Wspinaczka górska zakończona upadkiem ze skały. Kto odpowiada? Nie tylko asekurujący. Zadanie ustalenia sposobu zejścia ze skały spoczywa bowiem na obydwu partnerach wspinaczkowych - uznał Sąd Okręgowy we Wrocławiu.
A.G. i M.F. poznali się na forum internetowym, które skupia pasjonatów wspinaczek skałkowych. Ona miała 31 lat, on 17, a połączyła ich wspólna pasja. W pewien długi majowy weekend, wyjechali w góry ze znajomymi. Na miejscu część grupy wyjazdowej, udała się w teren, żeby poćwiczyć wspinaczkę. Partnerem A.G. został M.F. Przed wejściem na górę wymienione dwójka sprawdziła wzajemnie węzły i stanowiska asekuracyjne, po czym A.G. zaczęła się wspinać, a M.F. ją asekurował.
Po tym jak kobieta wdrapała się na szczyt, M.F zniknął jej z pola widzenia. Partnerzy słabo się również słyszeli. Po krótkim pobycie na górze, A.G. ustawiła się do zjazdu, rzucając w kierunku M.F. komendę „daj luz”. Chłopak usłyszał jednak zwrot „mam auto” i odpiął linę z przyrządu asekuracyjnego. W konsekwencji A.G. zamiast kontrolowanego zjazdu, zaliczyła niekontrolowany upadek.
Kobieta w wyniku wypadku doznała poważnych obrażeń, m.in. stłuczenia głowy i licznych złamań kości. Stwierdzono u niej 25% trwałego uszczerbku na zdrowiu. Spędziła wiele dni w szpitalu, gdzie była kilkukrotnie operowana. A po jego opuszczeniu była zmuszona korzystać z pomocy bliskich przy wykonywaniu codziennych czynności. Musiała również poddać się długiej rehabilitacji. Wskazała także, iż ze względu na zły stan zdrowia była zmuszona przerwać studia doktoranckie z ekonomii.
W ocenie A.G. do wypadku doszło z winy M.F., który lekkomyślnie odpiął linę z przyrządu asekuracyjnego. Dlatego kobieta zdecydowała się wnieść powództwo przeciwko niemu o odszkodowanie i zadośćuczynienie. Zażądała zasądzenia łącznej kwoty 200 tys. zł, na którą składało się: 10 tys. zł tytułem rezygnacji ze studiów doktoranckich i 2.4 tys. zł za dojazdy na rehabilitację i zabiegi. Pozostała część miała stanowić zadośćuczynienie.
Pozwany M.F. w odpowiedzi wskazał, że do zdarzenia wskutek, którego ucierpiała A.G. doszło bez jego winy. Jednocześnie na wypadek uznania przez sąd swojej odpowiedzialności, wniósł o ustalenie przyczynienia się A.G. do zdarzenia, w co najmniej 80 proc.
Sąd Okręgowy we Wrocławiu częściowo uwzględnił powództwo.
W pierwszej kolejności rozważył kwestię przyczynienia się A.G. do powstania szkody. Zgodnie z poglądami dominującymi w orzecznictwie jest nim „każde zachowanie pozostające w normalnym związku przyczynowym ze szkodą, za którą ponosi odpowiedzialność inna osoba.” Zaznaczył jednocześnie, że w myśl art. 362 k.c. „jeżeli poszkodowany przyczynił się do powstania lub zwiększenia szkody, obowiązek jej naprawienia ulega odpowiedniemu zmniejszeniu stosownie do okoliczności, a zwłaszcza do stopnia winy obu stron.”
W ocenie sądu nie budzi wątpliwości wina M.F., który jako osoba asekurująca powinien zachować szczególną ostrożność, albowiem odpowiada on za bezpieczeństwo wspinającego się. Przywołał również opinię biegłego, który jednoznacznie stwierdził, że w przypadku, kiedy asekurujący ma wątpliwości co do wypowiedzianej komendy, powinien upewnić się jakiej treści komunikat padł. Tego obowiązku M.F. nie wypełnił.
Sąd zwrócił także uwagę, że zarówno M.F. jak i A.G. nigdy nie współpracowali, a tym samym niewiele wiedzieli o sobie i swoich umiejętnościach. Pomimo tego, nie uwzględnili sposobu zejścia ze skały. A.G. zeznała, iż sądziła, że M.F. wie, że będzie zjeżdżać na tzw. wędkę, a chłopak był przekonany, że skoro chwilę wcześniej kobieta samodzielnie zjechała bez asekuracji, to i tym razem w taki sposób spuści się ze skały. Sąd zwrócił jednak uwagę, że w sytuacji, kiedy w grę wchodzi życie ludzkie nie można poprzestać na domysłach. Dodał, iż co prawda rutyniarze standardowo nie uzgadniają takich szczegółów, to jego zdaniem niewielkie doświadczenie M.F. i A.G. i brak wspólnych doświadczeń wspinaczkowych, wymagały ustalenia tych kwestii. Sąd podkreślił, że obowiązek doprecyzowania szczegółów obciążał zarówno M.F. jak i A.G. Chociaż jego zdaniem od kobiety powinno się wymagać więcej. Miała bowiem dłuższe doświadczenie wspinaczkowe od pozwanego i była od niego prawie dwukrotnie starsza. „Wiek, a co za tym idzie doświadczenie życiowe, dojrzałość, pozwalają bowiem na pełniejsze dostrzeganie zagrożeń, których młody człowiek nie jest często w stanie przewidzieć” - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Dlatego też sąd ocenił, iż powódka przyczyniła się do wypadku w 70 proc.
W ocenie SO we Wrocławiu, A.G. w wyniku zdarzenia doznała również krzywdy, która powinna być zrekompensowana stosownym zadośćuczynieniem. Dokonując w przedmiotowej sprawie analizy cierpień powódki, uznał jednak, iż żądane zadośćuczynienie, w kwocie dochodzonej pozwem, jest nieadekwatne do doznanej krzywdy. Za odpowiednie sąd uznał zadośćuczynienie w kwocie 80 tys. zł. Pomniejszył je jednak o ustalone przyczynienie się A.G. do szkody w wysokości 70 proc.
Przechodząc z kolei do oceny żądania odszkodowania wskazał na treść przepisu art. 444 par. 1 i par. 2 k.c. stanowiącego, iż w razie uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia naprawienie szkody obejmuje wszelkie wynikłe z tego powodu koszty.
Zdaniem sądu roszczenie odszkodowawcze powódki częściowo okazało się zasadne. Niewątpliwie bowiem następstwem wypadku była konieczność rehabilitacji oraz długotrwałego leczenia. Dlatego sąd zdecydował się zasądzić 30% dochodzonej przez A.G. kwoty, z uwagi na przyjęte przyczynienie.
Odnosząc się z kolei do straty majątkowej z tytułu rezygnacji ze studiów doktoranckich, które wcześniej opłaciła A.G., wskazał, że nie ma podstaw do uznania, iż powódka nie mogła kontynuować nauki. Wypadek wydarzył się 30 kwietnia 2007 r., a zatem pod koniec roku akademickiego, a powódka na zwolnieniu lekarskim przebywała do końca lipca, zaś do pracy wróciła już we wrześniu. Dlatego zdaniem sądu nie było przeciwwskazań do kontynuowania przez nią nauki.
Wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 24 kwietnia 2014 r. ( sygn. akt I C 504/10).
PS