Ćwierć wieku temu – 23 lutego 1990 r. – odbyło się pierwsze posiedzenie Krajowej Rady Sądownictwa. Wczoraj uroczyście świętowano tę rocznicę. Uroczyście, lecz nie bezkrytycznie.

Przewodniczący KRS prof. Roman Hauser w przemówieniu wskazywał, że rada jest dobrym przykładem sprawnego współdziałania trzech władz – ustawodawczej, wykonawczej i właśnie sądowniczej. Jednak nie zawsze jej praca cieszy się dobrymi ocenami społeczeństwa oraz przedstawicieli dwóch pozostałych władz, dla których KRS bywa trudnym partnerem.
– I tak powinno być. KRS bowiem stoi na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów. I zawsze, kiedy te wartości są zagrożone, interweniuje – zauważał przewodniczący.
Odniósł się również do krytyki płynącej ze strony samego środowiska sędziowskiego. Przypomniał, że rada nie jest związkiem zawodowym sędziów, ale organem państwowym, i nie we wszystkich kwestiach powinna zabierać głos.
Duże poruszenie wśród zgromadzonych wywołało wystąpienie ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka. Sugerował on, że proces transformacji, jeżeli chodzi o kompetencje KRS, być może nie został jeszcze zakończony.
– Czy dojdzie do połączenia KRS z Krajową Radą Prokuratorów? A może KRS w przyszłości zastąpi ministra sprawiedliwości? – pytał prowokacyjnie.
Wskazywał, że jeżeli minister sprawiedliwości utraciłby nadzór administracyjny nad sądami powszechnymi, to można byłoby mieć wątpliwości co do tego, czy taki członek rządu byłby w ogóle potrzebny. Podkreślił również, że obecne rozwiązania uważa za niedoskonałe.
Mocne słowa padły również z ust Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Wyraził on opinię, że władza sądownicza jest najważniejszą spośród wszystkich władz jako najbliższa ludzkim sprawom. Jednocześnie prezes TK przypomniał sędziom, że ich godność, o której mowa w konstytucji, to nie tylko odpowiednio wysokie wynagrodzenie, ale przede wszystkim olbrzymi obowiązek złożony na barki każdego z nich.
Do zgromadzonych przemawiał również pierwszy przewodniczący KRS, prof. Adam Strzembosz.
– Myśmy dobrze wiedzieli, w jaki sposób manipulowano sędziami. Chodziło o sposób ich powoływania, a także wynagradzania – wspominał miniony ustrój.
Dlatego też KRS od początku starała się wprowadzić takie rozwiązania prawne, które by wyeliminowały ręczne sterowanie sędziami.
Kij w mrowisko włożył Włodzimierz Olszewski, przewodniczący KRS w latach 1998–2002. Skrytykował on praktykę delegowania sędziów do resortu sprawiedliwości. Jego zdaniem to marnowanie wiedzy i umiejętności sędziów, którzy po kilku latach w resorcie stają się „wtórnymi analfabetami”. Podkreślał, że taka delegacja może być ucieczką przed ciężką pracą w sądzie, i to za lepsze pieniądze. Zaapelował więc do ministra sprawiedliwości, aby sprawdził, czy rzeczywiście w resorcie potrzeba aż tylu sędziów.
– Może się bowiem okazać, że z powodzeniem można zastąpić ich urzędnikami – skwitował sędzia Olszewski.
Po kilku latach w resorcie sędziów dotyka wtórny analfabetyzm