Prawnicy żądają pieniędzy od osób, które w sieci rozpowszechniają film Andrzeja Wajdy. Ale metoda na „policję, ugodę i odszkodowanie” jest nieskuteczna
Prawnicy żądają pieniędzy od osób, które w sieci rozpowszechniają film Andrzeja Wajdy. Ale metoda na „policję, ugodę i odszkodowanie” jest nieskuteczna
Nawet 460 tys. internautów może dostać w najbliższych miesiącach wezwania z policji, a potem wnioski o podpisanie ugody i zapłatę odszkodowania. Tym razem prawnicy wyspecjalizowani w walce z piratami internetowymi na warsztat wzięli film Andrzeja Wajdy „Lech Wałęsa. Człowiek z nadziei”.
– Zawiadomienie do prokuratury właśnie jest przygotowywane. To będzie oznaczało kolejne dziesiątki tysięcy osób podejrzanych o złamanie prawa – mówi nam mecenas Artur Glass-Brudziński, którego kancelaria przejęła sprawy prowadzone w imieniu producentów filmowych od Kancelarii Anny Łuczak.
Od kilku miesięcy opisujemy operację prowadzoną przez prawników w imieniu producentów filmowych. Do tej pory po zawiadomieniach o popełnieniu przestępstwa prokuratura w Pruszkowie wszczęła postępowanie w sprawie filmów „Czarny Czwartek”, „Obława”, „Last Minute”, „Być jak Kazimierz Deyna” i „Drogówka”. Dochodzi biografia Wałęsy, którą w kinach obejrzało blisko milion widzów. Z danych kancelarii wynika, że między 6 lutego a 11 września tego roku na torrentach film ten udostępniono aż 460 tys. razy.
Jak mówi Glass-Brudziński, część z adresów IP na pewno należy do tych samych osób. Podobna sytuacja była przy „Drogówce”. Zawiadomień o popełnieniu przestępstwa ostatecznie było mniej niż namierzonych IP. Jak się okazało, około 30 proc. osób było namierzanych kilka, kilkanaście czy nawet kilkaset razy. Mając zainstalowany program do ściągania torrentów, system pracuje cały czas i przy każdym ściągnięciu ponownie udostępnia się pliki z własnego dysku. Jak widać, niektórzy ten film udostępnili nawet kilkaset razy – tłumaczy prawnik i dodaje, że po tym, jak zweryfikowała to prokuratura, okazało się, że 280 tysięcy namierzonych IP należało do 30–40 tys. osób.
Naczelna Rada Adwokacka latem rozpatrywała, czy kancelaria Anny Łuczak nie złamała prawa i nie uprawia copyright trollingu.
NRA ostatecznie kancelarii nie potępiła. Do ich metody daje się przekonać coraz więcej producentów filmowych.
– Stowarzyszenie Filmowców Polskich nie poleca filmowcom takiej metody walki o swoje prawa. Aczkolwiek oczywiście rozumiemy, że w sytuacji gdy ktoś ma realne straty ze względu na piractwo, szuka różnych metod ich zmniejszenia – mówi nam mecenas Dominik Skoczek, pełnomocnik Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Dodaje, że zamiast samego ścigania pojedynczych internautów łamiących prawa autorskie, SFP raczej wspiera prace nad zmianami prawa, które pomogłyby rozwiązać problem systemowo.
Te metody to jednak środki na przyszłość. I na zmniejszenie skali zarabiania na łamaniu praw autorskich niż na powstrzymanie internautów przed piractwem. Jak się okazuje, po ponad roku od rozpoczęcia akcji ze ściganiem samych internautów i w niej nie ma specjalnych sukcesów. Glass-Brudziński przyznał nam, że zapłacić odszkodowanie zdecydowało się ledwie kilka procent namierzonych osób.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak mówi DGP, że na razie po prawniczej ofensywie nikomu nie przedstawiono zarzutów. Jednak w pierwszych trzech postępowaniach zostało wszczęte dochodzenie. Jedno postępowanie toczy się w trybie czynności sprawdzających. – Na terenie całej Polski zidentyfikowano ponad 100 tys. osób, które mogły nielegalnie udostępnić wymienione filmy. Dotychczas przesłuchano kilkuset świadków – komentuje Nowak.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama