Czarny pasek na zdjęciu wymyślono po to, by chronić wydawców przed zarzutem ujawnienia tożsamości podejrzanego czy oskarżonego. Najczęściej jest to zresztą czysta fikcja, bo jest na tyle wąski, że i tak bez trudu można rozpoznać, kto widnieje na fotografii, zwłaszcza gdy jest to osoba publiczna.
Tą samą metodą posłużył się lokalny tygodnik z jednego z miast na południu Polski. Relacjonował on sprawę, jaka toczyła się przed Regionalną Izbą Obrachunkową w Katowicach, a dotyczyła podziału na części zamówienia publicznego. Chodziło o cztery umowy na nadzór inwestorski oraz obsługę geodezyjną miasta. Zawarto je bez przetargów, gdyż żadna z nich nie przekraczała 14 tys. euro, a tyle wynosił wówczas próg, do którego nie trzeba było stosować ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 907 ze zm.).
Zdaniem RIO zamówienie to podzielono na części w celu obejścia prawa. Ich łączna wartość przekraczała bowiem 47 tys. euro, a więc należało ogłosić przetargi. Opisując sprawę, tygodnik podał jedynie imię i pierwszą literę nazwiska prezydenta. Oczy na zdjęciu ilustrującym artykuł zostały zasłonięte czarnym paskiem, a w podpisie podano, że prezydent czeka na wyrok.
Włodarz miasta pozwał tygodnik za naruszenie dóbr osobistych. Jego zdaniem czarny pasek, inicjały zamiast nazwiska oraz podpis mówiący, że czeka na wyrok, w powszechnym odbiorze kojarzyły się jednoznacznie z popełnieniem przez niego przestępstwa. I sądy obydwu instancji doszły do tych samych wniosków.
„Społeczny odbiór inkryminowanych publikacji jest jednoznaczny – przeciętny czytelnik oglądając artykuł przedstawiający duże zdjęcie powoda (którego wizerunek dla mieszkańców jest znany), z czarną opaską na oczach, z charakterystycznym podaniem tylko pierwszej litery nazwiska, w którym co więcej mowa jest o tym, że czeka on na »wyrok« odbiera go jednoznacznie – prezydent miasta popełnił przestępstwo i oczekuje na wyrok karny” – napisano w uzasadnieniu wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach.
Tygodnik tłumaczył, że złamałby prawo, gdyby opublikował dane prezydenta. Powołał się na art. 13 ust. 2 ustawy – Prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24 ze zm.), zgodnie z którym nie wolno publikować w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe. Nie przekonało to jednak sądu. Stanął on na stanowisku, że wskazany przepis dotyczy wyłącznie postępowań toczących się przed sądami. A ta rozprawa odbywała się przed RIO. W tym przypadku nie można nawet mówić o wyroku.
„Nieprawdą jest, jakoby orzeczenia RIO miały postać wyroków. Wyroki wydawane są bowiem jedynie przez sądy. Oczywiście można bronić stanowiska o potocznym przyjęciu słowa »wyrok« jako osąd dokonany przez kogoś, czy przez jakąkolwiek instytucję. O ile zatem otoczka całego artykułu nie stanowiłaby sugestii popełnienia przestępstwa, takie określenie można byłoby uznać za w miarę poprawne” – stwierdził sąd.
Ostatecznie uznał jednak, że cały artykuł miał na celu zdyskredytowanie prezydenta miasta. Nakazał publikację przeprosin oraz zapłatę 5 tys. zł zadośćuczynienia. „Wszystkie wskazane okoliczności – przedstawienie powoda z czarną opaską na oczach, podanie jego danych jako P.S. – w żadnym wypadku nie miały na celu ochrony powoda. Wręcz przeciwnie – stanowiło to celową manipulację, mającą na celu wywołanie sensacji i przedstawienie pierwszej osoby miasta jako przestępcy” – napisano w uzasadnieniu.
„O ile pozwani pragnęli przedstawić mieszkańcom problem związany z ewentualnym naruszeniem przepisów o zamówieniach publicznych, mogli przedstawić zdjęcie powoda bez czarnej opaski z podaniem pełnego nazwiska i z rzetelną informacją w tytule o tym, że odpowiadał on przed RIO. W takiej sytuacji nie doszłoby do naruszenia dóbr osobistych powoda, a w żadnym wypadku nie można by było mówić o bezprawności działania. Cel pozwanych był jak widać zupełnie inny” – wyjaśnił sąd.
Przeciętny odbiorca, czytając artykuł, w którym mowa jest o wyroku, odbiera to jednoznacznie – że chodzi o wyrok karny.