Samorządy domagają się, aby szkolnymi autobusami podróżowali też odpłatnie mieszkańcy gminy. Sprzeciwiają się temu resort edukacji i regionalne izby obrachunkowe
ikona lupy />
Transport szkolny / Dziennik Gazeta Prawna
Mieszkańcy, którzy nie mają zapewnionego transportu zbiorowego przez gminę, skarżą się, że nie mogą nawet korzystać ze szkolnych autobusów. Taka sytuacja miała miejsce m.in. w gminie Podedworze w województwie lubelskim. Przewoźnik nie zabiera nikogo poza dziećmi, mimo że ma wolne miejsca. Dla lokalnych mieszkańców jest absurdem, że nie mogą skorzystać z możliwości dostania się np. do siedziby gminy przy okazji przejazdu szkolnego autobusu.
– Rzeczywiście zdarzają się przypadki, że są wolne miejsca w takim pojeździe, ale kierowca nie ma obowiązku zabrania mieszkańców czekających na przystankach – potwierdza Jolanta Burzec, sekretarz gminy Podedworze.
– Musimy przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo uczniów. Dodatkowo w autobusach szkolnych nie ma kas fiskalnych, abyśmy mogli sprzedawać bilety – dodaje.
Gmina jednak przygotowuje przetarg dla nowego przewoźnika, który mógłby jednocześnie zabierać uczniów i mieszkańców. Ci ostatni normalnie płaciliby za bilet u kierowcy.

Ważne bezpieczeństwo

Wątpliwości ma jednak resort edukacji narodowej.
– Prawo oświatowe nie określa, kto może jeździć autobusem szkolnym. Jednak sprawą oczywistą jest konieczność zapewnienia przez gminę bezpieczeństwa dzieci. A jeśli gmina nie zapewni opieki w czasie transportu, to nie wypełnia nałożonych na nią ustawą obowiązków – przekonuje Justyna Sadlak z Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Tłumaczy, że w przypadku gdy pojazd został przeznaczony do przewozu uczniów i jako autobus szkolny przewozi innych pasażerów, to trudno uznać, że jest to zapewnienie bezpłatnego transportu i opieki przez organ prowadzący.
Jak wskazuje resort edukacji, problemem może też być art. 57 ustawy z 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1137 ze zm.). Na podstawie tego przepisu określony został sposób oznaczenia samochodu przewożącego dzieci oraz zachowania kierującego pojazdem. Zgodnie z nim pojazd przewożący zorganizowaną grupę dzieci lub młodzieży powinien być oznaczony z przodu i z tyłu kwadratowymi tablicami barwy żółtej z symbolem przedstawiającym dzieci. W kolejnym art. 57a tej ustawy jest wskazane jednoznacznie, że jeśli autobusem szkolnym przewożone są inne osoby niż uczniowie, tablice ze wspomnianymi oznaczeniami powinny być zdjęte. Ustawa nie precyzuje, jak powinien zachowywać się kierowca i jak powinien być oznaczony pojazd, jeśli dowożone są w nim dzieci do szkoły oraz mieszkańcy.

Zdrowy rozsądek

Ze stanowiskiem resortu nie zgadzają się przewoźnicy.
– Problem, ale niewielki, będzie z załatwieniem określonych pozwoleń na jednoczesne dowożenie mieszkańców i uczniów. Artykuły 57 i 57a prawa o ruchu drogowym określają dodatkowo czynności i oznaczenia, które mają zwiększyć bezpieczeństwo dzieci – mówi Rafał Jańczuk, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych.
Jego zdaniem przebywanie w pojedzie poza uczniami osób dorosłych nie będzie podstawą do zdjęcia stosowych oznaczeń.
– Dowożenie mieszkańców szkolnym autobusem powinno mieć miejsce w sytuacji, gdy na danym terenie nie ma komunikacji publicznej, bo ta np. jest nierentowna – mówi Maciej Wroński, prawnik, ekspert ds. ruchu drogowego ze Stowarzyszenia Partnerstwa na rzecz Bezpieczeństwa Drogowego.
– Takie rozwiązanie nie może się też sprowadzać do tego, że dziecko będzie jechało do szkoły okrężną drogą, bo po drodze trzeba jeszcze pozbierać klientów – dodaje.
Samorządy, które z roku na rok wydają coraz więcej pieniędzy na dowóz dzieci do szkół już teraz chciałyby mieć możliwość korzystania z łączonego transportu.
– Trzeba uprościć przepisy w ten sposób, aby wynikało z nich jednoznacznie, że np. szkolnym autobusem można odpłatnie dowozić też mieszkańców. To jest bardzo dobre rozwiązanie, bo często autobus dowozi zaledwie kilkoro dzieci z oddalonych miejsc – wskazuje Krystyna Mikołajczuk-Bohowicz, wójt gminy Repki (woj. mazowieckie).
Według niej rodzice nie muszą się obawiać o bezpieczeństwo dzieci, bo przecież w dalszym ciągu maluchom towarzyszyliby opiekunowie.
– Możliwość dowozu szkolnym autobusem mieszkańców powinna wprost wynikać z przepisów. Dopóki nie jest to usankcjonowane, to kierowca dostaje pięć złotych w kieszeń i nie do końca zgodnie z prawem zabiera mieszkańca – twierdzi Grażyna Kowalik, wójt gminny Hanna (woj. lubelskie).

RIO będzie blokować

Na przeszkodzie do realizacji samorządowych planów staje nie tylko resort edukacji, ale też regionalne izby obrachunkowe. – To jest zorganizowany przewóz dzieci i na ten cel w budżecie gminy są wyodrębnione środki. Samorządy w ten sposób nie mogą szukać oszczędności, bo jeśli zdarzyłby się wypadek z udziałem osób dorosłych, które korzystały z tego przewozu, samorząd mógłby narazić się na duże odszkodowania dla rodziców poszkodowanego ucznia – wyjaśnia Aniela Michalec, zastępca prezesa Regionalnej Izby Obrachunkowej w Poznaniu.
Dodaje, że w obecnym stanie prawnym takie rozwiązanie byłoby kwestionowane przez regionalne izby obrachunkowe.