Prawie dwa lata temu zawarłam ślub kościelny. Nie mieszkaliśmy razem przed ślubem, ale wydawało mi się, że pasujemy do siebie. Wkrótce jednak okazało się, że mąż jest pracoholikiem. Wstaje rano, zjada byle co, wychodzi do pracy. Wraca późno, prawie się do mnie nie odzywa i od razu idzie spać. Twierdzi, że najbardziej kocha swoją pracę i jej zamierza poświęcać wszystkie siły. Mówi, że powinnam go zrozumieć i cieszyć się, że żyję dostatnio. Ale przecież nie o to tylko chodzi w małżeństwie. W dodatku o dzieciach nawet nie chce słyszeć, bo stanowiłyby poważną przeszkodę w realizowaniu siebie. Wytrzymałam prawie dwa lata, bo myślałam, że się zmieni, ale straciłam nadzieję. Czy mogę w tej sytuacji wystąpić o unieważnienie małżeństwa? Jestem religijna, ale chciałabym sobie ułożyć życie na nowo – opowiada pani Ewa
Wydaje się, że opisana przez panią Ewę sytuacja uprawnia ją do starań o unieważnienie małżeństwa. Jednak ostateczną decyzję podejmuje
sąd kościelny. Warto przy tym zaznaczyć, że wnioskować o unieważnienie małżeństwa mogą oboje małżonkowie razem, ale też każde z nich osobno. Nie ma przy tym znaczenia, czy druga strona wyraża zgodę. Aby rozpocząć starania przed sądem, pani Ewa nie musi czekać na zgodę męża, nie jest także konieczna jego obecność przed trybunałem – może on wydać wyrok zaocznie.
Jeśli pani Ewa chce wystąpić o unieważnienie małżeństwa, musi złożyć pozew do sądu kościelnego. Znajduje się on w prawie każdej diecezji i nazywany jest sądem diecezjalnym lub biskupim. Z zasady należy wybrać sąd w tej diecezji, w której zawarto małżeństwo, ewentualnie sąd w diecezji, na terenie której mieszka strona pozwana lub powód. Dopuszczalne jest także złożenie wniosku do sądu w diecezji, na terenie której zbierane będą dowody (bo np. na jej terenie mieszkają wszyscy świadkowie).
Sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa rozpatruje kolegium trzech sędziów pod przewodnictwem wikariusza sądowego. On to bada wstępnie sprawę pod względem formalnym i merytorycznym, po czym decyduje, czy wniosek zostanie przyjęty pod obrady, czy odrzucony bez rozpatrywania. Jeżeli skarga zostanie przyjęta, przewodniczący składu sędziowskiego powinien powiadomić oboje małżonków o dekrecie cytacyjnym. To wezwanie do ustalenia formuły wątpliwości, czyli zakresu sporu. Ostatecznie formułę wątpliwości (w tym przypadku unieważnienie małżeństwa) precyzuje sędzia, a strony mają możliwość jej zmiany w ciągu 10 dni. Potem przewodniczący zarządza postępowanie dowodowe nazywane tu instrukcją sprawy. Sąd przesłuchuje zainteresowanych, świadków, może skorzystać z opinii biegłych. W trakcie postępowania warto skorzystać z pomocy
adwokata, a to dlatego że jako adwersarza osoba zainteresowana stwierdzeniem nieważności małżeństwa ma prawnika pełniącego funkcję obrońcy węzła małżeńskiego. Jego zadaniem jest podważanie argumentów za stwierdzeniem nieważności małżeństwa i wynajdowanie argumentów przeciw.
Wyrok wydany przez sąd diecezjalny jest nieprawomocny. Niezbędne jest zatwierdzenie go przez sąd II instancji, czyli trybunał apelacyjny. Takie
sądy są przy kuriach metropolitalnych. Sąd ten ma pół roku na zatwierdzenie lub odrzucenie wyroku. Jeżeli wyrok unieważniający małżeństwo zostanie zatwierdzony, w świetle prawa kanonicznego wraca stan prawny sprzed ślubu. Jednak, aby rozwiązać małżeństwo w świetle prawa cywilnego, trzeba przeprowadzić odrębne postępowanie rozwodowe przed sądem powszechnym.
Podstawa prawna
Kan. 1073–1133 Kodeksu
prawa kanonicznego.
OPINIA EKSPERTA
ks. Przemysław Śliwiński, rzecznik archidiecezji warszawskiej
W potocznej opinii proces stwierdzenia nieważności małżeństwa jest po prostu rozwodem, tyle że kościelnym. Księża, a zwłaszcza
prawnicy, z uporem powtarzają zaś, że ta nazwa jest błędna. Utrwala bowiem nieprawdziwy stereotyp, że możliwy jest rozwód w Kościele. Trudniejszy, ale możliwy. Ale to nieprawda. Kościół nigdy nie uznaje rozwiązania małżeństwa sakramentalnego i dopełnionego. Nie da się unieważnić ważnie zawartego sakramentu. Z punktu widzenia doktryny Kościoła ktoś, kto po raz piąty zawarł ślub cywilny, w rzeczywistości nadal jest mężem bądź żoną osoby, z którą zawarł jedyne małżeństwo sakramentalne. Skąd to wynika? Z różnicy w rozumieniu małżeństwa. W rozumieniu ustawodawstwa cywilnego małżeństwo jest trwałym związkiem dwojga osób. Związkiem zawartym według woli i wizji obojga na czas nieokreślony, dopóki jedna ze stron nie wyrazi woli wystąpienia z niego. Po orzeczeniu rozwodu byli małżonkowie mogą legalnie wejść w kolejne związki. Małżeństwo, o jakim mówi Kościół, to przymierze, poprzez które mężczyzna i kobieta „tworzą ze sobą wspólnotę całego życia”, a istotnymi przymiotami są jedność i nierozerwalność. Czyli nie tylko trwała więź, zawierana na jakiś czas, a nierozerwalny związek na całe życie. Nie zrywa go wola jednej ze stron, lecz dopiero śmierć.
To, co publicystycznym skrótem nazywa się „rozwodem kościelnym”, z rozwodem nie ma w rzeczywistości nic wspólnego. Na czym polega różnica? Rozwód cywilny to badanie stanu teraźniejszego. Sąd musi odpowiedzieć na pytanie, czy nastąpił faktyczny rozpad zawartego związku. Tymczasem w przypadku procesu kanonicznego takie argumenty nie są decydujące. Każdy taki proces jest pytaniem o przeszłość. Oczywiście w kontekście teraźniejszości, bo problemy są związane z aktualnymi wydarzeniami. Jednak istotne pytanie dotyczy stanu rzeczy w momencie zawarcia małżeństwa. Kluczowe znaczenie ma to wszystko, co wydarzyło się przed ślubem, do momentu jego zawarcia, a co ewentualnie mogłoby rzutować na wyrażoną w wówczas, w sakramencie, zgodę małżeńską.
Nie da się unieważnić sakramentu, ale można zapytać, czy on nastąpił. Może się bowiem okazać, że mimo ceremonii, słów i rytów małżeństwa nie zawarto. Wyobraźmy sobie człowieka, który mówi sakramentalne „tak” nie z własnej woli, ale pod presją wywieraną przez rodziców albo gorzej – w wyniku szantażu. W rzeczywistości nie podjął samodzielnie decyzji, kierował się groźbami rodziców. W takiej sytuacji prawdopodobnie sakramentu nie ma.
Kodeks prawa kanonicznego wymienia tę i inne potencjalne przyczyny nieważności w kanonach 1073–1133. Są wśród nich: poważna choroba psychiczna, która czyni niezdolnym do wyrażenia zgody małżeńskiej lub do podjęcia małżeńskich obowiązków; podstępne zatajenie istotnej informacji rzutującej na związek; przymus właśnie bądź brak zgody na potomstwo. Argumentem może być także błędne rozumienie małżeństwa przez osoby je zawierające, czyli rozumienie go „po świecku”, jeśli powoduje wykluczenie jednego z jego konstytutywnych elementów, nierozerwalności bądź jedności. Zdarza się, że nastąpił defekt formy kanonicznej (na przykład ślub zawarty bez świadków), czy też okazało się, że jeden z małżonków (bądź oboje) był niezdolny do wejścia w taki związek – to przeszkody zrywające: wśród nich trwała impotencja lub bliskie pokrewieństwo, ale także święcenia kapłańskie czy uroczyste śluby zakonne. Walka o słowa jest w tym wypadku ważna. Stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest uznaniem rozwodu na gruncie prawa kościelnego, innymi słowy nie jest „rozwodem, tyle że w Kościele”.