Rezygnacja członków zarządu sprawia, że wierzyciele mają trudności, by wyegzekwować swoją należność od spółki. Uciec od odpowiedzialności za długi firmy jest zbyt łatwo.
Rezygnacja członków zarządu sprawia, że wierzyciele mają trudności, by wyegzekwować swoją należność od spółki. Uciec od odpowiedzialności za długi firmy jest zbyt łatwo.
/>
Problem dotyczy sytuacji, gdy członkowie zarządu rezygnują z pełnienia w nim funkcji, ale w ich miejsce wspólnicy nikogo nie powołują. To sprawia, że gdy wierzyciel wnosi do sądu pozew o zapłatę, sąd musi postępowanie umorzyć. Zgodnie z art. 67 par. 1 kodeksu postępowania cywilnego osoby prawne dokonują czynności procesowych przez swoje organy lub osoby uprawnione do działania w ich imieniu. Jeśli nie ma organu reprezentującego spółkę, ta nie może występować w postępowaniu sądowym, które ulega umorzeniu (art. 355 par. 1 k.p.c.).
Spółka nie płaci...
– Nie dość, że postępowanie w takim przypadku jest umarzane z automatu, to dodatkowym problemem są koszty sądowe w takich sprawach – mówi mec. Bartosz Majkowski z BMME Radcowie Prawni.
Gdyby członkowie zarządu zrezygnowali po wniesieniu pozwów, wówczas sąd zawiesiłby postępowanie i ustanowił kuratora, by doprowadził do ustanowienia nowego zarządu. Jeśli menedżerowie zrezygnowali z reprezentowania spółki przed wniesieniem pozwu (co nie zawsze wynika z odpisu KRS), to w świetle obowiązujących przepisów koszty umorzonego postępowania powinien ponieść wierzyciel. Nie ma podstawy prawnej do zwrotu poniesionej przez niego opłaty sądowej.
W sytuacji, gdy nie jest możliwe, aby za pracę kuratora zapłaciła pozwana spółka, koszt ten również będzie musiał pokryć wierzyciel jako osoba, która swoją czynnością spowodowała ustanowienie kuratora.
– Nie dość więc, że wierzyciel poniósł koszty sądowe umorzonego nie ze swojej winy postępowania, to jeszcze gdy chce odzyskać dług, musi zapłacić za ustanowienie kuratora, bo spółka już pewnie nie ma majątku. Przy wierzytelnościach rzędu kilku tysięcy złotych jest to wydatek cokolwiek wątpliwy – tłumaczy mec. Majkowski.
...członkowie zarządu też
Teoretycznie zgodnie z art. 299 kodeksu spółek handlowych członkowie zarządu odpowiadają solidarnie za zobowiązania spółki.
– Po pierwsze, przepis ten nie wiedzieć czemu dotyczy tylko członków zarządów spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, a nie wszystkich. Po drugie, pozwala na ściąganie długów z majątku osobistego członków zarządu, dopiero jeśli egzekucja jest nieskuteczna. Jeśli sąd umarza postępowanie przed wydaniem tytułu egzekucyjnego z uwagi na brak zarządu, to nie można skorzystać z art. 299 k.s.h. i sytuacja jest patowa – przyznaje dr Monika Strus-Wołos, specjalizująca się w prawie upadłościowym.
Aby skorzystać z art. 299 k.s.h., trzeba najpierw ustanowić kuratora (ponieść koszty jego ustanowienia), wytoczyć nowe powództwo, a jeśli w wyniku postępowania uda się uzyskać nakaz zapłaty i tytuł wykonawczy – przeprowadzić postępowanie egzekucyjne. To oznacza kolejne koszty i czas. Dopiero gdy egzekucja okaże się bezskuteczna, można wystąpić z roszczeniem wobec członków zarządu.
– Złożenie rezygnacji z pełnienia funkcji w zarządzie jest więc sprytnym sposobem na ucieczkę przed odpowiedzialnością wynikającą z art. 299 k.s.h. Mamy do czynienia z luką w przepisach – twierdzi mec. Strus-Wołos.
K.s.h. nie przewiduje żadnej szczególnej odpowiedzialności karnej ani odszkodowawczej wspólników z powodu niepowołania zarządu spółki.
– Jednak art. 299 k.s.h. jest regulacją szczególną, która ma ułatwiać wierzycielom dochodzenie roszczeń. Natomiast nie można zapominać o odpowiedzialności na zasadach ogólnych, na podstawie art. 415 kodeksu cywilnego, który zobowiązuje do naprawienia szkody. Jednak odpowiedzialność ta zasadza się na winie, co w przypadku pozwów przeciwko członkom zarządu nie jest proste do udowodnienia – wskazuje dr Strus-Wołos.
Z tego powodu mało kto decyduje się na dochodzenie roszczeń w tym trybie.
– To droga przez mękę, więc decydują się na nią najbardziej wytrwali – przyznaje mec. Majkowski.
– Sprawa musiałaby dotyczyć dużej wierzytelności, której towarzyszyłyby widoczne oznaki działania na szkodę spółki, wyprowadzenie majątku i tym podobne. Natomiast gros pozwów o zapłatę dotyczy faktur po 2–5 tys. zł, gdzie każdy dodatkowy wydatek na prawnika czy wpis sądowy jest skrupulatnie weryfikowany przez każdego przedsiębiorcę jeszcze przed wszczęciem procesu – zauważa prawnik.
Zdaniem prof. Michała Romanowskiego z komisji kodyfikacyjnej prawa cywilnego lukę może załatać rozszerzenie uprawnień kuratora.
– Problem wynika z błędnej, zbyt wąskiej interpretacji uprawnień kuratora przewidzianych w art. 42 kodeksu cywilnego. Są już prowadzone prace, by rozszerzyć wyraźnie jego kompetencje – zdradza prof. Romanowski.
Jeśli kuratorowi nie uda się doprowadzić do powołania zarządu – co dziś jest normą – wówczas on sam będzie mógł reprezentować spółkę w sądzie, a koszty z tym związane poniosą wspólnicy, którzy powinni byli zarząd powołać. Co więcej, brak organu reprezentującego spółkę już nie będzie powodował umorzenia postępowania, lecz jego zawieszenie do czasu ustanowienia kuratora.
– Będzie to zatem rozwiązanie kompletne – zapowiada prof. Romanowski.
Premia dla dłużników
Jednak zdaniem mec. Majkowskiego rozwiąże to tylko część problemu, bo należałoby też zwiększyć odpowiedzialność wspólników za niepowołanie zarządu.
– Żaden sąd rejestrowy nie zarejestruje spółki, jeśli ta nie będzie miała zarządu. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zarząd już po tygodniu odwołać. System w pewien sposób kreuje nieuczciwych kontrahentów i dłużników, którym to uchodzi płazem – podkreśla mec. Majkowski.
Tajemnicą poliszynela jest, że odwołanie zarządu i niepowołanie drugiego następuje najczęściej po to, by uciec od odpowiedzialności za długi. Takie zachowanie nosi znamiona oszustwa, za które zgodnie z kodeksem karnym grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.
– Konsekwencją skazania może być zakaz prowadzenia działalności czy zasiadania w organach spółek. Tyle że udowodnienie komuś winy w sensie prawa karnego jest znacznie trudniejsze niż winy według przepisów cywilnych – zaznacza Monika Strus-Wołos.
Trzeba wykazać umyślność działania, co ze względów dowodowych jest niezwykle trudne. Dłużnik może się bronić, że on chciał zapłacić należności, ale z powodu kłopotów, w jakie popadła firma, nie był w stanie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama