To ostatni moment, by ogłosić przetarg na aktualizację systemu informatycznego przed majowymi wyborami prezydenckimi. Ale wątpliwe, by udało się przygotować niezawodną wersję. Być może głosy będą liczone ręcznie
Maj 2015, wybory prezydenckie. Państwowa Komisja Wyborcza znów ma kłopoty z systemem elektronicznym, liczenie głosów się przedłuża, protokoły z komisji nie mogą dojechać. Ostatecznie zwycięzca może wygrać dzięki przewadze 150 tys. głosów, ale okazuje się, że łącznie oddano 200 tys. głosów nieważnych. Przegrany zarzuca fałszerstwo wyborcze, zaczyna się kryzys polityczny, i to na początku parlamentarnej kampanii wyborczej, bo przecież na przełomie września i października mają się odbyć wybory do Sejmu i Senatu. Przy nich sytuacja się powtarza.
Taki scenariusz jest całkiem realny. W poprzednich wyborach prezydenckich oddano właśnie 200 tys. głosów nieważnych. Wtedy system zliczania działał sprawnie, więc nie pojawiły się podejrzenia o manipulacje wyborcze. Jeżeli jednak w przyszłym roku z liczeniem będą jakieś problemy, możemy naprawdę stanąć w obliczu kryzysu. Dlatego podstawowe pytanie dotyczy tego, co zrobić, by obecny chaos wyborczy się nie powtórzył.
Eksperci nie mają złudzeń: szansa na przygotowanie sprawnego systemu informatycznego na wybory majowe jest nikła.
– Trzeba przecież nie tylko ogłosić przetarg, ale także – tym razem dokładnie – opracować specyfikację istotnych warunków zamówienia, dać na złożenie ofert nie jak poprzednio 7–14 dni, tylko co najmniej miesiąc, potem trzeba system przygotować, wdrożyć, przeszkolić samorządowych informatyków i na koniec jeszcze przeprowadzić porządne testy. Pół roku to naprawdę za mało czasu – uważa Agata Michałek-Budzicz, niezależny konsultant ds. przetargów na systemy informatyczne.
Tymczasem chaos wokół PKW się pogłębia. Cała PKW zapowiedziała w piątek, że odejdzie, najpierw dymisję ogłosił jej przewodniczący Stefan Jaworski i jego zastępcy, a wieczorem reszta PKW. Na razie mają swoje funkcje pełnić do ogłoszenia ostatecznych wyników wyborów po II turze na koniec listopada. Ale w związku z powszechnymi zarzutami dotyczącymi przebiegu wyborów i liczby głosów nieważnych na pewno sądy okręgowe będą musiały rozpatrywać protesty wyborcze. Już złożenie takich protestów zapowiedziało PiS. Sądy na ich rozpatrzenie łącznie z ewentualnymi apelacjami będą miały ponad 2 miesiące i tyle będą trwały zawirowania wokół obecnych wyborów. To oznacza, że nawet jeśli nowa PKW zostanie powołana w sprawny sposób na początku grudnia, może mieć za mało czasu, by do maja przygotować bezbłędny system elektroniczny obsługujący głosowanie.
Ale to nie znaczy, że w ogóle takiej szansy nie ma. Bo jak tłumaczy nam Andrzej Zdzitowiecki z firmy 4pi, która kilka lat temu zrobiła audyt SysWyb, czyli aplikacji wyborczej, w przypadku wyborów prezydenckich ryzyko jest niższe, niż było teraz: – Wybory samorządowe dla tego systemu to koszmar, a prezydenckie to spacerek. Jedna lista, kilka, góra kilkanaście nazwisk, najprostszy z możliwych sposób ustalania wyniku wyborów – ocenia ekspert. Ale i on dodaje, że aby to zadziałało, konieczny jest szybki, sprawny i dobry przetarg, w którym naprawdę zostanie wybrana doświadczona firma, z odpowiednim budżetem.
A PKW obecnie podzieliła e-system tak, że to jej informatycy odpowiadają za rejestrację kandydatów, a zewnętrzna firma robiła tylko część do zliczania i raportowania głosów – własnymi siłami nie ma na to szans. – Ich zespół jest zbyt mały, żeby pisać takie oprogramowanie, i nastawiony na inne działania. To są specjaliści od administracji i utrzymania systemów, nie analitycy, projektanci czy programiści – dodaje Zdzitowiecki.
Samo KBW, jak odpisał nam Grzegorz Rogaczewski odpowiadający w nim za przetargi, wciąż planuje zamówienie: – Rozpisanie przetargu (jeśli burza wokół PKW, KBW i systemu do zliczania głosów nie wpłynie na prace KBW) przewidywane jest, jak tylko zapewnione będą środki budżetowe z Sejmu na wybory prezydenta; być może jeszcze w bieżącym roku, a na pewno na początku 2015 r.
– Nie ryzykowałbym testowania nowego systemu w wyborach prezydenckich czy parlamentarnych. Najlepszym miejscem dla sprawdzenia takich nowych rozwiązań są wybory uzupełniające, które odbywają się często – twierdzi szef klubu PO Rafał Grupiński.
Wszyscy analitycy IT, z którymi rozmawialiśmy, jednoznacznie oceniają, że najbezpieczniejsze byłoby zdecydowanie, by wybory prezydenckie zliczać wyłącznie ręcznie. To o tyle nieskomplikowane, że system elektroniczny ma wyłącznie charakter wspomagający. Najważniejsze czynności, jak zliczanie głosów z urn, dokonywane są bez udziału komputera, także przesył danych o wynikach – choć może odbywać się drogą elektroniczną – ma tylko charakter pomocniczy, gdyż podstawą dla PKW są papierowe protokoły z komisji wyborczych.
Ale organizacja wyborów to nie wszystko. Prawdopodobna jest nowelizacja kodeksu wyborczego, czego domaga się PiS. Proponuje z jednej strony ustawę o skróceniu kadencji właśnie wybranych samorządów, na co koalicja PO–PSL się nie zgadza. Z drugiej strony ma pakiet rozwiązań, które sprawią, że wybory będą bardziej przejrzyste. – Trzeba znowelizować kodeks wyborczy, by zmniejszyć możliwości nadużyć w obwodowych komisjach wyborczych – wskazuje szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.
Jego partia proponuje wprowadzenie przezroczystych urn wyborczych, kamery internetowe w każdej komisji wyborczej, obliczanie głosów przez całą komisję wyborczą oraz wskazanie w kodeksie wyborczym, jak ma wyglądać karta do głosowania. Wprowadzenie podglądu z kamer już w trakcie wyborów prezydenckich może się okazać trudne: to duże wyzwanie logistyczne i organizacyjne. Obwodowych komisji wyborczych jest 27 tys., trzeba by więc nie tylko kupić sam sprzęt, ale także zapewnić przekaz i strony internetowe dla każdej z nich.
Ale niewykluczone, że wcześniej lub później te pomysły wejdą w życie. Nie wyklucza tego i PO, choć zastrzega, że nie można tego traktować jako przyznania, że teraz wybory są fałszowane. – To pomysły do przedyskutowania. Nie mam nic przeciwko przezroczystym urnom, ale nie przy tej zadymie i nie w trakcie procesu wyborczego – zastrzega Rafał Grupiński.

27,6 tys. tyle jest komisji obwodowych, w których można głosować i które jako pierwsze zliczają wyniki głosowania

291 mln zł kosztowało przeprowadzenie tegorocznych wyborów samorządowych. Z czego na system informatyczny wydano 429 tys. zł

7,89 proc. głosów nieważnych oddano w wyborach samorządowych w 2010 r., w tym roku 9,76 proc.

System wybrany ze wskazaniem

– Albo w PKW pracują kompletni ignoranci, którzy dla wygody chcieli ominąć prawo, albo zamówienia były szyte pod konkretną firmę. Nie wierzę, że to przypadek, że równolegle starano się o zgodę na zamawianie systemów bez przetargów i ogłaszano je tak, że nie chciała ich zrealizować żadna poważna firma – mówi Agata Michałek-Budzicz, konsultant ds. zamówień publicznych IT. Oto, jak wyglądał ostatni rok prac nad informatyzacją w PKW:

Październik 2013 r. – ogłoszenie przetargu na Platformę Wyborczą 2.0. Do Krajowej Izby Odwoławczej wpływają skargi od firm zainteresowanych tym zamówieniem. KIO przyznaje im rację i każe je poprawić. Krajowe Biuro Wyborcze unieważnia cały przetarg.

24 lutego 2014 r. – dwa zamówienia na moduły i na stronę do wyborów do Parlamentu Europejskiego. KBW decyduje, że inaczej niż do tej pory, to ich informatycy opracują część systemu odpowiedzialną za rejestrację kandydatów, a więc nie będzie na to przetargów.

Marzec 2014 r. – PKW wnioskuje do ABW i Urzędu Zamówień Publicznych o wyjęcie wszystkich przetargów na oprogramowanie i usługi informatyczne do obsługi wyborów spod rygorów prawa, tak by stały się tajne lub ściśle tajne. Czyli chce te usługi zamawiać z wolnej ręki.

31 marca 2014 r. – kontrakt na witryny dla wyników do PE dostaje Nabino, a 8 kwietnia kontrakt na moduły do wyborów do PE trafia do Pixels, czyli dawnego wykonawcy całego systemu.

16 kwietnia 2014 r. – UZP jednoznacznie odmawia PKW.

18 czerwca 2014 r. – KBW ogłasza przetarg na obsługę wyborów do Senatu. Czas na zgłoszenie ofert – 7 dni. 19 czerwca przypada Boże Ciało. – To klasyczny przykład weekendowego przetargu. To uniemożliwia realną konkurencję – podkreśla Piotr Trębicki, prawnik od zamówień publicznych. – Albo wprost: daje szansę nie tylko na wygraną, ale wręcz na samo zgłoszenie się jedynie tym firmom, które wcześniej o zamówieniu wiedziały – dodaje. Zgłasza się jedna firma – Nabino – i jako jedyna dostaje kontrakt na 120 tys. zł.

Sierpień 2014 r. – w kolejnym przetargu na obsługę wyborów samorządowych także nie ma więcej chętnych.

PKW na pytania DGP, dlaczego przetargi ogłaszała w ostatniej chwili, odpowiedziała, że prawa nie złamała, a „składanie ofert zbiegło się z okresem świątecznym niezamierzenie”.

Wspomaganie głosowania: dziurki, czipy i elektroniczne urny

Elektronika powinna ułatwiać liczenie głosów oddanych w wyborach – i istnieje sporo przykładów wskazujących, że tak się dzieje, chociaż na różne sposoby. W Polsce mamy do czynienia z elektroniczną wizualizacją wyników głosowania, czyli systemem, w którym cyfrowo wspomagane jest tylko przekazywanie wyników wyborów z jednostek terenowych do centrali. Sama natura procesu zliczania głosów jest „analogowa”, czyli manualna, z czym bywa różnie. Dla przykładu, podczas ostatnich eurowyborów na wyniki w Polsce trzeba było czekać do wieczora dzień po głosowaniu; tymczasem Hiszpanie poznali je już w niedzielę w nocy, a Francuzi, Niemcy i Włosi do południa w poniedziałek. Jednak mieszkańcy ośmiu krajów UE czekali na wyniki dłużej niż my, m.in. w Wielkiej Brytanii.
Dalej poszły kraje, w których wprowadzono głosowanie wspomagane elektronicznie, czyli takie, w którym nie wrzuca się głosu do urny, ale głosuje na specjalnie zaprojektowanym urządzeniu. Już w pierwszej połowie lat 60. z takim systemem zaczęły eksperymentować Stany Zjednoczone. Doszły do tego, że wyborca naciskał przycisk w urządzeniu, a to robiło dziurkę w karcie do głosowania. Dziurkowe systemy skompromitowały się w czasie wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2000 r., gdy na Florydzie, będącej wówczas rozstrzygającym stanem, pojawiły się liczne kontrowersje, czy dziurki są wystarczająco wyraźne, by uznać głos za ważny.
Wspomagane głosowanie jest powszechne w Brazylii. Wyborcy po podaniu numeru dowodu osobistego podchodzą do urządzenia wyposażonego w ekran LCD, na którym wyświetlane są nazwiska kandydatów. Maszyna przechowuje każdy oddany głos w pamięci i przesyła wyniki po zakończeniu głosowania za pomocą telefonu satelitarnego. Dzięki temu wyniki znane są kilkanaście minut po zamknięciu lokali wyborczych.
W elektronice upatrywała też szansy na uproszczenie wyborów największa demokracja świata, czyli Indie. Pierwsze próby przeprowadzono tam już w 1982 r., a za pomocą 1,38 mln maszyn mieszkańcy kraju po raz pierwszy elektronicznie wybrali parlament w 2009 r. Ciekawe rozwiązanie funkcjonuje także od połowy lat 90. w Belgii, gdzie wyborca otrzymuje kartę magnetyczną, wkładaną najpierw do urządzenia służącego do oddawania głosu, a następnie do „urny”, która te głosy zlicza.
Z głosowania wspomaganego zrezygnowali Holendrzy w 2007 r., chociaż wprowadzali ten system stopniowo od początku lat 90. Z kolei w Niemczech elektroniczne głosowanie zakończył wyrok trybunału konstytucyjnego z 2009 r., w którym sędziowie wskazali, że ustawa zasadnicza wymaga, aby wynik wyborów był weryfikowalny w prosty sposób i bez udziału specjalistycznej wiedzy.
Najbardziej zaawansowaną formę, czyli głosowanie zdalne, wprowadziła Estonia. Dzięki temu, że każdy jej obywatel ma dowód osobisty z czipem, może oddać głos przez internet. W 2005 r. została pierwszym na świecie krajem, w którym takie głosowanie odbyło się w wyborach lokalnych, a dwa lata później również parlamentarnych. Głosy przez internet oddaje się przed ostatecznym terminem głosowania (zazwyczaj przez tydzień) i mogą być one zmieniane; liczyć się będzie ostatni wybór. W ostatnich jak dotąd wyborach, w 2011 r., za pośrednictwem komputera lub smartfonu, bo i taką możliwość wprowadzono, zagłosowało ponad 15 proc. uprawnionych i 24 proc. wszystkich głosujących. Mimo że kilka lat temu Estonia stała się obiektem ataków hakerskich i pojawiły się wątpliwości co do tego, czy ten sposób głosowania jest bezpieczny, władze w Tallinie nie mają zamiaru z niego rezygnować.