Kiedy otwieramy matrioszkę, wyskakuje z niej kolejna laleczka. A później kolejna i następna. Dlaczego wspominam o rosyjskich zabawkach? Bo nie ma lepszej metafory dla polskiego prawodawstwa.
Dziś np. sejmowa komisja cyfryzacji zajmie się projektem, który ma utrudnić dzieciom dostęp do pornografii. Dołożono w nim przepisy zmieniające ustawę o sporcie oraz ustawę refundacyjną, które pozwolą na tworzenie bazy danych o zdrowiu i kondycji fizycznej uczniów oraz zmienią zasady wystawiania zleceń na zaopatrzenie i naprawę wyrobów medycznych. Co to ma wspólnego z ochroną dzieci przed dostępem do treści nieodpowiednich? Trudno powiedzieć. Grunt, że przepisy prawdopodobnie przejdą, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie sprzeciwi się ograniczaniu dostępu dzieci do pornografii.
Zgodnie z polską praktyką legislacyjną takie dodatki nie powinny się znaleźć w uchwalanym prawie. Mówi o tym rozporządzenie prezesa Rady Ministrów w sprawie zasad techniki prawodawczej. Precyzuje ono, że w ustawie „nie zamieszcza się przepisów, które regulowałyby sprawy wykraczające poza wyznaczony przez nią zakres”, a także, że „nie może zmieniać lub uchylać przepisów regulujących sprawy, które nie należą do jej zakresu”.
Dwie kadencje parlamentarne Zjednoczonej Prawicy sprawiły jednak, że rozporządzenie to pozostaje martwym prawem. Upychanie do jednych ustaw przepisów zmieniających kompletnie inne dziedziny stało się niemal normalną praktyką. Tak było choćby z paragrafami zmieniającymi zasady restrukturyzacji banków, które znalazły się w ustawie ustanawiającej dodatek węglowy. Ustawa o ochronie konkurencji i konsumentów stała się natomiast płaszczykiem, pod którym legalizowano zorganizowane bez przetargu zakupy sprzętu medycznego dla Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. W ustawie o aplikacji mObywatel dodano zmianę, dzięki której każdy minister zyskał możliwość powoływania nadliczbowych sekretarzy stanu, a kiedy przyjmowano ustawę o Krajowej Sieci Onkologicznej, dorzucono do niej drugi dzień wolny od pracy honorowym krwiodawcom. A gdy Sejm pracował nad ustawą o pomnikach, włożono do niej znaczące zmiany w zasadach przekazywania pieniędzy organizacjom pożytku publicznego. Takie, które pozwoliłyby premierowi zlecać im przelewy bez jakichkolwiek ograniczeń (wcześniej mógł tak postąpić tylko, jeśli byłoby to niezbędne ze względu na ochronę życia ludzkiego lub ważny interes społeczny).
Takie wrzutki przechodzą, bo prawa w Polsce uchwala się coraz więcej. Jak wynika z raportu „Barometr Prawa” firmy Grant Thornton, w latach 2021–2022 liczba ustaw zwiększyła się o połowę. Parlamentarzyści pracują nad nimi coraz szybciej – dekadę temu uchwalenie nowego prawa trwało ok. 140 dni. Dziś o połowę krócej.
Stosowanie matrioszek jest ułatwieniem dla większości parlamentarnej – w ten sposób są przepychane przepisy potrzebne rządzącym. Dla społeczeństwa obywatelskiego to jednak poważny problem, bo tempo prac nie pozwala na sprawowanie nad nimi kontroli społecznej. Tematy dorzucone do ustawy nie przechodzą przez konsultacje publiczne. Ponieważ są dyskutowane w Sejmie na komisjach innych niż zajmujące się daną dziedziną prawa, nie przychodzą na nie eksperci, którzy mogliby zgłosić swoje uwagi. Nie ma też czasu na pogłębioną dyskusję między posłami – w przypadku ustawy o dostępie do pornografii komisja sportu została jedynie poproszona o opinię.
Wielkim zadaniem dla zwycięzców w kolejnych wyborach będzie odstawienie matrioszek na półkę. Pytanie jednak, czy z raz wprowadzonej praktyki da się tak łatwo zrezygnować. ©℗