Sędziowie nie mogą sobie pozwolić na zachowania, jakie byłyby dopuszczalne w relacjach między innymi członkami społeczeństwa. Dlatego sędzia, który demonstracyjne i złośliwe wjeżdża na trawnik sąsiada, aby pokazać, że mu można więcej, zasługuje na ukaranie – wynika z wyroku Sądu Najwyższego.

Kilka lat temu z powodu jakiejś błahej sprawy przyjazne niegdyś stosunki między dwoma sąsiadami – sędzią Markiem L. i Jackiem S. oraz ich rodzinami – zaczęły się gwałtownie psuć. W najostrzejszej fazie konfliktu doszło nawet do rękoczynów, w wyniku których Jacek S. oskarżył syna sędziego o pobicie (w tej sprawie toczyło się odrębne postępowanie). Na co dzień sąsiedzki zatarg przybierał zwykle formę mniej lub bardziej uciążliwych złośliwości i wulgarnych docinek. Sędzia L. miał na przykład w zwyczaju rozmyślnie zajeżdżać swoim samochodem trawnik i krawężnik przed domem sąsiada, mimo że przestrzeń między ich posesjami była na tyle duża, że każdy manewr mógłby spokojnie wykonać bez przekraczania granicy między działkami. Co więcej sędzia potrafił z premedytacją od tyłu zaparkować przed wejściem do domu Jacka S. i przez kilka minut stać tam z włączonym silnikiem do momentu, aż nic nie było widać przez powstałą chmurę spalin.

Dokuczliwe i osobliwe zachowania sędziego można było zresztą zaobserwować na 12-godzinnych nagraniach z trzech kamer do monitoringu, które jego sąsiad zainstalował po tym, jak konflikt zaczął się intensyfikować. Jacek S. dowodził także, że wobec niego i członków jego rodziny (w tym wobec jego dziewięcioletniego wówczas syna) sędzia wielokrotnie używał wulgaryzmów wyrażających ogromną agresję i arogancję. Przypisał mu m.in. stwierdzenie „Ja jestem prawem i ch… możecie mi zrobić” (ostatecznie zarzut ten nie został formalnie udowodniony). Wprawdzie na pewnym etapie długiej konfrontacji sędzia L. zapukał do drzwi sąsiada z zamiarem podjęcia próby pojednania, ale zaczął rozmowę od słów „poniżyłem się, aby tu przyjść” i natychmiast stało się oczywiste, że nie było szans na żadną ugodę.

Po wszczęciu postępowania dyscyplinarnego sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Lublinie, który ostatecznie uznał Marka L. winnym uchybienia godności urzędu oraz ukarał go upomnieniem. Sędzia odwołał się od wyroku do Sądu Najwyższego – wyższego sądu dyscyplinarnego, przede wszystkim zarzucając sądowi I instancji błędy w ustaleniach faktycznych. L. przekonywał m.in., że nie mógł zatrzymywać się swoim autem przed posesją sąsiada z włączonym silnikiem, gdyż przy postoju gasło ono automatycznie, a także przedstawił rachunki z warsztatu samochodowego, które w jego ocenie świadczyły o tym, że samochód ulegał uszkodzeniu przy wykonywaniu manewrów bez wjeżdżania na trawnik sąsiada. Dowodził ponadto, iż mimo że to Jacek S. opiekował się tym wyodrębnionym kawałkiem zieleni, to w rzeczywistości jest teren we współwłasności. Zastępca rzecznika dyscyplinarnego dyskredytował te argumenty, jednoznacznie stwierdzając, że zeznania świadków i nagrania z monitoringu wizyjnego wskazują, iż swoją postawą Marek L. wyrażał przekonanie „prawo to ja”.

Tłumaczenia sędziego L. w żaden sposób nie przekonały SN, który utrzymał w mocy zaskarżony wyrok. Jak przypomniał przewodniczący rozprawie sędzia Michał Laskowski, sędziowie z jednej strony cieszą się przywilejami wynikającymi z konstytucji i ustawy o ustroju sądów powszechnych, ale z drugiej strony muszą także sprostać podwyższonym wymaganiom dotyczących ich postępowania zarówno w życiu zawodowym, jak i codziennym. – Nie mogą sobie pozwolić na zachowania, jakie byłyby dopuszczalne w relacjach między innymi członkami społeczeństwa. Ono potrzebuje sędziów nieskazitelnych, takich, którzy nie działają emocjonalnie i nie angażują się w konflikty. Jest to z pewnością duże obciążenie, gdyż wymaga umiejętności zachowania dystansu w sytuacjach spornych – podkreślał sędzia Laskowski.

Z punktu widzenia postępowania dyscyplinarnego toczącego się przeciwko Markowi L. nie miało zatem dużego znaczenia to, do kogo należała działka czy jakie koszty naprawy samochodu musiał on ponieść, a w pierwszej kolejności chodziło o dobre obyczaje. Sąd badając sprawę rozważał, czy zachowania obwinionego sędziego były w pierwszej kolejności demonstracyjne, rozmyślne i złośliwe. Ostatecznie uznał, że z materiału dowodowego wynika, że Marek L ostentacyjnie, całkowicie lekceważąc sąsiadów wjeżdżał na ich trawnik, jakby chciał pokazać, że może sobie tak robić z powodu swojego statusu. – Tego rodzaju postępowania uchybia godności sędziego i z pewnością nie przystoi mu ze względu na podwyższony poziom wymagań, jakim musi sprostać także w relacjach sąsiedzkich – dodał sędzia Laskowski.

Wyrok Sądu Najwyższego z 22 czerwca 2015 r. (sygn. SNO 34/15)

Emilia Świętochowska