Choć liczba przestępstw maleje to ciągle setki tysięcy złotych padają łupem oszustów działających tak zwaną metodą na wnuczka. Podszywają się oni za członków rodziny, którzy na przykład ulegli wypadkowi i pilnie potrzebują pieniędzy.

Oszuści ciągle udoskonalają swoje działania, aby być jak najbardziej wiarygodnymi w oczach swoich ofiar. Ostatnio dzwoniąc na numery stacjonarne podają się za policjantów lub funkcjonariuszy CBŚ, którzy walczą z oszustami. Podinspektor Jerzy Długosz tłumaczył na antenie Polskiego Radia RDC jak działa ten mechanizm. Sprawcy dzwonią na numer stacjonarny ofiary i żeby uwiarygodnić się w oczach ofiary proszą, żeby odłożyła słuchawkę i zadzwoniła pod numer 997. Tymczasem oszuści nie rozłączają się i połączenie jest kontynuowane.

Dlatego po ponownym podniesieniu słuchawki i wybraniu numeru alarmowego osoba poszkodowana jest przekonana, że połączyła się z komisariatem policji tymczasem w rzeczywistości słyszy zapewnienia od drugiego oszusta. Wówczas ofiara jest proszona o przekazanie pieniędzy, które posłużą do policyjnej prowokacji.

Podinspektor Jerzy Długosz przestrzegł, że policjanci nigdy nie działają w taki sposób.

- Policja nigdy nie potrzebuje pieniędzy od obywateli do swoich akcji - podkreślił oficer prasowy siedleckiej komendy.

Tylko w mazowieckim garnizonie policji w pierwszym półroczu dokonano 18 takich przestępstw, w trakcie których ofiary straciły ponad ćwierć miliona złotych.