Minister sprawiedliwości znów będzie wydawał decyzje na podstawie aktu, który jeszcze nie wszedł w życie. Inaczej przywracane sądy nie mogłyby zacząć pracy 1 stycznia 2015 r.
Problem dotyczy przenoszenia sędziów, których sądy macierzyste – na skutek reformy Gowina – zostały przekształcone w wydziały zamiejscowe większych jednostek. Po 1 stycznia 2015 r. mają one zostać przywrócone. Jak wynika z projektu rozporządzenia, który właśnie trafił do konsultacji, kolejne 34 jednostki zostaną reaktywowane siedem miesięcy później, czyli 1 lipca. Przed resortem więc niebagatelna akcja przeniesienia około 500 sędziów.
Walka o zasady
Teoretycznie nie powinno być problemu. Niemal wszystkie spośród 79 jednostek zniesionych 1 stycznia 2013 r. zostaną przywrócone, a sędziowie na powrót będą orzekać w swoich sądach macierzystych. Jednak sami zainteresowani nie są, mówiąc delikatnie, zachwyceni tym, co się obecnie dzieje. Ich zdaniem sytuacja jest co najmniej kuriozalna, a minister sprawiedliwości zachowuje się tak, jak gdyby w ustawie zasadniczej nie było mowy o nieprzenoszalności sędziów.
– W rozporządzeniu wskazano, że wejdzie ono w życie 1 stycznia 2015 r. A przed tą datą minister sprawiedliwości będzie musiał wydać decyzję o przeniesieniu sędziego i mu ją doręczyć. Podobnie jak poprzednio, kiedy znoszono sądy, decyzja znów będzie więc oparta między innymi na akcie normatywnym, który nie wszedł w życie – zwraca uwagę Paweł Pośpiech, sędzia SR w Środzie Śląskiej, orzekający w wydziale zamiejscowym w Wołowie.
Zaznacza, że to był jeden z zasadniczych zarzutów, jakie sędziowie zawarli w swoich odwołaniach do Sądu Najwyższego od poprzednich decyzji o przeniesieniu z 2012 r.
– Jest to sytuacja w moim przekonaniu nie do zaakceptowania w demokratycznym państwie prawnym. To powinno wzbudzić sprzeciw u każdego prawnika – mówi sędzia Pośpiech.
Przypomnijmy, że SN jeszcze tych odwołań nie rozpoznał, gdyż w jednej ze spraw skład orzekający postanowił zapytać Trybunał Konstytucyjny, czy zgodne z ustawą zasadniczą są przepisy prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 427 – dalej u.s.p.), które pozwalają ministrowi przenieść sędziego bez jego zgody, jeżeli jego dotychczasowe stanowisko zostało zniesione na skutek m.in. zmiany organizacji sądownictwa lub zniesienia sądu (art. 75 par. 3 w związku z art. 75 par. 2 pkt 1). A właśnie korzystając z tych przepisów resort przenosił sędziów w grudniu 2012 r. Teraz ich odwołania czekają, aż wypowie się TK. Ten jednak dotychczas nie wyznaczył nawet terminu rozprawy.
Co zamierzają więc zrobić w obecnej sytuacji ponownie przenoszeni sędziowie? Czy będą znów odwoływać się do SN?
– Nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Najlepiej oczywiście byłoby, gdyby najpierw wypowiedział się TK, co skutkowałoby rozpoznaniem przez SN naszych poprzednich odwołań. Wtedy bowiem mielibyśmy jasną sytuację – wskazuje sędzia Pośpiech.
Dodaje, że nie można wykluczyć, że takie odwołania będą składane.
Podobnie sytuację ocenia Bartłomiej Starosta, sędzia Sądu Rejonowego w Międzyrzeczu, który przed 1 stycznia 2013 r. był sędzią SR w Sulęcinie.
– Jednego jestem pewien: nie wycofam z SN swojego odwołania od decyzji z 2012 r. Chcę bowiem, aby SN wypowiedział się jasno co do tego, czy mieliśmy rację, nie godząc się na takie traktowanie urzędu sędziego przez władzę wykonawczą – zaznacza Starosta.
Ratio legis
Resort sprawiedliwości odpiera jednak zarzuty.
– Decyzje o przeniesieniu muszą zostać wydane i doręczone sędziom przed 1 stycznia 2015 r. Nie ma innej możliwości. Inaczej sądy nie mogłyby zachować ciągłości pracy – zauważa Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości.
Jego zdaniem nie ma tutaj mowy o żadnych wątpliwościach, gdyż w decyzjach wskazane będzie wyraźnie, że przeniesienie następuje z dniem 1 stycznia 2015 r. Ponadto zaznacza, że to nie pierwszy raz sędziowie przenoszeni są w taki właśnie sposób.
– Resort proceduje na takich zasadach już od dziesięcioleci – zauważa wiceminister.
Dalecy od potępiania są również eksperci.
– Pod względem formalno-prawnym nie wszystko jest w porządku. Ale minister musi zadbać o to, aby sądy prawidłowo funkcjonowały – zaznacza prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.