Podzieliłem się tym z czytelnikami naszego portalu internetowego – gazetaprawna.pl. I lawina ruszyła! Niektóre media powiązały nawet to orzeczenie z koniecznością przyjęcia konwencji antyprzemocowej. Ale mnie najbardziej zafrapował komentarz: „Białystok to nie miasto, Białystok to stan umysłu”. I doszedłem do wniosku, że to prawda.
Nie twierdzę wcale, że orzecznictwo apelacji białostockiej jest w czymkolwiek lepsze bądź gorsze niż np. apelacji warszawskiej. Jest po prostu inne. Powiem więcej: sędziowie w Warszawie orzekają inaczej niż sędziowie w Radomiu. A przecież wszyscy wydają wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Mimo to – rozbicie dzielnicowe jak za Krzywoustego. Wystarczy spojrzeć w statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości. W apelacji wrocławskiej prawie połowa wniosków o stosowanie kary pozbawienia wolności w Systemie Dozoru Elektronicznego jest rozpatrywana pozytywnie. W apelacji gdańskiej – niespełna 30 proc. W okręgu warszawskim ponad 30 osób na 100 tys. mieszkańców jest tymczasowo aresztowanych. W sąsiednim okręgu siedleckim – niecałe 10. W lubelskim ponad 23, a w graniczącym z nim tarnobrzeskim zaledwie nieco ponad 5. Ktoś powie, że z mniejszych miast wozi się do aresztów w większych. Może to i prawda, ale dlaczego w takim razie w Koszalinie czeka na wyrok za kratami niemal dwa razy więcej osób niż w Poznaniu?
Sam się łapię na tym, że gdy słyszę o jakimś kontrowersyjnym wyroku, pytam od razu: a gdzie tak orzekli? Ale trudno mieć pretensje do sędziów. Skoro za rozbój kodeks przewiduje od 2 do 12 lat pozbawienia wolności, jak obiektywnie ocenić, na ile zasłużył oskarżony? Sędzia nie analizuje ogólnopolskich statystyk, lecz sprawdza, jaką karę sam wymierzył miesiąc wcześniej w podobnej sprawie lub na ile wycenił dany czyn jego kolega. Tym sposobem rozbojowi w jednym mieście bliżej do jazdy na rowerze w stanie niedzisiejszym, a w drugim – do zgwałcenia.