Sąsiad jest w błędzie, uważając, że nie ponosi odpowiedzialności za zachowanie swojego psa. To on jako opiekun musi liczyć się z tym, iż odpowiada za wszelkie konsekwencje spowodowane przez zwierzę. Szczekanie lub ujadanie mogą wydawać mu się błahym problemem, ale chodzi o uciążliwość sąsiedzką – zakłócanie spokoju. Właściciel lub najemca mieszkania ma prawo robić w nim wszystko, na co tylko ma ochotę, byleby zachowywał się w granicach prawa. Musi więc pamiętać, że korzystając z lokum, nie może zakłócać spokoju sąsiadów, a jego zachowanie nie może być dla nich uciążliwe. I są na to paragrafy.
Z kodeksu cywilnego wynika, iż właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swojego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych.
Hałas spowodowany przez psa jest tym samym, co głośna muzyka lub remont mieszkania. W takiej sytuacji możemy powiadomić straż miejską lub dzielnicowego. Jeśli ustalą, iż faktycznie dochodzi do zakłócenia spokoju mieszkańców, właściciel psa może zostać ukarany mandatem karnym lub zostanie skierowany wniosek o ukaranie do sądu. Bo kolejny przepis mówi tak: „Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”. Zwykle jednak policja lub straż miejska wezwana do zakłócających porządek wymierza najpierw najłagodniejszą karę, czyli upomnienie.
Taka jest teoria. W praktyce najlepiej najpierw rozmawiać i poznać przyczyny hałasu, zaproponować rozwiązanie – np. częstsze spacery z psem lub pomoc psiego fachowca. Dopiero gdy prośby nie odniosą skutku, należy sprawdzić, czy rzeczywiście dochodzi do zakłócania porządku „ponad przeciętną miarę”, czy skomlenie i wycie przeszkadzają także innym sąsiadom. Warto mieć w takiej sprawie świadków lub przynajmniej sprzymierzeńców.