem był brak gotowości legislacyjnej, czyli przesunięcie terminu przyjęcia przez Radę Ministrów projektu nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych – tłumaczy Anita Wichniak-Olczak, dyrektor departamentu informacji, edukacji i analiz UZP.
– Prace związane z budową platformy e-Zamówienia są jednak kontynuowane. Po spełnieniu warunku gotowości legislacyjnej UZP ponownie przystąpi do procedury konkursowej w ramach PO PC – zaznacza.
Nic straconego
Warunkiem koniecznym do uzyskania dofinansowania z funduszy europejskich było stworzenie otoczenia prawnego, czyli ustawy regulującej działanie systemu e-Zamówień. Niekoniecznie nawet musiała ona zostać uchwalona – wystarczyło przyjęcie projektu przez Radę Ministrów. Rząd jednak nie zdążył. Konkurs na dofinansowanie był rozstrzygany w połowie października, a projekt nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych został przyjęty przez rząd w ostatni wtorek, chociaż formalnie został zgłoszony w Rządowym Centrum Legislacyjnym już w kwietniu 2015 r. Prace nad nim trwały zresztą znacznie dłużej.
UZP zapowiada, że wystartuje w kolejnym konkursie na dofinansowanie. Ironią losu jest, że ogłoszono go w ostatni wtorek, czyli w dniu przyjęcia projektu nowej ustawy przez rząd. Po spełnieniu warunku formalnego nie powinno być problemu z uzyskaniem dofinansowania, gdyż – jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie – przedsięwzięcie zostało wysoko ocenione. Harmonogram nowego konkursu przewiduje składanie wniosków do lutego 2016 r. Nie wiadomo, kiedy zostanie rozstrzygnięty. Wiadomo natomiast, że już teraz terminy stają się coraz bardziej napięte.
– To może powodować problemy, gdyż chodzi o naprawdę duży system, który powinien z wyprzedzeniem przejść testy, żeby wiadomo było, że jest stabilny. Tym bardziej że jeśli w październiku 2018 r. coś nie zadziała, to nie będzie odwrotu. Nie da się, jak w przypadku Państwowej Komisji Wyborczej, przejść z powrotem na liczenie ręczne – ostrzega Michał Rogalski, wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.
– Po prezentacji projektu ocenialiśmy go jako świetnie przygotowany. Mógłby wręcz służyć za przykład dla innych projektów informatycznych. Niestety, później UZP już nie chciało z nami rozmawiać, a wydawałoby się, że dialog techniczny, w trakcie którego zainteresowane firmy mogłyby zgłaszać swe sugestie, byłby optymalnym rozwiązaniem przed ogłoszeniem właściwego przetargu – dodaje.
Wszystko w internecie
Zgodnie z założeniami projektu każdy z zamawiających utworzy na platformie e-Zamówień profil nabywcy. To na nim będzie umieszczał wszystkie informacje, począwszy od publikacji ogłoszenia (chociaż profil ma zapewniać wsparcie już na etapie przygotowania postępowania). Co ciekawe, ogłoszenia o zamówieniach nie będą tak jak teraz publikowane w różnych miejscach w zależności od wartości. Bez względu na to, czy ich wartość będzie wynosić więcej, czy mniej niż progi unijne, zostaną umieszczone na platformie.
– System zapewni wsparcie na każdym etapie postępowania aż do wyboru oferty. Jednym z kluczowych elementów będzie zaufanie, choćby to, aby nikt nie miał dostępu do ofert przed terminem ich otwarcia – tłumaczył podczas prezentacji systemu Arkadiusz Koperski, kierownik projektu e-Zamówienia.
– Dzięki jednolitemu europejskiemu dokumentowi zamówienia, który na etapie przetargu zastąpi dokumenty formalne, zmniejszą się koszty przedsiębiorcy związane ze złożeniem oferty. Dodatkowo system ma sam ściągać dokumenty z rejestrów, do których będzie mieć dostęp. Z kolei wprowadzenie interaktywnych formularzy powinno wyeliminować wiele błędów popełnianych dzisiaj w ofertach, co być może przełoży się na mniejszą liczbę odwołań – wyjaśniał.
System ma też uprościć życie zamawiającym. Ujednolicone zostaną wzory ogłoszeń powyżej i poniżej progów unijnych; formularze podpowiedzą, jeśli jakaś rubryka nie zostanie wypełniona; tam, gdzie jakieś dane będą się powtarzać, zadziała autouzupełnienie. Urzędnikom odejdzie też obowiązek przesyłania sprawozdań rocznych.
Większa konkurencja
System ma pozwolić na zmniejszenie kosztów zarówno po stronie urzędów ogłaszających przetargi, jak i startujących w nich przedsiębiorców. Pokazują to jednoznacznie doświadczenia krajów, w których już go wdrożono. Jakie będą skutki dla polskich firm?
– Na pewno będą musiały liczyć się z większą niż dotychczas konkurencją ze strony przedsiębiorców z innych państw UE. Dzisiaj, gdy większość procedur opiera się na papierowych dokumentach, łatwiej wystartować w przetargu lokalnej firmie niż tej z drugiego krańca UE. Po wprowadzeniu e-Zamówień odległość nie będzie już miała znaczenia. Wszystko będzie się odbywać przez internet – zauważa Dariusz Ziembiński, ekspert Grupy Doradczej KZP.
Teoretycznie działać to powinno także w drugą stronę. Polscy przedsiębiorcy, zwłaszcza z sektora MŚP, będą mieli ułatwiony dostęp do zagranicznych zamówień. Pytanie tylko, czy będą potrafili to wykorzystać.
Jednym z efektów wdrożenia e-Zamówień mogłoby też być uszczelnienie systemu. Zamawiający obawiają się jednak permanentnej inwigilacji. Wojciech Michalski, naczelnik Wydziału Analiz UZP, podczas prezentacji projektu starał się rozwiać te obawy.
– Nie będziemy mieć dostępu do profilu nabywców i danych umieszczonych w nim przez zamawiającego. Jedynie wybrane informacje jawne trafią do repozytorium i dopiero stąd będą pobierane przez UZP w celach sprawozdawczych – zapewniał.
Ale są też tacy, którzy krytykują to rozwiązanie.
– System kontroli zamówień publicznych w Polsce jest daleki od doskonałości. Wiele nieprawidłowości nigdy nie zostaje wykrytych. Skoro już wszystkie dane mają trafiać do systemu, to powinien on jednocześnie pozwolić na ich analizę – wskazuje Dariusz Ziembiński.
Jego zdaniem platforma pomogłaby zwalczać chociażby zmowy przetargowe. Analiza składanych ofert mogłaby wskazać pewną powtarzalność u określonych zamawiających, a to powinno automatycznie wywoływać zainteresowanie organów kontrolnych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama