W Sejmie na rozpatrzenie czeka projekt przewidujący, że to powód musiałby udowodnić, iż roszczenie nie jest przedawnione. To wywrócenie instytucji przedawnienia do góry nogami.
Egzekucja mimo przedawnienia / Dziennik Gazeta Prawna
Posłowie PiS chcą znowelizować kodeks postępowania cywilnego. Zmienionych miałoby zostać niewiele słów, ale zarazem bardzo dużo treści w zakresie egzekwowania długów.
Parlamentarzyści proponują, aby zgodnie z nowym brzmieniem art. 187 par. 1 pkt 1 k.p.c. pozew zawierał dokładnie określone żądanie, a w sprawach o prawa majątkowe także oznaczenie wartości przedmiotu sporu – chyba że przedmiotem sprawy jest oznaczona kwota pieniężna – oraz wykazanie, że dochodzone roszczenie nie uległo przedawnieniu lub że dłużnik zrzekł się skorzystania z zarzutu przedawnienia. Szczególnie istotna jest druga część przepisu: oznaczałoby to całkowite przerzucenie ciężaru w zakresie przedawnienia z pozwanego na powoda. Projekt przewiduje też zmianę brzmienia art. 797 par. 1 k.p.c., który miałby stanowić, że we wniosku lub żądaniu przeprowadzenia egzekucji z urzędu należy wskazać świadczenie, które ma być spełnione, i wykazać, że dochodzone roszczenie nie uległo przedawnieniu lub że dłużnik zrzekł się skorzystania z tego zarzutu.
Zły projekt
– To nieprzemyślana propozycja – twierdzi wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń.
Jego zdaniem przede wszystkim opozycyjni parlamentarzyści niepotrzebnie mieszają prawo materialne z procedurą. Instytucja przedawnienia jest bowiem uregulowana w przepisach kodeksu cywilnego.
Zwraca na to uwagę zresztą Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego (KKPC), która za pośrednictwem resortu sprawiedliwości zajęła w tej sprawie stanowisko. „Przedawnienie jest instytucją prawa materialnego i regulowane jest w przepisach kodeksu cywilnego, a nie w kodeksie postępowania cywilnego. Dlatego zmiana powinna obejmować właśnie kodeks cywilny” – wskazał w imieniu KKPC zastępca przewodniczącego prof. Jerzy Pisuliński. Jak dodatkowo stwierdził, zmiana powinna mieć charakter systemowy, a nie być efektem dokonywanych doraźnie nowelizacji.
Ciekawa idea
Kluczowe pytanie jednak nie powinno brzmieć, w jaki sposób wprowadzić zmiany, lecz czy w ogóle powinny być dokonane. Bez wątpienia na korzyść projektu posłów PiS przemawia działalność wielu nieuczciwych firm windykacyjnych, które wręcz specjalizują się w dochodzeniu przedawnionych wierzytelności. Skupują je za niewielkie pieniądze od instytucji sektora finansowego, a następnie nękają dłużników. Wystarczy, że kilka procent spośród nich nie będzie wiedziało o tym, że to do nich należy obowiązek powołania się na przedawnienie – i biznes się opłaci.
Eksperci dostrzegają ten problem. Stąd też prace KKPC nad nowym rozwiązaniem. Komisja chce, aby w nowym kodeksie cywilnym powrócić do konstrukcji obowiązującej w przepisach kodeksu cywilnego przed 1 października 1990 r., zgodnie z którą upływ terminu przedawnienia był uwzględniany przez sąd z urzędu. Komisja Kodyfikacyjna uznała, że żadne z celów instytucji nie uzasadniają uwzględniania upływu terminu przedawnienia jedynie na zarzut dłużnika, który – jeśli nie chce się bronić tym zarzutem – może się zawsze zrzec korzystania z niego. Zarazem, rzecz jasna, uwzględnienie przez sąd przedawnienia z urzędu zależałoby od tego, czy jego upływ znajduje uzasadnienie w stanie faktycznym sprawy. Innymi słowy, większa byłaby rola sądu, ale jednocześnie istotny ma być również materiał dowodowy dostarczony przez strony.
Moralność płatnicza
Nie wszyscy jednak zgadzają się ze stanowiskiem KKPC. Co ciekawe, wśród tych, którzy uważają inaczej, są także decydenci w resorcie sprawiedliwości.
– Żaden model nie jest idealny. Ale ten obecny wydaje mi się lepszy niż badanie przedawnienia z urzędu – uważa minister Jerzy Kozdroń.
Dlaczego? Jego zdaniem trzeba pamiętać o tym, że w przytłaczającej większości przypadków zobowiązanie po stronie dłużnika rzeczywiście powstało.
– Dlatego tak jak jestem za tym, aby dawać pewne prawa dłużnikom, np. możliwość powołania się na przedawnienie roszczenia, tak nie sądzę, by należało przesadnie wzmacniać ich pozycję – komentuje minister Kozdroń i dodaje, że ogólna zasada, iż długi należy spłacać, powinna być przestrzegana.
Paradoksalnie mimo że proponowana przez posłów PiS zmiana uderzyłaby w interesy większości wierzycieli, dla niektórych mogłaby być w pewnych aspektach korzystna. Chodzi między innymi o jednostki budżetowe. Wystarczy wspomnieć sytuację sprzed kilku tygodni, która dotyczyła warszawskiego Zarządu Transportu Miejskiego: wysłał on do kilkudziesięciu tysięcy osób złapanych na jeździe bez biletu wezwania do zapłaty wraz z informacją, że jeśli kwota nie zostanie uiszczona, sprawa skończy się w sądzie. Sęk w tym, że wierzytelności były przedawnione.
ZTM jednak, jak tłumaczy jego rzecznik Igor Krajnow, nie miał innego wyjścia. Jako jednostka sektora finansów publicznych, zgodnie z przepisami ustawy o finansach publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r., poz. 885 ze zm.) zobowiązany jest do dochodzenia należności w drodze postępowania windykacyjnego.
„Odstąpienie od tego działania, w sytuacji braku zarzutu odnośnie do przedawnienia ze strony dłużnika, mogłoby zostać potraktowane jako naruszenie dyscypliny finansów publicznych” – informuje Krajnow w udostępnionym oświadczeniu.
Punkt widzenia
Większość ekspertów ma jednak problem z jednoznaczną odpowiedzią na pytanie, które rozwiązanie – czy obecne, czy proponowane przez opozycję – jest lepsze. Najczęściej prawnicy podkreślają, że to zależy przede wszystkim od tego, z czyjej perspektywy się spojrzy. Jeśli uznamy, że należy chronić obywateli niezaznajomionych z prawem, oczywiście należałoby jak najszybciej uchwalić nowelizację. Na drugiej szali jednak jest interes wierzycieli. Nie można patrzeć na przepisy wyłącznie przez pryzmat niektórych firm windykacyjnych, naginających prawo do swoich potrzeb.
– Chyba będzie lepiej, jeśli to na powodzie będzie ciążył obowiązek udowodnienia, że roszczenie nie uległo przedawnieniu – wskazuje Artur Bilski, prawnik w Instytucie Prawa Cywilnego WPiA UW.
Jak jednak zaznacza, posłowie powinni przewidzieć także możliwość odwołania się przez dłużnika od decyzji sądu badającego, czy doszło do przedawnienia.
– Wyobrażam sobie bowiem sytuację, gdy pozwany nie zrzekł się korzystania z zarzutu przedawnienia, a w sądzie chciałby udowodnić nie tylko to, że nie musi zapłacić z uwagi na przedawnienie, lecz i to, że w ogóle roszczenie jest bezzasadne – tłumaczy Artur Bilski.
Etap legislacyjny
Projekt złożony do laski marszałkowskiej