Praktyka, która wykreowała obowiązek współdziałania prokurenta z członkiem zarządu, sama nazwała go prokurą niewłaściwą. No a skoro coś jest niewłaściwe, trudno to nazwać prawidłowym
/>
Sądziłem, że o prokurze nie będę więcej pisał. Czepiłem się tej prokury jak rzep psiego ogona. Ale co mam robić, gdy przeczytałem tekst w „Rzeczpospolitej” z 26 maja 2015 r. pt.: „Niedobrana para, czyli reprezentacja w spółkach” autorstwa A. Opalskiego i A.W. Wiśniewskiego. Jest on totalną krytyką uchwały siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z 30 stycznia 2015 r. (III CZP 34/14). Krytyką nieuzasadnioną i opartą na wątpliwych założeniach. Dlatego chcę jeszcze raz wrócić do problemu. Sprowadza się on nie tyle do dyskusji o dopuszczalności konstrukcji prawnych, ile odpowiedzi na pytanie: czy bez normy prawnej możemy kreować rzeczywistość prawną i gospodarczą? Pomijam tu kwestię zwyczaju w prawie. No to w związku z tym psim wątkiem zastanawiam się, czy ogon może kręcić psem?
Uchwała Sądu Najwyższego dotyczy niedopuszczalności prokury niewłaściwej, to znaczy nałożenia na prokurenta obowiązku współdziałania z członkiem zarządu. Teza autorów przywołanego tekstu sprowadza się de facto do pytania: dlaczego przeszkadzała Sądowi Najwyższemu praktyka nakładania na prokurenta obowiązku współdziałania z członkiem zarządu? Autorzy martwią się o praktykę i jakie negatywne konsekwencje dla niej ma ta uchwała. Odpowiem więc za sąd: przeszkadzało prawo, przeszkadzały konstrukcje prawne.
Od dłuższego czasu próbuje się liberalizować stosowanie prawa poprzez jego łamanie czy delikatniej – obchodzenie. Jeśli słyszę, że określona interpretacja przepisów jest odpowiedzią na potrzebę ułatwień w obrocie, to zastanawiam się, gdzie jest prawo. Nie należy wszak mylić ułatwień w obrocie z obchodzeniem prawa. Dochodzi więc często do wypaczenia konstrukcji prawnej dla krótkotrwałych celów. Przypomina to właśnie kręcenie psem przez ogon.
Czy to nie jest już jakaś tendencja, że proponuje się określone stosowanie przepisów bez przepisów? Wyjaśnijmy więc, o co chodzi. Może to być łatwiejsze, gdy przeczyta się uzasadnienie uchwały Sądu Najwyższego, które zawiera cały szereg ważkich argumentów za przyjętą tezą. Bo Sąd Najwyższy ma zajmować się interpretacją prawa, a nie oceną sposobu prowadzenia biznesu. Warto może dodać do mądrych argumentów Sądu Najwyższego z uzasadnienia wyroku jeszcze kilka innych. Przede wszystkim u podstaw prawidłowości uchwały SN stoi istota prokury. Jeśli chcemy uzasadniać prawidłowość funkcjonowania w obrocie prokury niewłaściwej, to może warto rzeczywiście sięgnąć do korzeni prokury. Rozwiązania przyjęte w naszym kraju nawiązują do rozwiązań niemieckich zawartych w HGB.
W Polsce od 2003 r. de lege lata możemy więc mówić o dopuszczalnych trzech typach prokury: samodzielnej, łącznej i oddziałowej. Wszelkie inne pomysły na np. prokurę niewłaściwą muszą tylko pomysłami pozostać, dopóki (tak jak proponuje się to w projekcie nowego kodeksu cywilnego) ustawodawca nie wprowadzi stosownego przepisu. Praktyka, która wykreowała obowiązek współdziałania prokurenta z członkiem zarządu, sama nazwała go (pewnie przejmując to określenie z Niemiec) prokurą niewłaściwą. No a skoro coś jest niewłaściwego, to trudno to nazwać prawidłowym.
Przyjęte w Polsce zasady reprezentacji spółek opierają się na pewnym modelu. Podstawowe znaczenie w tej sferze kompetencji (które są określone w kodeksie spółek handlowych) ma zarząd spółki. Może on reprezentować spółkę samodzielnie bez udziału innych osób. Można wszakże „wprowadzić” do procesu reprezentacji pełnomocników czy też prokurentów. Decydując się na udzielenie prokury, musimy poddać się określonemu reżimowi, który z nią jest związany. W przypadku zarządu spółki kapitałowej możliwe jest przyjęcie obowiązku współdziałania członka zarządu z innym członkiem zarządu bądź członka zarządu łącznie z prokurentem.
Z kolei w razie podjęcia decyzji o udzieleniu prokury, jedyną jej modyfikacją może być wprowadzenie prokury łącznej (art. 1094 par. 1 kodeksu cywilnego) lub oddziałowej. W kodeksie spółek handlowych mowa jest o konieczności współdziałania członka zarządu z prokurentem, a nie ma mowy o konieczności współdziałania prokurenta z członkiem zarządu. Słusznie, bo regulacja zasad reprezentacji przez zarząd to nie miejsce na regulację prokury. Jest nim kodeks cywilny, a tam o konieczności współdziałania prokurenta z członkiem zarządu nie ma ani słowa.
Aby zrozumieć konieczność odseparowania działania prokurenta od działania zarządu, warto nie tylko sięgnąć historycznie do instytucji prokury, ale również spojrzeć na dwa obowiązujące przepisy. Po pierwsze, zgodnie z art. 1091 par. 2 k.c. nie można ograniczyć prokury ze skutkiem wobec osób trzecich, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. Chodzi o ograniczenia personalne, przedmiotowe, czasowe itd. Proszę więc wskazać, poza wymienionym art. 1091 par. 2 k.c., przepis zezwalający na owe ograniczenia. A zaliczyć do nich należy nałożenie obowiązku współdziałania prokurenta z członkiem zarządu. Nie można wskazać takiego przepisu, bo go po prostu nie ma.
Z drugiej strony warto pamiętać o art. 205 par. 3 k.s.h. (spółka z o.o.) i art. 373 par. 3 k.s.h. (spółka akcyjna), gdzie wyraźnie ustawodawca stwierdza, że ustalone dla spółki zasady reprezentacji przez zarząd (samodzielnie, łącznie w tym z prokurentem) nie wyłączają ustanowienia prokury jednoosobowej lub łącznej i nie ograniczają praw prokurentów wynikających z przepisów o prokurze. Zarząd będzie więc musiał (jeżeli to wynika z umowy czy statutu spółki bądź gdy zarząd jest wieloosobowy, a umowa spółki milczy na temat sposobu reprezentacji) współdziałać z prokurentem, a prokurent wcale nie musi współdziałać z zarządem. Jak już stwierdziłem, jedynym „ograniczeniem” prokurenta może być obowiązek współdziałania z innym prokurentem bądź ograniczenie do spraw wpisanych do rejestru oddziału przedsiębiorstwa (prokura oddziałowa – art. 1095 k.c.).
To tu jest pies pogrzebany. To właśnie konstrukcja prawna zasad reprezentacji przez zarząd i konstrukcja prawna prokury nie pozwalają – do czasu interwencji ustawodawcy – na mnożenie bytów, tj. kreowania prokury niewłaściwej. Przypomniałem sobie sytuację, gdy byłem bardzo młodym asystentem i ze swadą chciałem krytykować totalnie jakieś orzeczenie Sądu Najwyższego. Wtedy czytający moją glosę nieżyjący już wybitny cywilista prof. J. Ignatowicz powiedział: „Kolego, może ostrożniej. Sąd Najwyższy nie jest głupi”. I miał rację.
Dobrze więc się stało, że uchwała została podjęta, i to przez siedmiu sędziów Sądu Najwyższego. Jest to uchwała mądra, która przywraca wiarę w znaczenie norm prawnych.
To norma prawna, a nie często wadliwa praktyka jej stosowania, powinna być regulatorem również tych procesów, które muszą – zdaniem wielu – odbywać się hop-siup.
Sądziłem, że o prokurze nie będę więcej pisał. Ale co mam robić, gdy przeczytałem tekst autorstwa A. Opalskiego i A.W. Wiśniewskiego. Jest on totalną krytyką uchwały Sądu Najwyższego z 30 stycznia 2015 r. (III CZP 34/14). Krytyką nieuzasadnioną i opartą na wątpliwych założeniach
Przypomniałem sobie sytuację, gdy byłem bardzo młodym asystentem i ze swadą chciałem krytykować totalnie jakieś orzeczenie Sądu Najwyższego. Wtedy czytający moją glosę nieżyjący już wybitny cywilista prof. J. Ignatowicz powiedział: „Kolego, może ostrożniej. Sąd Najwyższy nie jest głupi”. I miał rację