– Nigdy nie przywiązywałem się do obowiązków, które wykonywałem, chociaż oczywiście starałem się realizować je jak najlepiej. W polityce bowiem wszystko szybko się zmienia – mówił Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyżej Izby Kontroli, podczas kolejnego spotkania z cyklu Akademia Sukcesu.
Zawsze była mu bliska wiedza o społeczeństwie oraz historia. Określał się jako klasyczny humanista. Jednak to odmienność prawniczej teorii od szarej rzeczywistości, w której funkcjonowało
społeczeństwo PRL, faktycznie przyczyniła się do wyboru prawa jako kierunku studiów.
– Był rok 1988. Zacząłem sobie zadawać pytania. Jak to jest? Konstytucja mówi o równości, o prawach podmiotowych, braterstwie z narodem, z którym sąsiadowaliśmy, a rzeczywistość wygląda zgoła odmiennie. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że studia prawnicze to jest to. Uważałem, że
prawo powinno być nie tylko deklaratywne, ale przede wszystkim obowiązujące – opowiadał Krzysztof Kwiatkowski.
Rok później był już na wymarzonych studiach, które rozpoczął na Uniwersytecie Łódzkim. Czas wolny od zajęć przeznaczał na działalność w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów.
W maju 1989 r. wsparł kampanię wyborczą Solidarności i oddał głos w pierwszych, jak podkreśla, częściowo wolnych wyborach. W wyborach prezydenckich stanął po stronie Lecha Wałęsy i organizował jego kampanię wraz z Porozumieniem Centrum w Łodzi. Równolegle działał w NZS. Objął funkcję rzecznika prasowego, a następnie wiceszefa Komisji Krajowej. Później wraz z NSZ zaangażował się w Akcję Wyborczą Solidarność i wybory parlamentarne. – Jak widzicie,
polityka z prawem wiąże się w moim życiu przez cały czas. Muszę jednak przyznać, że wtedy aktywność publiczna była dla mnie zdecydowanie na pierwszym miejscu. Studia prawnicze pozostawały na drugim planie – wspomina prezes NIK.
Pracując w sztabie AWS, Krzysztof Kwiatkowski poznał Jerzego Buzka, który był szefem Zespołu Programowego Akcji Wyborczej Solidarność. Wygrana AWS w 1997 r. była zaskoczeniem dla polskiego społeczeństwa, bowiem sondaże jako zwycięzcę wskazywały SLD. Nie mniej zdziwiony był sam Kwiatkowski, który jeszcze przed oficjalną nominacją Jerzego Buzka na premiera otrzymał od niego propozycję pracy w kancelarii premiera jako asystent osobisty.
– Wtedy zacząłem się zastanawiać, co ze studiami. Pokusa pracy w kancelarii premiera dla dwudziestoparolatka była jednak silniejsza niż jak najszybsze dokończenie
studiów. Postanowiłem jakoś te sprawy połączyć i w efekcie wybrałem Uniwersytet Warszawski, by tam ukończyć prawo – wyjaśniał Kwiatkowski.
Na
uczelni usłyszał wtedy od prof. Izdebskiego słowa, dzięki którym zyskał dodatkową motywację do nauki: „jeśli nie będzie miał pan tytułu magistra, to niezależnie od pana uzdolnień politycznych pułap, który pan osiągnie, będzie co najwyżej sięgał szeregowego posła w piątym rzędzie”.
Ostatecznie studia na UW Krzysztof Kwiatkowski zakończył obroną pracy magisterskiej z pogranicza prawa, polityki i organizacji społecznych („Fundacja jako instytucja życia społeczno-gospodarczego”).
Najtrudniejsze lata
Praca w kancelarii była sporym wyzwaniem dla młodego człowieka. – Premier przychodził o ósmej, wychodził o północy i jeszcze oczekiwał, żebym zdążył przygotować materiały na następny dzień. Dobrze, że byłem wtedy młody, bo inaczej kondycyjnie tych czterech lat bym nie wytrzymał. Jednak gdy ktoś mnie pyta, co tak naprawdę w mojej karierze było najważniejsze, to zawsze odpowiadam, że praca w kancelarii premiera. Z pierwszą pracą jest jak z pierwszą miłością, nigdy się jej nie zapomina. Tamten okres był szczególnie wyjątkowy; mieliśmy poczucie, że zmieniamy świat na lepsze – podkreślił Krzysztof Kwiatkowski.
Gdy w 2001 r. AWS przegrała wybory i znalazła się poza parlamentem, przyszło wielkie rozczarowanie. Kwiatkowski uzmysłowił sobie, że pasja i ogrom włożonej pracy nie muszą przekładać się na polityczne sukcesy. Wtedy aktywniej zaczął się udzielać w roli wykładowcy na uczelni. Podjął również studia doktoranckie.
Lokalna polityka
W 2002 r. podczas wyborów samorządowych został wybrany na prezydenta swojego rodzinnego Zgierza, co przerwało pracę nad doktoratem, ale skończyło się sukcesem samorządowym. Kadencja była bardzo udana. Miasto zostało częściowo oddłużone, a w rankingu Gazety Prawnej znalazło się na drugim miejscu pod względem najskuteczniej pozyskujących fundusze europejskie.
W 2006 r. w drugiej turze nieznacznie przegrał wybory na prezydenta Łodzi z Jerzym Kropiwnickim i ostatecznie został wiceprzewodniczącym samorządu sejmiku województwa łódzkiego.
Czas Parlamentu
2007 r. stał pod znakiem wyborów parlamentarnych, w których Krzysztof Kwiatkowski uzyskał najlepszy wynik w historii Łodzi. Otrzymał 165 tys. głosów poparcia i zasiadł pośród 99 senatorów. – Okazuje się, że w miejscu w którym tworzy się prawo, prawników trzeba ze świecą szukać – śmieje się Kwiatkowski. Dlatego pod jego opiekę trafiła senacka komisja ustawodawcza. Postanowił zająć się wyrokami Trybunału Konstytucyjnego, które wymagają realizacji.
– Mieliśmy wtedy ponad 200 wyroków TK nierozpatrzonych przez parlament. Przygotowanie inicjatywy ustawodawczej to żmudna praca. Nikt nie chce się jej podjąć, tym bardziej że na ogół są to projekty, które nie przynoszą politycznego poklasku. Miałem więc problem ze skompletowaniem komisji. Dłubanie w przepisach prawnych – tego politycy nie lubią najbardziej – zauważył Kwiatkowski.
W lutym 2009 r. zakończyła się jego praca w komisji. Przez ten okres udało się przygotować 40 projektów ustaw, które zostały przyjęte praktycznie bez politycznych sporów. – To był okres, w którym nie zajmowałem się polityką, a wyłącznie prawem – podsumował prezes NIK.
Senat w 2009 r. wybrał go na przedstawiciela Krajowej Rady Sądownictwa. – Byłem jedynym w historii tego organu członkiem, który zasiadał w nim jako przedstawiciel Senatu, minister sprawiedliwości, a później jako przedstawiciel Sejmu. Dzięki temu wyborowi mogę mówić, że jestem jednym z nielicznych przedstawicieli, którzy reprezentowali władzę wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą, a teraz sprawuję jeszcze kontrolę państwową – żartował Krzysztof Kwiatkowski.
Doświadczenia w resorcie
Gdy wybuchła afera związana ze sprawą Olewnika, premier Donald Tusk, po odwołaniu z funkcji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, złożył Krzysztofowi Kwiatkowskiemu propozycję objęcia kierownictwa resortu. Ten dyplomatycznie odmówił, twierdząc, że nie jest jeszcze gotowy, by piastować tak odpowiedzialną funkcję. Ostatecznie został sekretarzem stanu. Ale gdy w końcu 2009 r. wybuchła afera hazardowa, w efekcie której odwołano ministra Andrzeja Czumę, Kwiatkowski jednak objął stanowisko szefa resortu.
Od początku prowadził działania mające na celu informatyzację sądownictwa. Udało mu się wprowadzić między innymi możliwość rejestracji spółki z o.o. przez internet i uruchomić e-sądy. Przeprowadził również reformę, która nie spotkała się z entuzjazmem środowiska prawniczego. Chodziło o nowelizację ustroju prawa sądów powszechnych, która wprowadzała ocenę pracy sędziów. Wprowadził również menedżerów zarządzających strukturą organizacyjną sądów.
Pomimo sukcesów w resorcie po wyborach parlamentarnych w 2011 r. premier Tusk nominował na nowego szefa MS Jarosława Gowina. Krzysztof Kwiatkowski zmęczony działalnością polityczną zdecydował się na objęcie funkcji szefa sejmowej komisji kodyfikacyjnej i sprawował ją do sierpnia 2013 r. Szukając jednak nowych wyzwań, zgłosił swoją kandydaturę na prezesa Najwyższej Izby Kontroli, a Sejm obdarzył go kredytem zaufania.
Państwo w pigułce
Dopiero praca w NIK pozwoliła mu spojrzeć na państwo jako całość. Jak mówił podczas spotkania, to był bardzo dobry krok w jego karierze zawodowej.
– Mogę powiedzieć, że w tym miejscu kwitnę, praca sprawia mi dużą satysfakcję i rzeczywiście mam takie poczucie, że to, co robimy, jest ważne i istotne. Pierwszy raz zauważyłem, jak funkcjonuje państwo jako całość. Polskę widać z mojej perspektywy jak w soczewce – opowiadał Kwiatkowski.
Pytany przez studentów o najtrudniejszą kontrolę, jaką musiał przeprowadzić do tej pory, Kwiatkowski wskazał sprawę wykorzystywania danych teleinformatycznych przez sądy i prokuraturę w prowadzonych postępowaniach.
Podczas spotkania studenci zadawali też czysto praktyczne pytania, np. na co zwrócić szczególną uwagę, planując karierę zawodową w NIK. Według Kwiatkowskiego poza ścisłą wiedzą prawniczą, która jest dokładnie weryfikowana, nie należy zapominać o kształtowaniu umiejętności miękkich. Kandydat powinien również zaproponować swoje rozwiązania zwiększenia skuteczności działań NIK. Jak podkreślił, często zdarza się, że pozytywny wizerunek zbudowany podczas rekrutacji na twardych umiejętnościach słabnie, gdy padają pytania o charakterze ogólnym. – Trzeba stawiać na młodych, lecz również trzeba ich kontrolować – podsumował gość Akademii Sukcesu.
Akademia Sukcesu
To wspólna inicjatywa redakcji DGP oraz Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie kolejnych spotkań z wybitnymi przedstawicielami świata mediów, polityki i biznesu studenci mogą poznać szerokie spektrum perspektyw związanych z ich zawodową przyszłością.