Sąd Najwyższy przyczynił się do pogłębienia niesprawiedliwości, która dotknęła dawnych właścicieli warszawskich kamienic
/>
Sąd Najwyższy wydał niedawno uchwałę w sprawie reprywatyzacji, czyli zwrotu dawnym właścicielom zabranego im przez państwo mienia. Uznał, że decyzja lokalowa, tj. dotycząca sprzedaży lokalu w kamienicach warszawskich wywłaszczonych dekretem Bieruta, nie jest źródłem szkody...
Reprywatyzacja w Polsce to niezwykle skomplikowany splot rachunków krzywd, interesów ekonomicznych, problemów prawnych. To prawdziwy węzeł gordyjski. Jak się wydaje, SN go bynajmniej nie przeciął, a niestety przyczynił się do pogłębienia niesprawiedliwości, która dotknęła pokrzywdzonych – dawnych właścicieli warszawskich kamienic.
Jak dokładnie wygląda sprawa, na gruncie której zapadła ta uchwała?
Dekret Bieruta (z 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy) mocą art. 1, o brzmieniu: „w celu umożliwienia racjonalnego przeprowadzenia odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami Narodu” odebrał własność gruntów na obszarze m.st. Warszawy. Budynki nadal należały do dawnych właścicieli, którzy mogli zgłosić wniosek o przyznanie prawa wieczystej dzierżawy z czynszem symbolicznym lub prawa zabudowy (obecnie prawa użytkowania wieczystego).
Jak były rozpatrywane takie wnioski?
Co do zasady negatywnie. Orzeczenia, potocznie nazywane „decyzjami dekretowymi” były ostateczne i przesądzały o przejściu na rzecz Skarbu Państwa gruntu oraz posadowionego na nim budynku. W ogromnej liczbie przypadków lokale w takich przejętych kamienicach były sprzedawane najemcom. Decyzje o sprzedaży określa się jako „decyzje lokalowe” (czasem jako „małe decyzje dekretowe” w opozycji do „dużej” decyzji, czyli wydanej na mocy samego dekretu). W myśl dawnego art. 160 kodeksu postępowania administracyjnego (który znajduje zastosowanie do opisywanych spraw) każda z decyzji nadzorczych: zarówno dotycząca decyzji dekretowej, jak i lokalowej – mogła stanowić prejudykat, tj. być podstawą prawną dochodzonego roszczenia.
I tak było?
Wątpliwości, czy tak jest w istocie, powziął Sąd Najwyższy, rozpatrując skargę kasacyjną Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa od korzystnego wyroku dla właścicieli warszawskich i, jako że problem ten nie był jednoznacznie rozstrzygany w orzecznictwie, skierował stosowne pytanie do poszerzonego składu 7 sędziów.
Pytanie brzmiało: „Czy wydana z naruszeniem prawa decyzja zezwalająca na sprzedaż lokali w budynku położonym w nieruchomości, której dotyczyła niezgodna z prawem decyzja administracyjna odmawiająca przyznania byłemu właścicielowi nieruchomości prawa własności czasowej, wydana na podstawie art. 7 dekretu o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy (...), może być także źródłem jego szkody?”.
Odpowiedź przybrała formę uchwały, którą podjął Sąd Najwyższy 3 września 2015 r. SN stwierdził, że decyzja lokalowa, czyli ta dotycząca sprzedaży lokalu w kamienicach warszawskich wywłaszczonych dekretem Bieruta, nie jest źródłem szkody.
Był pan pełnomocnikiem w tej sprawie...
Tak. Rozprawa, w której uczestniczyłem jako pełnomocnik, nie była (według uzyskanych w sądzie informacji) nagrywana. Zatem treść uchwały podaję z pamięci, a pełna jej analiza będzie możliwa dopiero po poznaniu pisemnych motywów. Wracając do meritum: Sąd Najwyższy przesądził, że wydana z naruszeniem prawa decyzja zezwalająca na sprzedaż lokali w budynku położonym na gruncie, którego dotyczyła niezgodna z prawem decyzja administracyjna odmawiająca przyznania byłemu właścicielowi prawa własności czasowej, nie może być źródłem szkody, o ile uprzednio stwierdzono w decyzji nadzorczej, że owa decyzja dekretowa w części przypadającej na zbyty lokal została wydana z naruszeniem prawa.
A co na to przepisy?
Wobec braku systemowych przepisów, które regulowałyby sprawę roszczeń reprywatyzacyjnych, podstawą prawną pozwalającą na konstruowanie powództwa jest uchylony ponad 10 lat temu (co samo w sobie wymownie świadczy o porażce państwa, skutecznie uchylającego się od realizacji obowiązku naprawienia krzywd) dawny art. 160 k.p.a. Przepis ten ma brzmienie kategoryczne. Zaistnienie prejudykatu, każdej decyzji nadzorczej, a zatem: i dekretowej, i lokalowej, bez względu na sposób ujęcia jej wadliwości, powinno otwierać drogę do sądu. Przepis ten nie daje moim zdaniem podstaw, by jakkolwiek wartościować decyzję prejudycjalną. Sąd jest związany faktem zaistnienia w obrocie prawnym decyzji ważnej na gruncie dawnego art. 160 k.p.a. Decyzji dającej przecież stronie gwarantowane w konstytucji prawo do sądu. Rzecz jasna chodzi o realną możliwość dochodzenia roszczenia. Bo sytuacja, w której pokrzywdzony pozew co prawda może złożyć, ale ma pewność, że zostanie on oddalony, jest pozorem prawa do sądu. Zarazem nie istnieje podnoszone przez Prokuratorię Generalną SP ryzyko multiplikacji roszczenia odszkodowawczego, czyli sytuacji, w której pokrzywdzony skutecznie mógłby dochodzić roszczenia odszkodowawczego zarówno na podstawie decyzji dekretowej, jaki i lokalowej.
Ponieważ w polskim prawie istnieje zasada jednolitości szkody?
Tak. Szkoda jest jedna i odszkodowanie jest jedno. Nie jest jednak wykluczona sytuacja, gdy istnieje więcej niż jedna podstawa prawna pozwalająca na dochodzenie roszczenia. Na marginesie pozwany raz zaspokoiwszy roszczenie odszkodowawcze, w kolejnym postępowaniu o to samo skutecznie mógłby przecież postawić zarzut zawisłości sporu lub powagi rzeczy osądzonej. Wystąpienie przedstawiciela prokuratorii na rozprawie poprzedzającej wydanie tej uchwały w sposób zasadniczy koncentrowało się na zagadnieniu przedawnienia. Otóż stwierdzenie wadliwości decyzji dekretowej i stwierdzenie wadliwości decyzji lokalowej może mieć miejsce w różnych datach, często znacząco od siebie oddalonych.
Do czego to prowadzi?
Może zaistnieć sytuacja, gdy roszczenie odszkodowawcze oparte na prejudykacie – decyzji przesądzającej o wadliwości decyzji dekretowej – będzie przedawnione (3-letni okres przedawnienia przewiduje dawny art. 160 k.p.a.), gdy nieprzedawnione będzie roszczenie oparte na prejudykacie – decyzji przesądzającej wadliwość decyzji lokalowej. Owszem, opisana sytuacja może mieć miejsce, można nawet powiedzieć, że opisana sytuacja jest normą.
Tylko jakie to może mieć znaczenie dla wykładni dawnego art. 160 k.p.a.?
Pytanie, czy sprawca deliktu, którym jest Skarb Państwa (ponieważ bez wątpienia Rzeczpospolita Polska jest następczynią prawną PRL i respektuje działanie dekretu Bieruta), zasługuje na ochronę kosztem obywateli? Nie wspominając już o podnoszonym wcześniej wątku: to właśnie państwo na skutek wieloletnich zaniechań doprowadziło to tego, że proces naprawy krzywd ma miejsce poprzez stosowanie przepisu uchylonego ponad dekadę temu. Przepisu niedoskonałego i niosącego skutki, o których przed chwilą powiedziałem, ale zarazem jedynego, jaki pokrzywdzeni mają do dyspozycji. Mam wątpliwości, czy otrzymawszy pisemne uzasadnienie uchwały, zrozumiem, dlaczego sprawca szkody uzyskuje pozycję uprzywilejowaną względem pokrzywdzonego obywatela, i mam nadzieję, że zasadniczym powodem nie jest interes ekonomiczny Skarbu Państwa, bowiem byłoby to całkowicie niekonstytucyjne. ©?