Są w Europie sądy, w których wszystkie sprawy kieruje się do mediacji. Dlaczego tak nie może być w Polsce? Istotną przeszkodą są stare i niezbyt życiowe przepisy - pisze radca prawny Maciej Bobrowicz.
Niedawno na pierwszej stronie jednego z poczytnych dzienników przedstawiono główne wnioski raportu ,,Study on the functioning of judicial systems in the EU Member States” opracowanego przez Europejską Komisję na rzecz Efektywności Wymiaru Sprawiedliwości (CEPEJ). Tytuł artykułu poświęconego owej „Unijnej tablicy wyników wymiaru sprawiedliwości” napawał optymizmem i brzmiał: „Nasze sądy nie takie złe”.
Wnikliwą analizę treści raportu pozostawiam politykom, urzędnikom, sędziom i samorządom prawniczym. Chciałbym się skoncentrować na informacji, na którą zapewne nikt nie zwrócił większej uwagi. Otóż okazuje się, że na 25 analizowanych krajów jesteśmy na 4. (!) miejscu w Europie pod względem liczby spraw sądowych przypadających na 100 mieszkańców.
Sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa i Stowarzyszenia Sędziów ,,Themis”, poproszony o komentarz stwierdził: ,,Nie stworzyliśmy systemu mediacji, nie zachęcamy do pozasądowego załatwiania sporów. (...) Stąd bierze się ten gigantyczny wpływ spraw: 15 milionów rocznie”. Jest to wniosek doświadczonego lekarza dotyczący niestosowania lekarstwa. A jaka jest przyczyna choroby?
Polskie szkoły nie uczą rozwiązywania konfliktów – mediacji rówieśniczej w szkołach nie ma.
Nie uczymy negocjowania i mediacji studentów prawa. Aplikacja radcowska czy też adwokacka niewiele może już tu zdziałać, bo wbijanie przez lata do głowy zasady radzenia sobie z konfliktami jedynie poprzez ich rozstrzyganie w sądach powoduje, że właśnie tam jeszcze długo będą podążać prawnicy wraz ze swoimi klientami.
Piętnaście milionów spraw w sądach. Niebawem będzie ich więcej. Bo konfliktów nie ubywa i nie ubędzie, wręcz przeciwnie. Wróćmy na chwilę do lekarskiej metafory. Nie ma dziś systemu zapobiegającego chorobie. Nie ma prewencji. Nie ma łagodnego lekarstwa. Są tylko chirurdzy, którzy leczą każdą chorobę. Nawet kaszel. Gdyby system zdrowia zbudowany był w oparciu o tę zasadę, zbankrutowałby w ciągu roku. Oznaczałby marnotrawstwo publicznych pieniędzy i umiejętności ludzi zatrudnionych w sektorze publicznym.
Nie ma dziś poważnej konferencji na temat dostępu do wymiaru sprawiedliwości w Europie bez podkreślania wagi mediacji. Komisja Europejska od lat przeznacza poważne kwoty na jej promocję. Niedawno w Brukseli członkowie Parlamentu Europejskiego zostali zapoznani z raportem na temat proponowanych zmian legislacyjnych dotyczących mediacji, a będącym efektem pracy ponad 800 ekspertów ze wszystkich krajów członkowskich. Powoli dojrzewa przekonanie o konieczności zmiany dyrektywy w sprawie niektórych aspektów mediacji w sprawach cywilnych i gospodarczych. Parlament Europejski zlecił wykonanie analizy mającej na celu zbadanie skutków niestosowania mediacji. Analiza „Quantifying the Cost of Not Using Mediation – a Data Analysis” (Kwantyfikacja kosztów niestosowania mediacji) wykazała, że jeżeli mediacja zostanie włączona do procesu sądowego, to nawet przy bardzo niskim poziomie skuteczności może przynieść znaczne oszczędności czasu i pieniędzy.
W 2005 r. Polska wprowadzając do swojego systemu prawnego mediację cywilną, była prekursorem na skalę europejską. Ale przez 10 lat wokół nas zmieniło się wiele: Niemcy uchwalili ustawę o mediacji i są w pierwszej czwórce krajów z najwyższą liczbą sądowej mediacji cywilnej. Swoje regulacje zmienili też radykalnie Włosi (tradycyjnie zamykający statystyki czasu trwania spraw sądowych), wprowadzając mediację obligatoryjną w niektórych rodzajach spraw. Mediacja stanowić może swoistą tamę chroniącą sądy przed zalewem coraz większej liczby spraw. Ministerstwa sprawiedliwości niektórych krajów zrozumiały, że promocja zmiany nawyków obywateli zajmie lata. Chodzi bowiem o postawy, a na te wpłynąć niełatwo. Stąd też dokonano daleko idących korekt w systemach legislacyjnych, implementując do nich nowoczesne rozwiązania.
Jeśli i my nie zbudujemy bufora chroniącego sądy i sędziów przed lawinowym wzrostem liczby spraw, niebawem zaleje nas tsunami. Tym buforem może być mediacja. Są przecież sądy w Europie mające poziom zawieranych ugód w sprawach cywilnych równy 75 proc., a są i takie, w których wszystkie sprawy kieruje się do mediacji. Dlaczego tak nie może być w Polsce? Stare i niezbyt życiowe przepisy są istotną przeszkodą. Na szczęście unowocześnianie regulacji dotyczących mediacji właśnie się dzieje na naszych oczach: rządowy projekt wspierania pozasądowych metod rozwiązywania sporów właśnie przedziera się poprzez ścieżkę legislacyjną i wkrótce znajdzie się w Sejmie.
Potrzebujemy dziś w Polsce nowoczesnych narzędzi radzenia sobie ze sporami, które otworzą nowe możliwości dostępu do wymiaru sprawiedliwości.