Sąd po raz kolejny rozpatruje sprawę trzech byłych funkcjonariuszy policji oskarżonych o nieprawidłowości podczas akcji zatrzymania bandytów w Magdalence. Wydarzenie miało miejsce w 2003 r.
W akcji zginęło 2 policjantów, 16 kolejnych zostało rannych. Było to efektem zaminowania terenu przez przestępców. Jak ustalono po akcji, funkcjonariusze byli niewłaściwie przygotowani do działania: brakowało wariantów taktycznych, odpowiedniego zabezpieczenia medycznego oraz informacji operacyjnych o minach.
Mimo to sądy dwukrotnie uniewinniały oskarżonych o zaniedbania funkcjonariuszy pełniących funkcje kierownicze. Jak wskazywano, nie można było oczekiwać od oskarżonych przewidzenia tak wyjątkowej sekwencji zdarzeń. Jednak po apelacjach prokuratury sprawa dwukrotnie powróciła do pierwszej instancji.
Okazuje się, że po 12 latach od wydarzeń Sąd Okręgowy w Warszawie ma kłopot. Chciał zapoznać się z policyjnym nagraniem akcji. Ma ono nadaną klauzulę tajności i jest umieszczone na kasecie VHS. Jak się okazało, połączenie tych faktów stanowi dla wymiaru sprawiedliwości wybuchową mieszankę.
- Znaleźliśmy się w pułapce nowoczesności, bo przeznaczona do odtwarzania takich nagrań niejawna sala sądu nie dysponuje tak przestarzałym sprzętem jak odtwarzacz VHS - mówiła sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska.
Sąd w związku z tym musiał odroczyć proces. Jednocześnie zwrócił się do policji o skopiowanie nagrania na płytę DVD.
Inne rozwiązanie podpowiadała jedna z oskarżonych. Jak wyjaśniała, w ciągu kilkunastu sekund nagranie z nadaną klauzulą tajności można znaleźć w internecie. Wynika to z faktu, że jeszcze przed nadaniem klauzuli materiał otrzymali członkowie rządu, a następnie był on pokazywany przez wszystkie media.