O wyborze szkoły dla dziecka powinien w praktyce decydować ten rodzic, u którego maluch mieszka. To na nim spoczywa bowiem trud dowożenia i odbierania go z placówki. Zdanie drugiego rodzica powinno mieć w takim przypadku, jedynie charakter posiłkowy - uznał Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy w Warszawie.

J.F. ma 35 lat i prowadzi własną firmę. Z kolei R.K. jest 36-letnim adwokatem i pracuje w kancelarii. R.K. i J.F. są małżeństwem, ale od 3 lat razem nie mieszkają. Obecnie są w trakcie rozwodu. Mają jedno dziecko - 7 letniego syna. Chłopiec mieszka z matką, a z ojcem widuje się raz na jakiś czas.

Sąd przed, którym zawisła sprawa rozwodowa ustalił na czas trwania postępowania kontakty R.K. z synem oraz nałożył na mężczyznę obowiązek łożenia na jego utrzymanie. Ojciec dziecka miał płacić alimenty w wysokości 1800 zł miesięcznie, jednak nie zawsze to robił.

Ponadto w postanowieniu, o którym mowa powyżej ustalono, że podjęcie decyzji w sprawie zmiany szkoły oraz kierunku edukacji dziecka, wymaga zgody obojga rodziców.

Dlatego J.F. nie mogąc dojść do porozumienia z ojcem malucha, złożyła do sądu wniosek o zezwolenie na zapisanie chłopca do publicznej podstawówki, bez zgody jego taty. Wcześniej jej syn przez 1,5 roku uczęszczał natomiast do grupy zerówkowej w prywatnej szkole podstawowej. Jednak od nowego roku szkolnego placówka zmieniała lokalizację, a poziom nauczania ze względu zwiększenie liczby dzieci w klasach znacznie się obniżył, dlatego J.F uznała, że należy z niej zrezygnować.

W odpowiedzi R.K. wniósł o oddalenie wniosku. Wskazał, że syn z zaaklimatyzował się w obecnej szkole. Uczęszcza tam bowiem od 1,5 roku i dobrze się w niej czuje. Według niego jedynym powodem zmiany jest wygoda matki, bowiem szkoła położona jest blisko miejsca jej zamieszkania.

Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy w Warszawie uwzględnił wniosek kobiety i zezwolił na zapisanie chłopca do publicznej podstawówki, bez zgody jego ojca.

Na wstępie zaznaczył, że zgodnie z art. 95 par. 3 k.r.o. władza rodzicielska powinna być wykonywana tak, jak wymaga tego dobro dziecka i interes społeczny.

Wyjaśnił, że konieczne jest, aby maluch rozwijał się i kształcił w sposób odpowiedni do swojego wieku i możliwości. Nie jest natomiast konieczne dla jego normalnego rozwoju, aby uczył się w szkole prywatnej.

Zdaniem sądu rejonowego standardem powszechnym w naszym kraju jest, że dzieci kształcą się w placówkach państwowych i jest to zgodne z ich dobrem.

Zaznaczył, że obecnie szkoły publiczne mają coraz lepsze warunki, wykształconą kadrę i bogatą ofertę zajęć dodatkowych. Tak więc rodzic, który chce zapewnić dziecku uczącemu się w placówce państwowej kursy nadprogramowe, nie ma z tym żadnych problemów.

Dodał jeszcze, iż przy wyborze szkoły dla dziecka, należy brać także pod uwagę aspekty istotne dla rodziców, czyli kwestie finansowe czy lokalizację placówki.

Koszty kształcenia obciążają bowiem zarówno matkę jak i ojca. Muszą oni zatem ustalić między sobą, czy są w stanie je ponosić i na jakich zasadach. Jeżeli nie ma między nimi zgody w tym zakresie, to szkoła prywatna odpada. "Jeden rodzic nie może bowiem wybierać szkoły, za którą musiałby płacić drugi, zwłaszcza nie mający ku temu środków i nie zgadzający się na to." - czytamy w uzasadnieniu.

W kwestii lokalizacji, sąd stwierdził, iż jest ona istotna zarówno dla rodzica jak i malucha. Zaznaczył, że już od trzeciej klasy szkoły podstawowej dziecko zaczyna do niej chodzić samo, co jest naturalnym etapem w procesie usamodzielnienia. Dlatego tak ważne jest, aby była blisko miejsca zamieszkania. Jeśli jest za daleko, dziecko jest stale zdane na dowożenie przez rodziców i jest to tak dla niego jak i jego opiekunów sytuacja wymagająca zwiększonych wysiłków.

W ocenie sądu o wyborze szkoły powinien w praktyce decydować ten rodzic, który będzie dziecko do tej niej dowoził i odbierał, czyli de facto ten, u którego ono mieszka. To jego czeka bowiem trud szykowania, dowożenia i odbierania malucha ze szkoły - zaznaczył.

W ocenie sądu, zdanie drugiego z rodziców, u którego pociecha nie mieszka, powinno mieć charakter jedynie posiłkowy, bowiem praktycznie rzecz biorąc "nie musi on dźwigać codziennego balastu opieki, dowożenia do szkoły czy zostawania w domu z chorym dzieckiem".

W niniejszej sprawie to matka malucha musi na co dzień się nim opiekować i jej decyzja, aby zapisać go do pobliskiej szkoły rejonowej, jest rozsądna i słuszna. A zdaniem sądu argumenty ojca nie zasługują na uwzględnienie.

Postanowienie Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy w Warszawie z 22 lipca ( sygn. VI Nsm 549/14).

PS