Ciężarna Czeszka zdecydowała, że urodzi w domu. Szpital publiczny nie zgodził się jednak, aby pomogła jej w tym położna, gdyż zgodnie z obowiązującymi przepisami w mieszkaniu nie ma odpowiednich warunków do rodzenia. A Europejski Trybunał Praw Człowieka w imię interesów dziecka przyznał placówce rację.
Kiedy Šárka Dubská zaszła w ciążę z drugim dzieckiem, od razu postanowiła, że tym razem urodzi w domu. Nie miała dobrych wspomnień z poprzedniego porodu w szpitalu. Lekarze nalegali, by zgodziła się na wykonanie zabiegów, do których nie była przekonana. Zmusili ją też, aby pozostała w szpitalu dłużej, niż uważała to za konieczne. Okazało się jednak, że czeskie przepisy nie przewidują możliwości pokrycia kosztów porodu domowego oraz pomocy położnej z ubezpieczenia zdrowotnego. Pracownicy służby zdrowia mieli prawo uczestniczyć w takich porodach tylko wtedy, gdy w mieszkaniu znajdowało się odpowiednie zaplecze techniczne i medyczne. Ostatecznie Dubská urodziła w domu bez żadnej profesjonalnej opieki. Kilka miesięcy później złożyła skargę konstytucyjną, w której utrzymywała, że pozbawienie jej możliwości urodzenia dziecka w domu z pomocą położnej naruszyło jej prawo do poszanowania prywatności.
Sąd konstytucyjny oddalił skargę, dowodząc, że podejmowanie rozstrzygnięcia w tej sprawie byłoby niezgodne z zasadą subsydiarności, gdyż Dubská nie wykorzystała wszystkich dostępnych jej środków prawnych, takich jak pozew o ochronę dóbr osobistych. Kobieta zdecydowała się więc na odwołanie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W jej ocenie brak możliwości korzystania z usług położonych przy porodach domowych służył nie tyle ochronie zdrowia i życia matki i dziecka, co utrzymaniu monopolu państwa w zakresie opieki medycznej.
Trybunał strasburski nie miał wątpliwości, że ingerencja w prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, do której doszło w przypadku skarżącej, była zgodna z czeskim prawem, a jej głównym celem była ochrona zdrowia i bezpieczeństwa dziecka. Najwięcej uwagi sędziowie poświęcił kwestii, czy była ona konieczna w społeczeństwie demokratycznym. Wolność wyboru kobiety została w sposób oczywisty ograniczona, na skutek czego mogła ona zaryzykować swoje zdrowie i zdrowie dziecka, rodząc w domu bez żadnej opieki medycznej albo urodzić dziecko w szpitalu. Materiał dowodowy, którym dysponował trybunał, wskazywał, że w większości lokalnych szpitali nie można było oczekiwać, że personel medyczny będzie w pełni respektował życzenia przyszłych matek. Co więcej, badania naukowe nie dowodzą, aby porody domowe wiązały się z większym ryzykiem zdrowotnym niż porody w szpitalach pod warunkiem, że dotyczą one ciąż niezagrożonych, uczestniczą w nich wykwalifikowane położne, które potrafiłyby prawidłowo zareagować na wypadek komplikacji, zaś matki wraz noworodkami mogą szybko dotrzeć do najbliższego szpitala.
Z drugiej strony trybunał zauważył, że nawet jeśli ciąża przebiega bez komplikacji, to podczas porodu mogą pojawić się niespodziewane powikłania, wymagające natychmiastowej interwencji lekarza, jak w sytuacji rozległego krwawienia czy niedotlenienia. Wówczas czas spędzony na dojeździe do szpitala mógłby jeszcze bardziej zwiększyć zagrożenie dla zdrowia kobiety i dziecka. W świetle tych argumentów trybunał uznał, że matki, którym odmówiono dostępu do pomocy położnej przy domowym porodzie, nie poniosły w wskutek tego nadmiernego i nieproporcjonalnego obciążenia. Tym samym władze czeskie nie naruszyły art. 8 konwencji.
Czeskie przepisy dotyczące świadczeń z zakresu opieki okołoporodowej oraz opieki nad noworodkiem w relacji do prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego były głównym analizy trybunału także w innym wydanym tego samego dnia wyroku. Sprawa tym razem dotyczyła matki, Evy Hanzelkovej, która z własnej woli opuściła szpital w dniu urodzenia dziecka, mimo że personel medyczny zdecydowanie się temu sprzeciwiał. Pracownicy szpitala natychmiast zawiadomili o tym policję oraz opiekę społeczną, a następnie wystosowali do niej pismo, informujące, że ze względu na krótki okres, jaki minął od porodu zdrowie, a nawet życie dziecka będą zagrożone, dopóki lekarz nie zapewni mu niezbędnej opieki. W efekcie opieka społeczna zwróciła się do sądu o zastosowanie środka zabezpieczającego. Sąd przychylił się do tej prośby.
Niedługo potem pracownik socjalny i lekarz przy asyście policji weszli do domu Hanzelkovej. Dziecko zostało poddane badaniu, w wyniku którego stwierdzono, że dziecko jest zdrowe. Mimo to wraz z matką zabrano je do szpitala, gdzie oboje spędzili dodatkowe dwa dni.
Hanzelkova złożyła odwołanie, powołując się na naruszenie swojego prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, ale sąd orzekł, że jest ono bezprzedmiotowe, gdyż środek zabezpieczający już wygasł. Następnie jej skargę oddalił sąd konstytucyjny, dowodząc, że środek zabezpieczający nie ograniczył praw i wolności kobiety, zaś ingerencja władz była w badanym przypadku uzasadniona. Efektu nie przyniosło też postępowanie przeciwko ministerstwu zdrowia ze względu na przedawnienie sprawy.
W skardze wniesionej do ETPC Hanzelkova argumentowała, że nakazanie jej powrotu do szpitala kilka godzin po jego opuszczenia nie był konieczny ani zgodny z prawem naruszał art. 8 konwencji (prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego). Brak możliwości zakwestionowania środka zabezpieczającego uznała z kolei na złamanie art. 13 (prawo do skutecznego środka odwoławczego).
Trybunał stwierdził, że nakaz przekazania noworodka pod opiekę szpitala był bardzo surowym środkiem, który wymagał mocnego uzasadnienia. Zdaniem sędziów władze powinny najpierw dokładnie zbadać ryzyko, jakie wiązało się z tym dla dziecka oraz ocenić, czy jego zdrowie nie mogło być chronione mniej inwazyjnymi środkami. Tymczasem sąd krajowy wydając decyzję o zastosowaniu środka zabezpieczającego po prostu powołał się na pismo sporządzone przez lekarza. Szpital nie poinformował zaś Hanzelkovej o zagrożeniach, jakie wiążą się odmową opieki ani nie wykazał, że nie było to możliwe. Z tego względu trybunał uznał, że nie było istotnych powodów, aby przekazywać noworodka pod opiekę szpitalną wbrew woli matki i określił ten środek jako nieproporcjonalny i nadmierny.
Ponieważ środek zabezpieczający nie został anulowany z powodu niezgodności z prawem, czego wymagały przepisy, a termin przedawnienia był bardzo krótki, sędziowie stwierdzili również naruszenie art. 13 konwencji.
Wyrok Europejskiego Trybunału Człowieka z 11 grudnia 2014 r. w połączonych sprawach Dubská i Krejzová przeciwko Czechom (sygn. 28859/11 i 28473/12)
Wyrok Europejskiego Trybunału Człowieka z 11 grudnia 2014 r. w sprawie Hanzelkovi przeciwko Czechom (sygn. 43643/10)
EŚ